Nadeszły dni chwały dla wszystkich zwolenników tezy o nieuchronnym upadku obecnego systemu pieniądza opartego na niczym poza zaufaniem i równie nieuchronnym powrocie ludzkości do systemu monetarnego opartego o coś z prawdziwą wartością, na przykład o złoto. Albo jego nowszą i lepszą cyfrową odmianę czyli bitcoina.
Fot. Crypto360/Flickr.com/CC BY 2.0
Nadeszły, bo w ostatnich dniach i złoto i bitcoin to absolutne przeboje na rynkach finansowych, a amerykański dolar, czyli fundament obecnego systemu finansowego na świecie raczej traci na wartości. Co ciekawe pierwszy raz w historii złoto i najpopularniejsza kryptowaluta wyraźnie drożeją w tym samym czasie. Podczas ostatniej podobnej zwyżki cen złota o bitcoinie jeszcze nikt nie słyszał, a podczas ostatniego rajdu bitcoina złoto było zatopione w kompletnym rynkowym marazmie. Teraz jest inaczej.
Teza o nieuchronnym upadku obecnego systemu monetarnego nie ma żadnych szans na realizację. Przynajmniej tak długo, jak istnieją państwa, które będą wymagać od obywateli uiszczania podatków w walutach państwowych, a nie w złocie bądź bitcoinie. Zacząłem od niej tylko po to, żeby początek był intrygujący. Dzisiejszy system ma się zupełnie dobrze i funkcjonuje zupełnie sprawnie, a najpopularniejszym na świecie miernikiem wartości nadal jest amerykański dolar. Ale to wszystko nie oznacza, że nie warto bliżej przyjrzeć się ostatnim wzrostom zarówno złota, jak i bitcoina, bo prezentują się one bardzo interesująco.
Zobacz także
Złoto na maksimach, bitcoin 110 proc. w górę
Dziś złoto jest najdroższe od pięciu lat, a tylko w czerwcu podrożało o blisko 10 proc. W ciągu ośmiu lat, które minęły od ustanowienia rekordu wszech czasów (1920 dolarów za uncję we wrześniu 2011 roku), lepsze miesiące zdarzyły się tylko dwa razy - w lutym 2016 roku i w styczniu 2012 roku.
Bitcoin z kolei jest najdroższy od marca 2018 i tylko w czerwcu podrożał o ponad 33 proc., a licząc od końca kwietnia, o 110 proc.
W związku z tym, że jedno i drugie efektownie drożeje jednocześnie powróciło efektownie brzmiące zdanie, że bitcoin może być nowym cyfrowym złotem (bo tak samo jak złoto jest niezależny od rządów, państw i w związku z tym jest podobnie antypaństwowy).
Takiej interpretacji sprzyja fakt, że zmiany na rynku bitcoina podobnie jak na rynku złota są dość słabo skorelowane ze zmianami na rynkach akcji czy obligacji. Dlatego w momentach, w których na tych bardziej płynnych i mainstreamowych rynkach dzieje się źle, kapitał szuka miejsc, które historycznie wyróżniają się tym, że poruszają się inaczej niż mainstream. Stąd gdy świat stoi w obliczu jakieś katastrofy, recesji, jakiejś sporej niepewności, część kapitału przypomina sobie o złocie i wtedy napływ tego kapitału powoduje, że złoto drożeje. Kuszące jest uznać, że bitcoin drożeje właśnie z tego samego powodu, ale to nieprawda. Przyczyny wzrostu notowań bitcoina są zupełnie inne niż przyczyny wzrostu notowań złota.
Robi się gorąco, więc złoto jest w cenie
W przypadku złota wszystko wygląda klasycznie. Mamy wspomnianą przed chwilą dużą niepewność. Świat boi się eskalacji wojen handlowych pomiędzy USA a Chinami, boi się, że duże gospodarki mogą przez to wpaść w recesję, boi się rosnącego napięcia na linii USA-Iran, ewentualnych zaburzeń w dostawach ropy, a na dodatek amerykański Fed właśnie zapowiedział, że jest otwarty na powrót do polityki obniżania stóp procentowych (bo też się tego wszystkiego boi, więc chce złagodzić swoją politykę pieniężną). Taki miks to idealne otoczenie, w którym popularność złota wśród inwestorów może rosnąć.
