Cła – czym są, jak działają i dlaczego Trump ich nie rozumie
Donald Trump wierzy, że cła płacą inne kraje, a nie amerykańscy importerzy. Tymczasem to konsumenci najbardziej odczuwają ich skutki – w wyższych cenach, utraconych miejscach pracy i wojnach handlowych. Sprawdź, jak naprawdę działa ten podatek.

Czym są cła? Mówiąc najprościej, jest to podatek nakładany przez państwo na towary importowane z zagranicy. Na tym można by skończyć ten tekst, ale problem polega na tym, że sam Donald Trump nie zna podstawowej definicji cła i wierzy w to, że jest to danina pobierana bezpośrednio od innych krajów, a nie od importerów. Dlatego warto przyjrzeć się cłom nieco bliżej.
Jaki jest cel ceł?
Po co rządy sięgają po cła? Robią to z różnych powodów. Najczęściej jako sposób na ochronę krajowego przemysłu przed zagraniczną konkurencją. Wyższe ceny importowanych towarów mają sprawić, że konsumenci chętniej sięgną po wyroby lokalne, wspierając rodzimych producentów. Innym powodem nakładania ceł są cele polityczne.
Cła bywają stosowane jako forma nacisku – na przykład w odpowiedzi na nieuczciwe praktyki handlowe, łamanie praw własności intelektualnej czy kwestie związane z imigracją. Cła zasilają też budżet państwa, ale stanowią skromny ułamek tego, za co odpowiadają podatki dochodowe, akcyza i VAT.
Ekonomiści wiedzą, że są bardzo nieefektywne. Wiemy też, że są bardzo niekorzystne dla konsumentów – podkreśla ekonomistka Luisa Blanco z Pepperdine University.
W teorii brzmi to wszystko całkiem sensownie – cła chronią miejsca pracy, dają czas młodym branżom na rozwój, wyrównują szanse w starciu z subsydiowanymi towarami zagranicznymi. Ale rzeczywistość bywa bardziej skomplikowana. Clarissa Hahn z Oxford Economics zwraca uwagę, że cła szereg efektów ubocznych, które mogą przyćmić potencjalne korzyści.
Niektóre krajowe gałęzie przemysłu mają globalne łańcuchy dostaw, które opierają się na importowanych materiałach i częściach. Wraz ze wzrostem cen importowanych materiałów i części, krajowi producenci mogą ponieść wyższe koszty produkcji. Jeśli krajowi producenci przerzucą wyższe koszty produkcji na konsumentów, powoduje to również wzrost cen towarów produkowanych w kraju – wyjaśnia Clarissa Hahn.
Jakie są negatywne skutki ceł?
Po pierwsze – wyższe ceny. I to nie tylko gotowych importowanych produktów. Gdy importowane komponenty drożeją, rosną koszty produkcji także w krajowych firmach. Te z kolei często przerzucają je na konsumentów, podnosząc ceny końcowych produktów. Efekt? Konsumenci płacą więcej – zarówno za towary zagraniczne, jak i lokalne, które stają się droższe tylko dlatego, że konkurencja została sztucznie ograniczona. Ekonomiści nazywają to „stratą społeczną” – sytuacją, w której całe społeczeństwo traci więcej, niż zyskują chronione branże.

Przykład? Cła na chińskie opony wprowadzone przez Baracka Obamę w 2009 roku. Choć miały pomóc amerykańskim producentom, doprowadziły do wzrostu cen nie tylko opon z Chin, ale także tych produkowanych lokalnie i sprowadzanych z innych krajów. Konsumenci musieli głębiej sięgnąć do kieszeni, a realna poprawa sytuacji rodzimych firm była krótkotrwała.
Po drugie – cła odwetowe. Kraje, na które nałożono cła, zwykle nie pozostają przecież bierne. Odpowiadają własnymi barierami handlowymi, co może uderzyć w zupełnie inne sektory. Amerykańscy rolnicy boleśnie odczuli chińskie cła na soję i wieprzowinę, co zmusiło administrację USA do uruchomienia kosztownych programów wsparcia. To pokazuje, że ochrona jednej gałęzi gospodarki może odbić się czkawką innym – często równie ważnym.
Importerzy płacą cła swojemu rządowi, ale większość ekonomistów uważa, że główne koszty ceł są przerzucane na konsumentów. Jest to szczególnie prawdziwe w przypadku branż o niskich marżach, takich jak handel detaliczny – wskazuje Anshu Siripurapu z Council on Foreign Relations.
Również gospodarki krajów dotkniętych cłami nie pozostają bez uszczerbku. Droższe produkty tracą konkurencyjność na rynku zagranicznym. Spada eksport, firmy tracą przychody, a niekiedy muszą zwalniać pracowników. Skala problemu zależy od tego, jak bardzo dany kraj opiera swoją gospodarkę na eksporcie. Dla Kanady, gdzie eksport odpowiada za 33 proc. PKB, a eksport do USA to aż 20 proc., skutki ceł amerykańskich są szczególnie dotkliwe.
Trudna walka o nowe rynki zbytu
W teorii firmy mogą próbować znaleźć nowe rynki zbytu – tam, gdzie bariery celne są niższe. W praktyce jest to kosztowny i czasochłonny proces. Trzeba dostosować się do nowych regulacji, zainwestować w marketing i logistykę, a przede wszystkim – przebić się przez konkurencję już mocno osadzonych na danym rynku graczy.
Co więcej, obecnie mało który produkt powstaje w jednym kraju od początku do końca. Globalne łańcuchy dostaw są tak splecione, że komponenty jednego towaru mogą przekraczać granice nawet kilkanaście razy, zanim nastąpi końcowy montaż. Wprowadzenie ceł może więc zakłócić cały system, zwiększając koszty produkcji i opóźniając dostawy.
W skali makroekonomicznej straty z powodu ceł także mogą być znaczne. Ekonomiści szacują, że nałożenie ceł w wysokości 10 proc. na wszystkie towary i 60 proc. na chińskie mogłoby zmniejszyć PKB Stanów Zjednoczonych nawet o 600 mld dol. w ciągu czterech lat. To właśnie początkowy okres przyniósłby największe straty gospodarcze – zanim firmy zdołałyby dostosować się do nowych warunków.

Ekonomiści zwracają też uwagę, że cła nie są neutralne społecznie. Z reguły bardziej obciążają osoby o niższych dochodach, które wydają większą część budżetu na podstawowe dobra. To właśnie one najmocniej odczuwają wzrost cen żywności, ubrań czy paliwa. Cła stają się więc rodzajem podatku regresywnego – czyli takiego, który najmocniej obciąża osoby o niższych dochodach.
Co mówią zwolennicy ceł?
Zwolennicy ceł przekonują, że mogą one chronić strategiczne sektory, jak produkcja stali, półprzewodników czy technologii energetycznych. Jest to oczywiście ważne w kontekście bezpieczeństwa narodowego czy zmieniających się realiów geopolitycznych, ale nawet w takich przypadkach cła powinny być stosowane ostrożnie i z jasno określonym celem, a nie jako uniwersalne remedium na wszystkie problemy gospodarki.
Problem polega na tym, że raz wprowadzone, cła często zostają na długo. Firmy dostosowują się do nowego otoczenia i zaczynają lobbować za ich utrzymaniem. Przykładem może być tzw. chicken tax, czyli 25-procentowe cło na import lekkich ciężarówek z Europy, które USA wprowadziły w 1964 r. w odpowiedzi na niemieckie cła na kurczaki. Choć pierwotny konflikt dawno wygasł, cło obowiązuje do dziś.