Oprocentowane lokat skoczy do kilkunastu procent? Jarosław Kaczyński jest nienasycony
Podniesienie oprocentowania lokat do 6-7 proc. to dla PiS zdecydowanie za mało. Przyszedł więc czas na drugą turę. Czy banki się wystraszyły i dadzą nam za chwilę zarobić więcej? Na razie wystraszyli się inwestorzy i wyprzedają ich akcje na giełdzie. Zanim powiecie, że to komuna, że PiS niszczy rynek, spójrzcie na resztę świata, bo sam prezydent USA robi dokładnie to samo, co Jarosław Kaczyński. Mówi firmom, ile wolno im zarabiać, a ile to już za dużo. Jakby ktoś jeszcze nie zauważył, żyjemy w zupełnie innym świecie niż dwa lata temu.
Dołącz do Amazon Prime z tego linku, skorzystaj z promocji (30 dni za darmo) i kupuj taniej podczas pierwszego Amazon Prime Day w Polsce.
Czy Jarosław Kaczyński chce wymusić na bankach, by te płaciły Polakom za depozyty tyle, ile wynosi inflacja, by nasze oszczędności nie traciły na wartości? To by oznaczało lokaty na 15-16 proc.! Sorry, ale nie. I prezes PiS powiedział to jasno w sobotę w Białymstoku.
Wszyscy teraz cytują, jak wygrażał bankom, mówiąc, że „powinny pójść po rozum do głowy” i radykalnie podnieść oprocentowanie depozytów, a jak nie zrobią tego po dobroci, PiS obłoży je „wielkim podatkiem”.
Ale już mało kto gasi wyobraźnię Polaków, bo Jarosław Kaczyński powiedział również, że wcale nie chce decydować za bankierów. I choć to musi być „solidny procent”, to jednak „nie na wysokości inflacji”.
Według szefa PiS to musi być tyle, żeby ludzie trzymając pieniądze w banku czuli, że one dzięki temu jednak dużo mniej tracą.
No dobra, to ile to jest właściwie, skoro dziś banki oferują na depozytach nawet 6-7 proc.? Bo przypomnę, że to już druga reprymenda dla banków ze strony PiS. Pierwsza miała miejsce wiosną i wtedy rzeczywiście poskutkowała, bo bankowcy wówczas jeszcze oferowali Polakom marne 1-2 proc., do czasu, aż wojnę depozytową wszczęły państwowe banki: PKO BP, Pekao i Alior.
Wtedy udało się zmusić przez to resztę rynku do podniesienia oprocentowania lokat. Czy i tym razem się uda i jak dużo powyżej dzisiejszych najlepszych ofert?
Jeszcze więcej promocji, a nie lepsze promocje
Ha! I w tym rzecz. Bo prezes Kaczyński być może wcale nie oczekuje, że banki podniosą oprocentowanie powyżej obecnych 6-7 proc. Jemu się wydaje, że dziś oprocentowanie to nadal zaledwie 0,1-0,3 proc., bo powiedział to w Białymstoku.
I częściowo ma rację, banki po prostu mają wiele produktów depozytowych w swojej ofercie, przy czym promują jeden, może dwa, trzy, a reszta leży w kącie zapomniana ze starym oprocentowaniem być może i sięgającym nadal tych marnych groszy. Przykład? Najbardziej atrakcyjna oferta największego banku w Polsce PKO BP to miesięczna lokata mobilna oprocentowana na 5,75 proc. Ale jednocześnie bank ma w ofercie również miesięczna lokatę oprocentowaną na 0,5 proc.
Wniosek? Prezes Kaczyński oczekuje od banków raczej tego, że podniosą oprocentowanie tych depozytów, które zostały z tyłu, a niekoniecznie dadzą jeszcze więcej na tych depozytach, które w ostatnich miesiącach i tak już stały się znacznie bardziej opłacalne. Jednym słowem: jeszcze więcej promocji, a nie lepsze promocje.
Skarb Państwa jest tak samo zły i zachłanny jak banki
Szczerze mówiąc, to nasuwa mi się jeszcze inny wniosek: cała ta opowieść o złych bankach i karaniu ich „wielkim podatkiem”, jeśli nie będą wystarczająco dobrzy dla Polaków, to opowieść na potrzeby przedkampanijnego objazdu kraju. Szef PiS ma już w nosie to oprocentowanie, wie, że banki już sporo w ostatnich miesiącach w tym zakresie zrobiły. Musi tylko pokazać wyborcom, jaki jest nieugięty i jak walczy o ich interes.
