3,5 tys. zł za przekroczenie prędkości. Kierowcy drżą, rząd szykuje nowe stawki mandatów
No to teraz się zacznie. To nie prędkość zabija, to brak nowoczesnych autostrad. Zwiększmy kary, ale podnieśmy ograniczenia prędkości. A w ogóle w Niemczech jeżdżą, ile chcą a i tak jest bezpiecznie.
Oszczędziłem wam trudu i wypisałem treść większości komentarzy na temat wprowadzenia nowych stawek za mandaty na samym początku tekstu. A teraz do rzeczy.
Wiceminister spraw wewnętrznych i administracji Maciej Wąsik powiedział serwisowi brd24.pl, że prace są już na ukończeniu, choć w postępach mocno przeszkadza trwająca pandemia. Trwa dopinanie projektu z Ministerstwem Infrastruktury.
Poza podwyższeniem kar za przekraczanie prędkości, pojawią się również inne instrumenty dyscyplinujące kierowców. W przypadku niektórych wykroczeń w górę pójdzie stawka ubezpieczenia OC. Serwis podkreśla, że za takim rozwiązaniem od dawna lobbowała Polska Izba Ubezpieczeń, wskazując na przykład Stanów Zjednoczonych.
Resort spraw wewnętrznych nie ujawnił, jakie kryteria przyjmie przy dostosowywaniu wartości mandatów do dzisiejszych realiów. Może się okazać, że nowe stawki będą całkowicie arbitralne i nie zostaną powiązane ze starym taryfikatorem. Przypomnijmy, że zgodnie w przepisami obowiązującymi od 1997 r. za przekroczenie prędkości płacimy odpowiednio:
- do 10 km/h - 50 zł
- Od 11–20 km/h – 50 do 100 zł i 2 pkt. karne
- Od 21–30 km/h – 100 do 200 zł i 4 pkt. karne
- Od 31–40 km/h – 200 do 300 zł i 6 pkt. karnych
- Od 41–50 km/h – 300 do 400 zł i 8 pkt. karnych
- Od 51 km/h – 400 do 500 zł i 10 pkt. karnych
Z dzisiejszej perspektywy powyższe kwoty są śmiesznie niskie. Pięćdziesiąt złotych to pieniądze, które nie pozwalają nawet na zrobienie zakupów średniej wielkości dla jednej osoby w Biedronce. Z punktu widzenia funkcji zapobiegania łamaniu prawa, taka kwota całkowicie nie spełnia swojej odstraszającej roli.
Siła nabywcza poszła w górę, stawki mandatów stoją w miejscu
Dość powiedzieć, że za jazdę z prędkością 171 km po drodze ekspresowej (dozwolona 120 km/h) do opłacenia mandatu wystarczy nam… jeden banknot z wizerunkiem Jana III Sobieskiego. Nie umniejszając roli autora epickiego zwycięstwa polskiej husarii pod Wiedniem, nie tak to powinno wyglądać, bo w ciągu ostatnich 20 lat siła nabywcza Polaków poszła mocno w górę.
W 1997 r. średnia krajowa wynosiła 1061,93 zł brutto. W grudniu 2020 r. GUS podał, że Kowalski zarabia już średnio 5973,75 zł brutto. To o 462.5 proc. więcej. Co to oznacza? Jeżeli rząd postanowi urealnić wysokość mandatów w oparciu o nasze dochody, najniższy wymiar kary skoczy z 50 zł do ponad 230 zł. Tyle trzeba będzie zapłacić za przekroczenie prędkości o mniej niż 10 km/h.
Im dalej w las, tym większy wzrost. Za jazdę ponad 20 km/h ponad dozwolony limit, kara może wynieść niemal 1000 zł. Maksymalna wysokość mandatu sięga dzisiaj 500 zł i tu mielibyśmy już podwyżkę aż do 2310 zł.
Ale rządzący mogą przyjąć także inny wyznacznik – minimum krajowe. Te w styczniu 1997 r. wynosiło 391 zł brutto. Najgorzej zarabiający po wprowadzeniu taryfikatora w przypadku rażącego naruszenia przepisów musieli zapłacić właściwie dwie pensje. Dzisiaj minimum sięgnęło poziomu 2,8 tys. zł brutto, a za szaleństwa na drodze nikt nie zabuli więcej niż zarabia przez tydzień)
Nowe stawki mandatów. To wzrost o 616 proc.
