Zaczęło się od herbat. Bez cukru, z liści zaparzonych bardzo precyzyjnie, tak aby zachowały wszystkie właściwości. – Ale jak to mówię - dla mojego ginu znalazłam tonik - bo stworzyłam kubek do bubble tea, komplementarny do naparów – mówi mi Monika Kowal, założycielka Soti Natural. I choć w pandemii, wszystkie opcje były na stole, łącznie z zamknięciem firmy, dziś Soti coraz mocniej rozpycha się na rynku i stawia na kolejne produkty, które znajdziemy we wszystkich największych sieciach handlowych w Polsce.
Ewa Karendys: - Zaczynaliście od herbaty, ale produktów pod waszym szyldem na sklepowych półkach zaczęło przybywać.
Monika Kowal, założycielka Soti Natural: - Rzeczywiście od początku naszego istnienia trochę się pozmieniało.
Co jest teraz waszym produktem flagowym?
W każdej grupie docelowej to będzie coś innego. Dla mnie od samego początku sztandarowym produktem są napary - to się nie zmienia - bo od nich wszystko się zaczęło. Bez cukru, z liści, zaparzone bardzo precyzyjnie, tak, żeby zachowały wszystkie właściwości. Ale – jak to mówię – dla mojego ginu znalazłam tonik, bo stworzyłam kubek do bubble tea, komplementarny do naparów. To coś dla młodszych klientów, czyli generacji Z, żyjącej w trochę innym świecie, niż ten, który sama znam i rozumiem. Zresztą cały czas uczę się zetek, mamy w zespole pracowników reprezentujących to pokolenie. Bubble tea to kubek z naparem wypełniony tapioką bądź kuleczkami, zawierającymi naturalny sok. Wystarczy zalać go dowolnym napojem. Myślę, że wielu osób kojarzy Soti właśnie z tym kubkiem, ale też coraz częściej z lodami mochi.
One też kierowane są do zetek?
Trafiamy nie tylko do generacji Z, ale też do milenialsów i szerzej. Polacy pokochali nasze mochi ze względu na jakość. Lodowe mochi było przez niektórych znane już wcześniej, ale dominowały produkty, które miały dużo mąki, bardzo grube ciasto, albo takie, które przyklejało się do rąk. My wprowadziliśmy różne warianty, w tym taki, w którym ciasto ryżowe zastąpiliśmy ciasteczkową otoczką typu cookie dough. A w lutym zrobiliśmy kolaborację z jednym z najbardziej znanych wśród milenialsów seriali – „Przyjaciele”.
O ile wszyscy wiemy, że zielona herbata ma dobry wpływ na zdrowie, o tyle „zdrowy deser lodowy” brzmi jak oksymoron.
Rzeczywiście. Ale skala zdrowotności jest szeroka, jedne produkty mają więcej niekorzystnych składników, inne mniej. Śmiejemy się w firmie, że gdyby w mochi dało się zupełnie zrezygnować z cukru, to już dawno byśmy to zrobili. Dla nas ważna jest równowaga. Gdy postawiliśmy na desery lodowe, zależało nam na najczystszych składach. Zresztą zawsze kierujemy się tą zasadą. Sama forma mochi skłania do podejścia „mniej znaczy więcej”.
Wyjaśni pani?
Uważam, że lepiej wybrać dwie ładnie podane kuleczki mochi, zamiast kupować całe opakowanie lodów, które ma, powiedzmy, 300 ml. I zwykle jak się już je kupi, to ma się ochotę na całe pudełko. Pokazujemy, że można wybrać deser, który będzie miał mniej kalorii, cukrów i szkodliwych składników. Owszem, nie można powiedzieć, że od regularnego jedzenia mochi będziemy zdrowsi, ale wybór takiego deseru vs. alternatywy na rynku – to na pewno krok w dobrym kierunku.
Miłośników waszej herbaty od 2015 r. też przybywa?
Herbata, zaraz po bubble tea, sprzedaje się najlepiej. Ludzie wybierają ten produkt z racjonalnych względów: naturalny smak, żadnych dodatków, w tym cukrów, bogactwo antyoksydantów.
Więcej o polskich firmach przeczytasz w artykułach:
Jakie jest prawdopodobieństwo, że zielona herbata, którą amatorsko zaparzę sobie w domu będzie miała mniej antyoksydantów niż ta, którą zamykacie w butelce?
Spore, bo okazuje się, że sami nie jesteśmy w stanie zaparzyć herbaty tak precyzyjnie, aby wszystkie właściwości zostały zachowane. Żeby jednak poznać dokładną odpowiedź na to pytanie, to trzeba by było zbadać przygotowaną przez panią herbatę, ja napary Soti badałam natomiast na Politechnice Warszawskiej.
