Pomysł wspiera kilka krajów G20, więc nie mówimy jedynie o marzeniach naukowców zajmujących się nierównościami społecznymi. Plan jest taki: 2 proc. światowego podatku od majątku dla miliarderów, których jest 2750, a zbierzemy kasę, która poprawi los miliardów na całym świecie.
Zachód ma w stosunku do krajów biednych dług moralny, ale nie dajcie się zwieść, on jest bardzo policzalny i wynosi 500 mld dol. – wylicza Esther Duflo, laureatka nagrody Nobla z ekonomii. I od razu podsuwa pomysł, jak te pieniądze pozyskać. Według niej wystarczyłoby opodatkować jedynie 3 tys. osób na świecie, żeby znaleźć już połowę tej kwoty. Mowa w sumie o całkiem niewielkim podatku, bo w wysokości 2 proc.
Podwyżka z 0,5 do 2 proc.
Te niespełna 3 tys. osób to po prostu światowi miliarderzy, których według Obserwatorium Podatkowego Unii Europejskiej (OPUE) jest 2750. Stawka 2 proc. to niewiele, ale mówimy nie o opodatkowaniu dochodów, ale ich majątku, więc kwoty robią się duże.
Jak wynika z danych OPUE, miliarderzy płacą podatki sięgające maksymalnie 0,5 proc. ich majątku, co daje 44 mld dol., a gdyby wprowadzono minimalny światowy podatek w wysokości 2 proc., kwota ta wzrosłaby o ok. 214 mld dol. W sumie mielibyśmy połowę kasy na spłacenie tego moralnego długu.
Ale co to właściwie znaczy? Chodzi o pomoc dla najbiedniejszych krajów w związku ze zmianami klimatu. A odpowiedzialność moralna Zachodu polega na tym, że to właśnie kraje rozwinięte najbardziej przyczyniają się do zmian klimatu, na których z kolei cierpią te najbiedniejsza państwa. Obrazowo pokazał to w ubiegłym roku Sztokholmski Instytut Środowiska, wyliczając, że 1 proc. najbogatszych ludzi na świecie generuje 16 proc. globalnych emisji w efekcie swojego stylu życia. Tyle samo CO2 co ten 1 proc. ludzi generuje aż 66 proc. osób o najniższych dochodach.
Śmiejcie się z lewaków, ale z korporacjami też tak było
A teraz dochodzimy do najciekawszego - ten minimalny podatek nałożony na majątki miliarderów to nie rojenie idealistki, szalonej naukowczyni, ale idea wspierana coraz częściej na poziomie państw. I to wcale nie tych z Afryki, które miałby stać się beneficjentami zebranych pieniędzy.
Podczas ostatniego spotkania G20 ideę wprowadzenia 2 proc. podatku dla miliarderów wspierały Brazylia i Francja. Brazylia rządzona jest przez lewicowy rząd, nie ma się więc co dziwić takim pomysłom, ale to jednak ogromny kraj BRICS, więc ma coś do powiedzenia na arenie międzynarodowej.
A brzmi to całkiem przekonywająco:
Jesteśmy zwolennikami idei, że kilka tysięcy osób może sfinansować działania, które pozytywnie wpłyną na miliardy ludzi
– powiedział minister finansów Brazylii Fernando Haddad.
Francja zaraz pewnie zmieni swój rząd i to, co dziś myśli Emmanuel Macron pewnie traci na znaczeniu, ale nadal to jednak głos Francji - jednego z najpotężniejszych krajów Europy.
Więcej na temat milionerów przeczytacie tu:
Owszem, idei tej sprzeciwiają się Niemcy, a co gorsze również Stany Zjednoczone - to nas nie przybliża do realizacji pomysłu noblistki. Ale jednak przypomnę, że jeszcze z dekadę temu konkurencja podatkowa pomiędzy krajami, która skutkowała tworzeniem rajów, była postrzegana jako coś normalnego, dziś widziana jest już w czarnym świetle jako nieuczciwość.
Jeszcze niedawno zupełnie nierealnym wydawał się pomysł wprowadzenia globalnego podatku od międzynarodowych korporacji, żeby nie uciekały do rajów, dziś ten 15-proc. podatek mamy. (Właśnie przypomniałam sobie, że dwa lata temu zakładałam się o to z innym dziennikarzem i jest mi winny butelkę dobrego wina).
Choć jasne jest, że i tym razem nie będzie łatwo. Obserwatorium Podatkowe UE wskazuje, że ta niewielką grupa miliarderów jest jednocześnie bardzo wpływowa i to nie tylko w sensie ekonomicznym, ale mają też wpływy polityczne, a często udziały w firmach medialnych, przez co mają moc wpływania na opinię publiczną.