Efekt? Przy proponowanym przeze mnie urealnieniu nowa maksymalna wysokość mandatu powinna wynosić 3080 zł. Za przekroczenie prędkości nie zapłacilibyśmy mniej niż 300 zł.
Przyznam, że jestem fanem właśnie tego drugiego rozwiązania. Ba, do górnej stawki dorzuciłbym jeszcze zapobiegawczo z 500 zł (kwota zupełnie przypadkowa, nie powiązana z żadnym popularnym świadczeniem) i ustalił, że waloryzacja powinna odbywać się co roku. Minimum krajowe dostaje co ósmy Polak. Jego wysokość jest uzależniona od decyzji rządu i jest ustalana w wyniku negocjacji ze związkami zawodowymi i pracodawcami. Nie ma więc ryzyka, że płaca minimalna odklei się od rzeczywistości. To znaczy było przez chwilę, ale ostatecznie rządzący zrezygnowali z forsowania nagłych podwyżek do 4 tys. zł brutto.
Z krajowym minimum powiązane jest także wiele świadczeń (odpraw, dodatki za pracę w nocy), składki ZUS i niektóre odszkodowania. Nieco inaczej wygląda to w przypadku średniego wynagrodzenia. Wbrew nazwie na pieniądze rzędu 6 tys. zł brutto może liczyć mniej niż co piąty Polak. Co więcej, rozwarstwienie zarobków mogłoby sprawić, że w przyszłości biedniejsza część społeczeństwa odczułaby podwyżki w nieproporcjonalnie większym stopniu.
A teraz najważniejsze.
Czytaj też: Czy mogę nie przyjąć mandatu drogowego?
Czy prędkość ma wpływ na nasze bezpieczeństwo?
Pewnie, że ma.
Nieco dłuższa wersja, z danych Biura Ruchu Drogowego Komendy Głównej Policji z 2019 r. wynika, że niedostosowanie prędkości do warunków na drodze odpowiada za 23,6 proc. wypadków. Kolejne 8,4 proc. było wynikiem tego, że kierowca nie zachował bezpiecznej odległości od drugiego pojazdu. Co również często jest pośrednio powiązane ze zbyt dużą prędkością.
Wychodzi na to, że co trzeciego zderzenia moglibyśmy uniknąć, gdybyśmy tylko częściej zdejmowali nogę z gazu.
Co ciekawe spora część Polaków jest za podnoszeniem kar za nadmierną prędkość. Kilka tygodni temu zapytał ich o to Autokult i wyszło, że za podwyżkami głosuje 26 proc. naszych rodaków. Co trzeci ankietowany chciał, by kary były powiązane z wysokością zarobków.
Taki system funkcjonuje z powodzeniem w krajach skandynawskich i w Finlandii. Anders Wikloef za przekroczenie prędkości na Wyspach Alandzkich o 27 km/h zapłacił aż 95 tys. euro. A bywa jeszcze bardziej drastycznie:
W naszych realiach wyglądałoby to jednak zgoła inaczej. Przed pandemią pracę na czarno deklarował co szósty Polak. Wiązanie kar z zarobkami byłoby w praktyce karaniem obywateli, którzy uczciwie rozliczają się z fiskusem.
Chociażby dlatego stawki mandatów powinny pozostać sztywne. 99 proc. społeczeństwa na myśl o wypłaceniu z konta 3,5 tys. zł zawyje z bólu. Co z pozostałym 1 proc? Najlepszym rozwiązaniem byłoby zabieranie prawa jazdy za przekroczenie dozwolonej prędkości o ponad 50 km/h także w terenie niezabudowanym. Ale na tak radykalny ruch ustawodawca się raczej nie zdecyduje.
A szkoda, bo dopiero takie rozwiązanie sprawi, że przepisy drogowe zaczną być respektowane przez wszystkich. Także przez gwiazdę telewizji, która sfotografowała niedawno licznik wskazujący 250 km/h,