Swoją drogą, gdyby zakładać, że PiS oczekuje jednak dalszego podniesienia oprocentowania tych najatrakcyjniejszych depozytów powyżej 6-7 proc., naraziłby się na śmieszność i szyderę. Dlaczego? Pamiętacie, jak premier Morawiecki obiecał Polakom obligacje, które ochronią ich oszczędności przed żądną krwi inflacją? Przecież one dają dokładnie tyle, ile dają dziś te złe banki.
Roczne obligacje obiecane Polakom przez PiS, które miały ich ratować, są oprocentowane na 6 proc. w pierwszym miesięcznym okresie odsetkowym, a w kolejnych miesiącach dają tyle, ile wynosi aktualna stopa referencyjna NBP. Dziś wynosi ona 6 proc., zaraz może się podniesie po kolejnej decyzji RPP, ale nie więcej niż do 6,5-7 proc.
Dwuletnie obligacje dają analogicznie 6,25 proc. w pierwszym miesiącu, a potem stopa referencyjna NBP+0,25 proc.
Jeśli banki są złe i zachłanne, więc trzeba je dodatkowo opodatkować, żeby zabrać im część zysków, to Skarb Państwa jest tak samo zły i zachłanny.
Banki dostają łomot na giełdzie
Rynek jednak potraktował słowa prezesa PiS bardzo poważnie i zareagował nerwowo. „Wielki podatek”, którym grozi bankom Jarosław Kaczyński wystraszył inwestorów, ci w poniedziałek od rana zaczęli więc wyprzedawać akcje banków. W efekcie indeks WIG-Banki już rano znalazł się na najniższym poziomie od ponad roku, a to był dopiero początek.
Zaledwie kilka minut po otwarciu sesji WIG-Banki tracił 1,75 proc., mimo że w tym czasie WIG20 rósł o 0,31 proc. Akcje Pekao spadały o 2,35 proc., PKO BP o 1,56 proc., mBanku o 1,71 proc., a Alior Banku o 1,89 proc.
Ok 13.30 spadek WIG-Banki był już dwa razy głębszy i wynosił 3,4 proc., akcje Pekao traciły prawie 4 proc., PKO BP 2,9 proc., mBanku 4,36 proc., a Aliora 4,6 proc.
Cała uwaga skupiła się na bankach, tymczasem Jarosław Kaczyński wygrażał nałożeniem „wielkiego podatku” nie tylko na banki, ale generalnie na spółki państwowe, jeśli „nie pozbędą tych ogromnych zysków, czyli nie obniżą ceny”.
Staram się przekonać i tych z banków i inne wielkie firmy, żeby jednak się opanowały
– mówił prezes PiS.
Joe Biden pokazuje, że to nie żarty
Minister finansów Artur Soboń w poniedziałek na antenie Polskiego Radia 24 przyznał, że rząd rzeczywiście nie wyklucza podatku od nadmiarowych zysków.
To nie jest dla nas temat tabu – mówił, próbując przekonać, że to nie żarty.
Jeśli mu nie wierzyliście, spójrzcie, co dzieje się dookoła nas: taki podatek od nadzwyczajnych zysków wprowadziły już Włochy, nakładając go na spółki energetyczne. Zdążyły nawet już podnieść stawkę z 10 proc. początkowo do 25 proc., jeśli zyski firmy są wyższe przynajmniej o 10 proc. niż w tym samym okresie rok wcześniej i wynoszą ponad 5 mln euro.
Zrobiły to też Węgry, nakładając ów podatek nie tylko na spółki energetyczne, ale też i na banki. Wielka Brytania z kolei na celowniku ma tylko spółki energetyczne i jeszcze nad tym pracuje, a Niemcy oraz USA dopiero o tym dyskutują. Ale to naprawdę nie żarty.
W sobotę, dokładnie tego dnia, kiedy Jarosław Kaczyński groził firmom w Białymstoku, amerykański prezydent Joe Biden groził swoim w USA.
Moja wiadomość do firm prowadzących stacje benzynowe i ustalających ceny przy dystrybutorach jest prosta: to czas wojny i globalnego zagrożenia. Obniżcie cenę przy dystrybutorach tak, aby odzwierciedlała koszty, jakie sami ponosicie. I zróbcie to teraz
– napisał Joe Biden.
Chyba już powinniście zrozumieć, jak wiele zmieniło się w ciągu ostatnich miesięcy – żyjemy w świecie, w którym to nie wolny rynek, ale politycy będą mówić, firmom, ile wolno im zarabiać.
Publikacja zawiera linki afiliacyjne Grupy Spider's Web.