Okazje się, że parametrów od których zależy ilość antyoksydantów jest wiele, w tym temperatura – a tu nawet jeden stopień robi różnicę. W domowych warunkach jest to trudne do uzyskania. Zresztą przekonałam się o tym wcześniej na własnej skórze. Byłam ciekawa jaką zawartość antyoksydantów miała parzona przeze mnie w domu herbata, zwłaszcza, że kiedyś mieszkałam w Japonii i parzenia uczyli mnie Japończycy. Byłam przekonana, że zawartość będzie wysoka, ale mocno się rozczarowałam, gdy po zbadaniu okazało się, że wynik to zaledwie 0,03 mg!
W herbatach, które sprzedajemy jest natomiast 340 mg antyoksydantów.
Ale po zaparzeniu taką herbatę czeka później transport, później swoje odstoi na sklepowej półce. Ilość antyoksydantów nie skurczy się do czasu aż butelka trafi w moje ręce?
Napary zamykamy szczelnie w butelkach z tworzywa z recyklingu, mają one certyfikat BPA-free, nie zawierają więc bisfenolu. Badania robimy zarówno w momencie zamknięcia napoju w butelce, jak i na końcu daty przydatności.
I?
Jest delikatny spadek antyoksydantów, ale minimalnie to właśnie 340 mg.
Natomiast po otwarciu butelki sugerujemy wypicie herbaty w ciągu trzech dni, jest to naturalny produkt, więc mogą wystąpić procesy psucia się.
Czy rynek napojów, który w Polsce liczy ponad 200 marek, jest rynkiem trudnym?
Tak, ale zdecydowanie widzimy ogromną zapotrzebowanie na naturalny napój, który będzie alternatywą dla wody. Wiele osób chce dziś sięgać po produkty naturalne, ale sama woda ich zniechęca z powodu smaku. Musimy dobudować nową kategorię zdrowych napojów. Zresztą badania pokazują, że zapotrzebowanie na nawodnienie, gdy wiele godzin spędzamy przy komputerze, czy w ogrzewanych pomieszczeniach - jest bardzo duże. I często nawet nie mamy pojęcia, że za bólami głowy za które winimy przemęczenie czy pogodę, często kryje się nieodpowiednie nawodnienie.
Herbaty kraftowe - to jest określenie, które pani promuje dla tej części rynku.
Zgadza się, kraftowe, rzemieślnicze. Niestety w sklepach nie ma osobnych półek na herbaty kraftowe.
Jeszcze.
Włożyliśmy wiele wysiłku, żeby odróżnić się od innych napojów - choćby od ice tea, z którą jesteśmy niesłusznie myleni. Nasze butelki są białe.
Planujecie ekspansję za granicą?
Naszym celem jest, żeby na zagranicznych wakacjach móc wypić coś zdrowego, natomiast wiele mamy jeszcze do zrobienia na rynku polskim. W międzyczasie był Covid-19, który wstrzymał pewne działania, dziś do nich wracamy. Produkty Soti znajdziemy w Hiszpanii, Niemczech, na Węgrzech, prowadzimy też wiele obiecujących rozmów, w tym z niemiecką siecią Edeka, która jest bardzo zainteresowana naszymi innowacjami. Mam nadzieję, że wkrótce będziemy już pewnie stąpać na zagranicznym rynku. Bo na razie stawiamy drobne kroczki.
Wspomniana pandemia bardzo mocno dała się firmie we znaki. W 2020 r. odnotowaliście blisko 2 mln straty. Dwa lata później było już odbicie – zysk netto wyniósł 312 tys. Rok 2023 będzie dużo lepszy?
Bardzo dobrze pamiętam covidowy rok 2020, kiedy naprawdę wszystkie opcje były na stole. Łącznie z zamknięciem firmy. Jeszcze do 2020 rośliśmy 100 proc. rok do roku, a później przyszła wielka niewiadoma. Wszystko co mogło pójść źle - poszło źle. Banki wycofały finansowanie, klienci w sklepach szukali głównie kaszy i papieru toaletowego. Rok 2021 r. również był dla nas bardzo trudny.
Ale wreszcie przyszło odbicie.
2022 i 2023 to już są lata, z których jestem dumna.
Z jakim wynikiem zakończył się 2023?
Obrót wyniósł prawie 80 mln złotych. Na wyliczenia, ile wyniesie zysk netto, jeszcze czekamy, ale będzie to ok. 1 mln zł. A spodziewamy się, że rok 2024 będzie jeszcze lepszy - liczymy na 150 mln zł obrotu. Cały czas inwestujemy w nowe pomysły, pracujemy nad produktami, w tym dużą innowacją dotyczącą napoju. Chcemy pobawić się kawą. Owszem, czasami nadal pojawiają się zawirowania, które przysparzają mi siwych włosów. Choćby problemy w transporcie morskim. Ale wtedy przypominam sobie, że w pandemii trudnych wyzwań było dużo więcej. Teraz zostały głównie te przyjemne.