Tym bardziej, że ostatnie wzrosty notowań zdążyły już zwabić spekulantów, którzy niespecjalnie zwracają uwagę na tak zwane czynniki fundamentalne i po prostu ładują się z kasą tam, gdzie są szanse na duże wzrosty. Tylko w ostatni piątek do największego na świecie funduszu inwestującego w złoto napłynęło od klientów 1,6 mld USD. Tylko w ciągu tego jednego dnia fundusze zajmujące się lokowaniem pieniędzy inwestorów w złocie kupiły 32 tony tego kruszcu. W poniedziałek na amerykańskiej giełdzie towarowej COMEX w ciągu pięciu minut handlu właściciela zmieniało milion uncji złota.
Tak ożywionego ruchu na tym rynku nie było od lat. Bank Morgan Stanley uważa, że złoto to najlepsza lokata inwestycyjna na najbliższe sześć miesięcy na całym rynku surowcowym, ponieważ będzie mu sprzyjać utrzymująca się niepewność w globalnej gospodarce. Sprzyjać mu może także fakt, że notowania są na poziomie najwyższym od kilku lat. Może to zachęcać inwestorów, którzy dotąd pozostawali sceptyczni i nie wierzyli w możliwość dalszych wzrostów notowań.
Do tego w świecie superniskich, czasami nawet ujemnych stóp procentowych złoto jest klasycznym rakiem na bezrybiu dla wszystkich, którzy chcieliby spokojnie patrzeć jak rosną im odsetki na lokatach bankowych, ale nie mogą tego zrobić, bo na tych lokatach nie ma już żadnych sensowych odsetek. Tak więc każdy milioner, który postanowi przerzucić część swoich oszczędności z lokaty bankowej w złoto, tak właściwie niczego nie traci (przynajmniej na początku, to co będzie dalej zależy od tego co się będzie dziać z notowaniami złota). Kiedyś tracił odsetki. Przy zerowych stopach procentowych odsetki nie istnieją.
Złoto w trudnych chwilach zawdzięcza swoją popularność w dużej mierze temu, że spora część inwestorów jest skłonna traktować je jako bezpieczną przystań. Generalnie coś bezpiecznego. O tym, czy tak jest faktycznie, czy nie, można długo dyskutować, ale z całą pewnością można stwierdzić, że bitcoina jako bezpiecznej przystani traktować się nie da. To jeden z najbardziej rozchwianych i zmiennych instrumentów finansowych, jakie istnieją, zupełne przeciwieństwo stabilności notowań.
Nie wszystko złoto, co się świeci
Pomimo kuszących, ale powierzchownych podobieństw bitcoin drożeje dziś z zupełnie innych powodów niż złoto. Oto niektóre z nich:
- powoli, ale jednak, zmienia się na lepsze postrzeganie bitcoina na świecie, w tym ze strony władz i nadzorów finansowych;
- ucichły komentarze, zgodnie z którymi bitcoin służy praktycznie wyłącznie finansowaniu działalności przestępczej i jest jednym wielkim przekrętem (nie twierdzę, że to nieprawda, chodzi tylko o to, że ostatnio zdecydowanie rzadziej można to usłyszeć);
- generalnie o kryptowalutach i szerzej o blockchainie mówi się na rynkach finansowych i w bankowości coraz bardziej serio;
- wbrew niektórym komentarzom z czasów krachu na bitcoinie na początku 2018 bitcoin nie umarł i nadal istnieje, a trend spadkowy już dobrych kilka miesięcy temu się wyczerpał.
