Na rynku pracy robi się niebezpiecznie. Wściekli na Putina Polacy posuwają się ekonomicznego linczu
Zaczyna się dyskryminacja Rosjan pracujących w polskich firmach, która może nam społecznie wybuchnąć zaraz w rękach. A lont już jest odpalony. Rosyjscy kierowcy, którzy dla polskich firm pracują od dawna, nagle nie mogą dostarczyć towaru, bo odbiorca nie chce ich wpuścić na teren. Zaczyna się szantaż, co bardziej radykalni nie chcą współpracować z partnerami, którzy zatrudniają Rosjan.
Kłopoty na polskim rynku pracy zaczynają mieć w Polsce nie tylko Rosjanie, ale i Białorusini. I nie chodzi o tych, którzy pracują dla krajów i przyjeżdżają do Polski na chwilę coś załatwić, ale o pracowników, którzy od dawna, niezależnie od wybuchu wojny w Ukrainie, żyją i pracują legalnie w Polsce.
„Rzeczpospolita” donosi o tym, że zaczyna nam się rodzić w Polsce niechęć do tych ludzi, która w dodatku łamie ich podstawowe prawa i prowadzi wprost do dyskryminacji na rynku pracy. Przykład? Dotychczasowi kontrahenci zaczynają sobie grozić zerwaniem współpracy, jeśli druga strona nie odsunie od pracy zatrudnianych Rosjan czy Białorusinów.
Sporo mamy też kierowców pochodzenia białoruskiego czy rosyjskiego. I zaczyna się problem, bo taki pracownik jeździ dla polskiej firmy, próbuje coś dostarczyć innej polskiej firmie, tylko że mu się nie udaje, bo odbiorca nie chce go wpuścić na swój teren, by wyładował towar.
Taka własnoręcznie wymierzana kara za pochodzenie to nie żadne sankcje, ale kara za pochodzenie, która w dodatku jest łamaniem prawa. Taki trochę ekonomiczny samosąd, który może dotyczyć niemałej grupy ludzi. Według oficjalnych statystyk, w Polsce legalnie pracuje 71 tys. Białorusinów i 14 tys. Rosjan.
Czytaj także: Dyskryminacja w miejscu pracy. Jak ją rozpoznać?
Pomijam już fakt, że ci ludzie często sami wcześniej uciekli lub zwyczajnie wyjechali z kraju, w którym albo byli represjonowani, albo zwyczajnie nie zgadzali się z jego polityką. Wyżywanie się na nich za to, gdzie się urodzili, to głupota, ale też złamanie prawa i dyskryminacja ze względu na narodowość. Ewentualny proces cywilny z gruntu przegrany.
Zamiast robić prezent Łukaszence, osłabmy jego potencjał militarny
Ale poza perspektywą społeczną i prawną, są jeszcze dwie: gospodarcza i nawet militarna. Cezary Kaźmierczak, prezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców wpadł na to, że Białorusinów nie można odtrącać, przeciwnie, trzeba ich ściągać do Polski jeszcze więcej i zabiega o to właśnie w Ministerstwie Rozwoju i Ministerstwie Spraw Zagranicznych.
Powód? Owszem, do Polski w ostatnich tygodniach przyjechało ponad dwa miliny Ukraińców, ale to głównie kobiety, dzieci i osoby starsze, tymczasem z Polski wyjechało ok. 100 tys. ukraińskich mężczyzn. Wrócili do kraju walczyć i tym samym porzucili pracę w polskich firmach i to właśnie Białorusinami ZPP chciałoby tę lukę po nich uzupełnić.
A w gratisie w ten sposób dodatkowo osłabilibyśmy potencjał militarny Białorusi, która jako sprzymierzeniec Putina może lada chwila wysłać swoje wojsko na Ukrainę - przekonuje w komentarzu dla „Rzeczpospolitej” szef ZPP, który lobbuje za wprowadzeniem ułatwień w legalizacji zatrudnienia Białorusinów, którzy jego zdaniem masowo uciekają przed wcieleniem do białoruskiej armii.
Kaźmierczak znany jest z kontrowersyjnych tez, więc na Białorusinach nie kończy.
Sprawa komplikuje się, jeśli chodzi o rosyjskich pracowników. Sprowadzenie ich do Unii Europejskiej mogłoby prowadzić do osłabienia potencjału wojskowego Rosji, wymagałoby to jednak większego namysłu
- pisze prezes ZPP.
Tymczasem Polsko-Ukraińska Izba Gospodarcza zabiega o coś dokładnie przeciwnego - zlikwidowanie liberalnych zasad legalizowania pobytu i pracy Rosjan w Polsce. Dziś bowiem obowiązują w Polsce przepisy, na podstawie których Rosjanie razem z Ukraińcami, Białorusinami, Gruzinami, Ormianami i Mołdawianami mogą korzystać z uproszczonych zasad i pracować w Polsce nawet przez rok jedynie na podstawie oświadczenia o powierzeniu im pracy przez działającego w Polsce przedsiębiorcę.
Firmy planują zwolnienia? Nie dajcie się nabrać ruskim trollom
To pytanie o narodowość może wkrótce zresztą przewijać się w polskich firmach częściej - legalnie czy nie, świadomie czy nie, bo osłabienia wzrostu PKB spowodowanego wojną w Ukrainie straszy już część polskich przedsiębiorców i jak wynika z najnowszego „Barometru ManpowerGroup Perspektyw Zatrudnienia”, coraz więcej firm w drugim kwartale planuje zwolnienia, mniej zaś niż dotychczas - nowe rekrutacje.
Z danych zebranych przez Manpower wynika, że 23 proc. firm w Polsce planuje w drugim kwartale zwolnienia, a jeszcze kwartał temu planowało je 19 proc. firm. Jeszcze mocniej pogorszyły plany zatrudnienia. W drugim kwartale zatrudniać planuje 26 proc. firm, a trzy miesiące wcześniej planowało to aż 43 proc.
Licząc netto, czyli odejmując liczbę planujących zwalniać od tych, które planuję zatrudniać, dalej jesteśmy na plusie, ale tylko 5-procentowym. Kwartał wcześniej wyglądało to dużo lepiej i plus wynosił aż 21 proc.
Sytuacja na rynku pracy może się wkrótce zacząć pogarszać. Gdzie najbardziej? W finansach - bankowość, ubezpieczenia i nieruchomości, a także w sektorze restauracji i hoteli.
Spać spokojnie za to mogą pracownicy zatrudnieni w przemyśle, ale też handlu, usługach publicznych, w tym w edukacji i służbie zdrowia oraz w budownictwie - tam ciągle potrzeba nowych rąk do pracy.
I tam też, czyli w budownictwie czy handlu, często zatrudnienie znajdują obcokrajowcy. Nie dajmy się więc przypadkiem nabierać na fejki, sekretne wiadomości od koleżanki cioci albo innej kuzynki, że uchodźcy z Ukrainy zabrali jej mężowi pracę. A z pewnością czeka nas fala takich wiadomości generowanych przez rosyjskie trolle.