REKLAMA

Gazprom kpi sobie z wyroku. I znowu wciąga Polskę w niebezpieczną grę

Wiosenne pogoda nie powinna nas zmylić. Polsko-rosyjskie relacje gazowe wkraczają właśnie w nową fazę poważnego kryzysu (zwykle działo się tak zimą). Stawką w grze są ceny gazu i 1,5 mld dolarów rekompensaty.

gaz-ziemny-dostawy-Gazprom
REKLAMA

PGNiG poinformowało, że rosyjski Gazprom nie podporządkował się postanowieniom końcowego wyroku międzynarodowego Trybunału Arbitrażowego w Sztokholmie. Ogłoszony 30 marca 2020 roku, zmienił formułę służącą do ustalania ceny dostaw w słynnym kontrakcie jamalskim (najdroższym w Europie) i to z biegiem wstecznym.

REKLAMA

W efekcie koncern z Rosji powinien wypłacić polskiej spółce około 1,5 mld dolarów rekompensaty. Szybko pojawiły się jednak pierwsze komplikacje. Gazprom nadal wystawia faktury nieuwzględniające wyniku wyroku wydanego przez arbitraż. Nie odpowiedział także na korespondencję ze strony PGNiG. Oczywiście nie wiadomo w związku z tym, jak i kiedy zamierza spłacić swoje pozostałe zobowiązania.

Rosjanie są dzisiaj wyjątkowo słabi

Mamy ogromną nadpodaż gazu, a w efekcie spadają ceny. W dodatku zima była niezwykle ciepła, co przekłada się na olbrzymie zapasy gazu w magazynach w całej Europie. Wszystko to bardzo wzmacnia pozycję strony polskiej w sporze, który właśnie się rozpoczyna.

Być może dlatego wielu obserwatorom ciężko przyjąć do wiadomości, że napięcie rośnie i wkraczamy w fazę konfliktu gazowego na linii PGNiG – Gazprom. Jak inaczej definiować bowiem jawne pogwałcenie prawa międzynarodowego (wiążącego wyroku arbitrażu) przez rosyjską spółkę de facto kontrolowaną przez Kreml?

Oczywiście ta odsłona polsko-rosyjskich zapasów różni się od znanych nam na przestrzeni lat. Dziś Rosjanie uwzględniając historię po 1989 r., są wyjątkowo słabi. Dlaczego zatem zdecydowali się na konflikt? Zajrzyjmy za kulisy i spójrzmy, czy Gazprom ma w ręce jakieś sensowne karty?

Karty w talii Gazpromu

Przede wszystkim warto wziąć pod uwagę najprostsze wyjaśnienie obecnej sytuacji. Rosyjski koncern jest osłabiony przegranym arbitrażem z Ukrainą (zwlekał z jego wypełnieniem, ale ostatecznie doszło do porozumienia korzystnego dla Kijowa) i spadającymi cenami gazu, co w naturalny sposób może przekładać się na próby opóźniania wdrożenia w życie werdyktu z 30 marca.

Kolejny istotny czynnik, nad którym warto się pochylić, to bliska perspektywa wygaśnięcia w maju umowy na tranzyt rosyjskiego gazu Gazociągiem Jamalskim. Kwestia ta nabiera dużego znaczenia dla Gazpromu ze względu na opóźniające się oddanie do użytku gazociągu Nord Stream 2.

Kluczowy projekt Rosji na Bałtyku został objęty sankcjami przez Amerykanów. Jak na razie skutecznie. Mimo że strona rosyjska twierdzi, że jest w stanie technicznie podołać ułożeniu brakującego odcinka podmorskiego rurociągu, to te deklaracje w dość zabawny sposób rozmijają się z rzeczywistością. Statek Akademik Czerski, który ma dokończyć Nord Stream 2 zmierza na Bałtyk z Dalekiego Wschodu Rosji po dość zastanawiającej trasie. Zamiast płynąć przez Kanał Sueski opłynął Przylądek Dobrej Nadziei, a ostatnio obrał kurs na Port Said w Egipcie…

W efekcie trudną sytuację ekonomiczną Gazpromu może już w maju uzupełnić nowy istotny problem: brak odpowiednich mocy eksportowych w kontekście dostępnych gazociągów. Tu dochodzimy do konkluzji tego przydługiego wywodu. Bardzo możliwe, że Gazprom powiąże kwestię szybkiej wypłaty należności dla PGNiG z jakąś formą nowego porozumienia tranzytowego dotyczącego Jamału. Taką możliwość w reakcji na mój wpis w serwisie Twitter skomentował wiceminister aktywów państwowych Janusz Kowalski, zresztą były wiceprezes PGNiG.

Polityk zapowiedział twardą egzekucję rekompensat należnych polskiej spółce z tytułu wygranego arbitrażu.

Według mnie nie będzie to takie proste z kilku powodów

Po pierwsze pobranie długu z dostaw gazu realizowanych przez Gazprom bez woli współpracy tej spółki może okazać się niemożliwe (np. eksport zostanie zredukowany do minimów kontraktowych, nastąpi „awaria” jakiejś instalacji etc.).

Po drugie zajmowanie przez komorników majątku rosyjskiej spółki jest czasochłonne i wymaga wyroków sądów obejmujących jurysdykcją obszar, na którym znajdują się aktywa.

Po trzecie konflikt szybko może przenieść się z poziomu biznesowego na międzynarodowy, co nada mu szerszego pozaenergetycznego znaczenia.

Wreszcie po czwarte, sytuacja polityczna w Polsce staje się coraz mniej stabilna. Niewykluczone, że wspólne głosowanie posłów wiernych Jarosławowi Gowinowi i opozycji ws. wracającej z Senatu ustawy o wyborach korespondencyjnych doprowadzi obóz Zjednoczonej Prawicy do rządów mniejszościowych.

Omawiając karty, którymi dysponują Rosjanie w sporze z PGNiG, warto w dwóch zdaniach wspomnieć o jeszcze jednym, bardzo ważnym czynniku.

Polska Grupa Górnicza i Tauron balansują na granicy płynności finansowej i wymagają pilnej pomocy bądź przeformułowania swojej działalności.

REKLAMA

Zasobem, który dawałby rządowi pole działania w tej sprawie, są środki spółek Skarbu Państwa. Jednak dziś realną gotówką dysponuje wyłącznie Orlen zaangażowany w przejęcie Energi i Lotosu. No chyba, że weźmiemy pod uwagę 1,5 mld dolarów (prawie 6,5 mld zł), jakie mogłoby trafić na konto PGNiG... Rosjanie z pewnością wiedzą o tych kalkulacjach.

Jak widać, sytuacja związana z nowym konfliktem gazowym, jest bardzo skomplikowana, a jego wynik jest trudny do przewidzenia.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA