Uwaga, fiskus zastawia na was psychologiczne pułapki. W jaki sposób? Wysyła listy behawioralne i liczy, że sami się pogrążycie. Bo niby czuje, że z waszymi podatkami coś może być nie tak, ale nie ma na to dowodu, a może i nawet sam ma wątpliwości, czy kantujecie, czy jednak nie.
Są tacy, którym nazwa „listy behawioralne” kojarzy się wcale nie naukowo, a raczej koszmarnie - niczym tresowanie podatnika, bo bodźcami behawioralnymi tresuje się przecież psy - stwierdził z jawną wzgardą o stosowaniu takich praktyk przez fiskusa dr hab. Stefan Płażek, prawnik z Uniwersytetu Jagiellońskiego na łamach serwisu prawo.pl.
To właśnie prawo.pl dotarło do zaleceń, jakie rzutem na taśmę, zupełnie w ostatniej chwili swoich rządów wystosował 11 grudnia 2023 r. Mariusz Gojny, wiceszef Krajowej Administracji Skarbowej i podsekretarz stanu w Ministerstwie Finansów. W ostatniej chwili, bo to przedstawiciel administracji poprzedniego rządu, ale okazuje się, że nowe szefostwo MF zalecenia nie cofnęło, więc wysyłanie listów behawioralnych do Polaków przez naczelnika urzędu skarbowego trwa w najlepsze.
Co jest w liście?
Zgodnie z ustawą, listy behawioralne są rodzajem wsparcia podatnika. W czym? W tym, żeby prawidłowo wykonywał swoje obowiązki podatkowe.
Ministerstwo Finansów widzi to tak: w takim liście naczelnik US opisuje nieprawidłowości w rozliczeniu podatku, ale o nic podatnika, który jest adresatem listu, nie oskarża. Wskazuje tylko, żeby sam zastanowił się, czy aby przypadkiem opisanego błędu nie popełnił, może i choćby z roztargnienia, a jeśli by się okazało, że popełnił, naczelnik od razu przyjdzie z pomocą, podpowiadając, jak te błędy poprawić.
Więcej wiadomości na temat podatków można przeczytać poniżej:
Trzeba przyznać, że brzmi całkiem ładnie i to miło, że urząd wychodzi frontem do klienta, żeby go wspomóc i ustrzec przed ewentualnymi kłopotami.
Ale tę samą historię można sprzedać zupełnie inaczej. Instrukcja dotycząca wysyłania listów behawioralnych mówi urzędnikom, że powinni wysyłać takie pisma, kiedy mają podejrzenia, że ktoś coś kręci z podatkami, ale nie mają na to dowodów. Albo dostali jakieś dowody, ale formalnie to za mało do wszczęcia postępowania czy kontroli podatkowej. Albo nie rozpoczynają czynności sprawdzających, bo szkoda czasu i energii urzędników, bowiem korzyść będzie mniejsza niż koszty. Jest to więc nieopłacalne.
I wtedy co? Wtedy pyk! Piszemy do podatnika, mrugając okiem, że niby nic nie zrobił, ale teraz ma okazję jeszcze się zastanowić, czy aby na pewno nic złego nie zrobił i jeśli dojdzie do wniosku, że może jednak coś przeskrobał, to może się teraz przyznać.
Na przykład fiskus może napisać w liście: jeśli podatniku, osiągasz przychody z wynajmu mieszkania, sprawdź proszę, czy prawidłowo rozliczasz podatki od tego najmu i płacisz je w terminie, bo nie mamy danych, które wskazywałyby, że płacisz podatek od najmu. A więc jeśli jednak wynajmujesz mieszkanie, to wypełnij zaległe deklaracje i zapłać proszę należne podatki.
I żeby była jasność - takie pismo dostanie nie każdy Polak, tak na wszelki wypadek, bo inwestowanie w nieruchomości na wynajem stało się modne, ale tylko ci, których fiskus z jakichś powodów podejrzewa, że wynajmują mieszkania, ale nie płacą od tego podatków.
Oczywiście katalog przewin jest szeroki i nie dotyczy tylko podatku od najmu, ale może dotyczyć wszystkiego.
A, i na koniec listu jeszcze drobna groźba: „Będziemy monitorowali, jak zareagował Pan na to pismo”.
Nawet oszusta nie można oszukiwać
Prawnicy oburzają się, że to straszenie podatników bez podstawy prawnej, że to uznaniowe działanie urzędników, bo jak nie ma dowodów, to po co się w ogóle czepiać obywatela. I może i mają rację.
Ale jeśli podatnik się przyzna, to znaczy, że oszukiwał, więc urząd dobrze go wyczuł i całkiem tanio odzyskał od oszusta pieniądze, które należą się całemu społeczeństwu na edukację, ochronę zdrowia czy budowę dróg.
A jak naprawdę nie ma nic na sumieniu? Wtedy nic mu nie grozi. I przecież nie traci też czasu na tłumaczenia, bo może nie zrobić nic, nie podjąć działania w reakcji na to pismo, a fiskus jak nie miał dowodów na jakieś nieprawidłowości, tak nadal nie będzie ich miał. I też nic podatnikowi nie zrobi.
Jest tylko jeden mały problemik: ten, co ma coś na sumieniu, może zrozumieć, że jak się sam przyzna, to wystarczy, że naprawi swój błąd i żadna kara go nie spotka. A tymczasem właśnie spotka - i odsetki, i przewidziane ustawą kary. Prawnicy twierdzą, że w tych listach fiskus celowo wprowadza podatników w błąd. I to już trochę nieładnie.