Przy tym wszystkim bitcoin jako instrument finansowy nadal zachowuje swój wybitnie spekulacyjny charakter, więc gdy tylko trend spadkowy uległ wyczerpaniu, dość szybko znaleźli się ryzykanci, którzy uznali, ze warto spróbować wejść w bitcoina ponownie, bo a nuż wykluje się zaraz nowy trend wzrostowy. Na mało płynnych rynkach (a bitcoin w dołku faktycznie był mało płynnym rynkiem) niewiele trzeba, aby taki nowy trend wzrostowy wykreować.
Wzrosty ruszyły na początku kwietnia i od tamtej pory działa ten sam mechanizm, który wywindował tę kryptowalutę w okolice 20 tys. dolarów w 2017 roku. Im bardziej spektakularne wzrosty, tym więcej chętnych, aby się do nich podłączyć w nadziei, że uda się sprzedać bitcoina drożej tym, którzy będą dołączać za kilka tygodni bądź miesięcy.
W 2017 roku nadzieje na to, że będzie przybywać nowych klientów, którym będzie można sprzedać bitcoina z zyskiem, były oparte na zapowiedziach dużych banków i giełd dotyczących tworzenia nowych parkietów specjalnie dla kryptowalut, tworzenia kontraktów terminowych opartych o kryptowaluty na największych giełdach świata itd. To wszystko miało sprawić, że bitcoin za chwilę stanie się w pełni poważnym i łatwo dostępnym dla wszystkich instrumentem finansowym. Wkrótce po tym, jak największa na świecie giełda towarowa w Chicago odpaliła kontrakty na bitcoina, ten zaliczył swój historyczny szczyt i zaczął się krach, bo w tym momencie wszyscy chcieli już sprzedawać, a kupujących było jak na lekarstwo.
To nie koniec wzrostów?
Dziś odrodziła się nadzieja na to, że w przyszłości bitcoin będzie znacznie bardziej dostępny i popularny, a to odrodzenie zawdzięczamy Facebookowi i jego pomysłowi na librę, czyli coś w rodzaju kryptowaluty, która ma być dostępna dla miliardów użytkowników najpopularniejszego serwisu społecznościowego na świecie.
Libra wprawdzie nie ma nic wspólnego z bitcoinem, ale to nic, bo jeśli odniesie sukces (a ma na to szanse), to w jej blasku ogrzeją się też wszystkie inne kryptowaluty z bitcoinem na czele. Ich wiarygodność wzrośnie. Większa wiarygodność będzie przyciągać nowy kapitał i dzięki temu cena będzie rosnąć. Pod taki scenariusz warto spróbować zagrać i jak widać rynek wszedł w tę grę bez problemu.
Do tego istnieje hipoteza dotycząca jeszcze jednego powodu. W maju 2020 roku zmniejszeniu ulegnie potencjalna podaż nowych bitcoinów. Elementem dość skomplikowanej konstrukcji technologicznej tej kryptowaluty jest to, że osoby, które je wykopują dostają w związku z tą działalnością coś w rodzaju nagrody w postaci kolejnych bitcoinów, ale co pewien czas ta nagroda zmniejsza się o połowę. Oznacza to ograniczenie podaży bitcoinów. Takie ograniczenie nastąpi w maju 2020 roku. Poprzednia fala wzrostów na bitcoinie, która trwała do grudnia 2017 roku zaczęła się w połowie 2015, czyli mniej więcej na rok przed ograniczeniem podaży z lipca 2016. Możliwe, że teraz rynek ponownie gra w dokładnie tę samą grę.
Mamy pierwszy raz sytuację, kiedy na rynkach błyszczą jednocześnie i złoto, i bitcoin, ale to nie znaczy, że to jedna i ta sama sensacyjna historia. Złoto drożeje z powodów, które dla bitcoina nie są zbyt istotne, a bitcoin drożeje z powodów dla złota zupełnie nieważnych. Łączenie jednego z drugim w jakąś bardziej zaawansowaną opowieść jest zdecydowanie zbyt romantyczne. A rynki finansowe to miejsce, w którym nie ma zbyt dużo miejsca na romantyzm.