Powody mogą być dwa. Albo jego magia się już wyczerpuje – umówmy się, osób, które mogą z niego skorzystać, nie jest nieograniczona liczba, a wtedy to jasny sygnał dla sprzedających, że czas przestać szukać jeleni. Albo z programu wypadli już single, bo ceny nieruchomości tak odjechały, że dochód jednej osoby to za mało, żeby mieć zdolność kredytową.
W lipcu liczba wniosków o Bezpieczny Kredyt 2 proc. wyniosła 24,3 tys., w sierpniu - 17,6 tys., we wrześniu - 21,8 tys., aż tu nagle w październiku zaliczyliśmy spadek do 14,4 tys. - wynika z danych Ministerstwa Rozwoju i Technologii. To oznacza spadek o 34 proc., czyli dużo.
Owszem, te dane są bardzo z grubsza – liczba wniosków nie jest bowiem tożsama z liczbą wnioskujących, bo kredytobiorcy często składają wnioski do kilku różnych banków jednocześnie. Ale to zaburzenie danych występuje przecież przez cały czas, a mimo to w danych widać spadek zainteresowania rządowym kredytem.
Paweł Karpiński, dyrektor Biura Funduszy Mieszkaniowych Banku Gospodarstwa Krajowego, który to bank program obsługuje, wyjaśnia mi, że z miesiąca na miesiąc to przekłamanie danych może być coraz mniejsze, bo banki coraz lepiej „czyszczą” dane z dublujących się wniosków, ale to i tak nie wyjaśnia w pełni spadku liczby wniosków w październiku.
Zainteresowanie BK 2 proc. spadło o połowę
Jeszcze ciekawsze, że dane BGK na temat liczby wniosków różnią się od danych ministerstwa i pokazują jeszcze głębszy spadek w październiku. Co prawda nie mamy danych miesiąc po miesiącu, ale wiadomo, że od początku lipca do 5 października programie Bezpieczny Kredyt 2 proc. złożono 54 161 wniosków, czyli ok. 18 tys. wniosków średniomiesięcznie przez trzy pierwsze miesiące.
Za to w okresie od 5 października do 2 listopada złożono 9680 wniosków, a to oznacza, że zainteresowanie rządowym kredytem w październiku spadło nawet o połowę.
Kto miał wziąć, już wziął i fala zainteresowania opada? Jeśli tak, to jasny sygnał dla sprzedających mieszkania, że pora kończyć absurdalne windowanie ofertowych cen mieszkań, bo sterydy się kończą. Szczególnie że i do tej pory działały głównie na sprzedających, bo kupujący wcale nie poddawali ich dyktatowi i jak pokazały dane NBP za III kwartał tego roku, ceny transakcyjne wcale nie wyskoczyły tak mocno jak ofertowe.
Więcej o rynku mieszkaniowym przeczytasz na Bizblog.pl:
Single wyrzuceni z programu
Ale sprawa wcale nie jest taka oczywista, bo przecież dane Biura Informacji Kredytowej niedawno pokazały, że liczba wniosków kredytowych ogółem – zarówno tych o zwykły kredyt hipoteczny, jak i kredyt z dopłatą – w październiku wcale nie spadła, a wręcz wzrosła. A dane BIK są najdokładniejsze, ponieważ uwzględniają nie tyle liczbę wniosków, ile liczbę wnioskujących, co oznacza, że są oczyszczone z przekłamania statystycznego, polegającego na tym, że jeden kredytobiorca składa kilka wniosków w różnych bankach.
Jak to dokładnie wyglądało w październiku? Liczba wniosków kredytowych wzrosła w porównaniu do września o 13 proc. Może więc nastąpiło przełamanie i choć liczba wnioskujących o rządowy kredyt spada, to za październikowy wzrost odpowiedzialny jest jeszcze większy popyt na zwykłe hipoteki rozbujany strachem przed kupującymi z rządową dopłatą? To teoretycznie możliwe. Ale…
Prof. Waldemar Rogowski, główny analityk Grupy BIK podkreśla, że w październiku złożono ponad 41 tys. wniosków o kredyt hipoteczny. Formalnie nie widać w danych podziału na wnioski o zwykły kredyt i na ten dwuprocentowy, ale jeśli na dane nałoży się filtry, które są kryteriami, by kredyt z rządową dopłatą otrzymać, okaże się, że w październiku nadal odsetek wniosków o kredyt z dopłatą stanowi ok. 60 proc. wszystkich wniosków kredytowych - dokładnie 59 proc., czyli wcale nic się nie zmieniło.
A te filtry są klarowne: wiek poniżej 45. roku życia, brak kredytów hipoteczny w przeszłości (pierwsza nieruchomość), limit 600 tys. zł oraz ograniczona pula banków udzielających preferencyjnych kredytów.
A więc coś tu się nie zgadza - z danych MRiT oraz BGK wynika, że popyt na Bezpieczny Kredyt 2 proc. spadał i to mocno, a z danych BIK - wcale nie.
Ale i na to jest wyjaśnienie.
Bardzo szybko rosnące ceny mieszkań mogły zmienić strukturę osób wnioskujących i wypchnąć poza program singli, których pojedynczy dochód już nie wystarcza, by mieć wystraczającą zdolność kredytową na zakup mieszkania – mówi prof. Rogowski.
I wyjaśnia, że teraz prawdopodobnie wnioski składają głównie pary, a w danych BIK widać każdego wnioskującego o kredyt, niezależnie, że stara się o jeden i ten sam kredyt co druga osoba widoczna również w statystyce BIK.
To rzeczywiście wyjaśniałoby rozbieżność danych BIK i BGK oraz MRiT. Co to oznacza? Prawdopodobnie dwa wnioski jednocześnie: popyt na Bezpieczny Kredyt 2 proc. w październiku naprawdę mocno spadł i zwyczajnie normalizuje się po początkowym szaleństwie, a ci, którzy się o niego starają, muszą to robić we dwójkę, bo singiel już wypadł z tej gry.