Gazowa wpadka Polski. To nie tak miało być
Analizując co miesięczne wyniki polskiego górnictwa od pewnego czasu można mieć nieodparte wrażenie, że Polska systematycznie realizuje strategię odchodzenia od węgla i w ogóle od paliw kopalnych. A moce OZE puchną w takim tempie, że trzeba je już regularnie ścinać. Tylko szkoda, że to bzdura na resorach. Bo może i produkcja czarnego złota rzeczywiście szura po dnie, ale za to gaz ziemny coraz bardziej rozpycha się w naszym miksie energetycznym łokciami.
Z węglem w Polsce jak jest, każdy widzi. Produkcja i sprzedaż osiągają rekordowo niskie poziomy, przy niezmiennym lub lekko rosnącym zatrudnieniu. Trudno dzisiaj uwierzyć, że możliwa jest realizacja umowy społecznej podpisanej z górnikami w maju 2021 r., która zakłada fedrowanie czarnego złota jeszcze przez ćwierć wieku do 2049 r. Zarówno poprzedni rząd Morawieckiego, jak i obecny Tuska poważnej rozmowy z górnikami bał się i dalej boi się jak ognia. Na tej bierności traci cała nasza transformacja energetyczna, a kolejne zapisy polityki klimatycznej UE po prostu oddalają się coraz bardziej w czasie. Bo najgorsze w tym wszystkim jest to, że chociaż węgla w Polsce jest z miesiąca na miesiąc mniej (nie licząc przykopalnianych zapasów), to wcale w ten sposób od paliw kopalnych nie odchodzimy. Wszak to, co traci węgiel, z nawiązką nadrabia gaz ziemny.
Gaz ziemny rozpycha się w miksie energetycznym łokciami
Jeszcze w 2019 r. gaz ziemny stanowił 7,3 proc. polskiego miksu energetycznego. W 2020 r. to było 8,8 proc., a w 2021 r. - 7,6 proc. Ale potem nadszedł nakręcany przez rosyjski Gazprom kryzys energetyczny. Polska w odpowiedzi na atak Moskwy na Ukrainę najpierw odwróciła się plecami do rosyjskiego węgla, a potem też do gazu ziemnego. I mogło się wydawać, że może faktycznie nie ma ciągle żadnej centralnej strategii energetycznej, ale i tak transformacja odbywa się jakoś oddolnie. No bo przecież i węgla, i gazu w miksie mamy coraz mniej, prawda?
Niestety okazuje się, że to co najwyżej półprawdy. Owszem, węgla mamy w miksie faktycznie coraz mniej, trudno temu zaprzeczać. Jeszcze w listopadzie ub.r. węgiel kamienny i brunatny stanowił łącznie 81 proc. produkcji energii w Polsce. W grudniu to już było 78 proc., w styczniu 2024 r. - 77 proc. a w lutym br. - 75 proc. Ale z gazem ziemnym jest dokładnie odwrotnie, to paliwo kopalne może poszczycić się tylko rosnącymi udziałem w polskim miksie energetycznym.
Więcej o gazie ziemnym przeczytasz na Spider’s Web:
Jeszcze w sierpniu 2022 r., kiedy Zachód na dobre zaczął odspawać się od rosyjskich paliw kopalnych, gaz spadł do raptem 5 proc. I przez kolejne miesiące byliśmy cały czas na podobnym poziomie: we wrześniu 2023 r. to było 6,1 proc. Ale do tego czasu jesteśmy świadkami gazowego marszu w górę. Już w październiku 2023 r. to było 9,7 proc.; w listopadzie wskoczyliśmy na poziomi 12 proc.; w grudniu - 11,8 proc. W 2024 r. kontynuujemy zwiększanie udziału gazu w miksie: w styczniu br. to było 12,6 proc., a w lutym - 12,8 proc. Warto również zerknąć np. na analizę Instrat dotyczącą zainstalowanej mocy źródeł energii elektrycznej. W 2015 r. gaz odpowiadał za 0,83 GW energii, w 2023 r. - 3,79 GW.
Kolejny pakiet sankcji wymierzony w rosyjski LNG?
Ale nie tylko my zaliczamy gazową wpadkę. Bruksela przecież też jest podobno na wojnie z paliwami kopalnymi, a europejski import LNG jednak wzrósł do 35 proc. całkowitego koszyka dostaw gazu. Z kolei unijne magazynu gazu ziemnego też wydają się być odpowiednio zabezpieczone, średni ich poziom wypełnienia w UE (stan na 23 kwietnia) wynosi prawie 62 proc. Ale rynek LNG może niebawem czekać nie lada wstrząs. Wszystko za sprawą 14 pakietu sankcji ze strony Brukseli, który ma właśnie objąć dostawy LNG z Rosji.
Na razie te systematycznie rosną. Do tej pory w 2024 r. Rosja dostarczyła do Europy 4,89 mln ton LNG, co stanowi ponad 16 proc. całkowitych dostaw gazu skroplonego na Stary Kontynent. W porównywalnym okresie rok temu ów odsetek wynosił 12,74 proc. Najwięcej w tym czasie rosyjskiego LNG trafiło do Francji, Hiszpanii i Belgii. Zapowiadane sankcje UE mogą popsuć też plany Rosji, która zamierza zabezpieczyć 20 proc. światowego rynku LNG do lat 2030–2035, głównie dzięki nowym elektrowniom w Afryce.