No to mamy katastrofę na złotym. Dosłownie chwile dzielą nas od najdroższego euro w historii
Najniższe notowania złotego od kilkunastu lat to nie koniec zamieszania na foreksie. Wielu analityków straszy, że wkrótce za euro będziemy płacić 5 zł, najwięcej w historii. Patrząc na to, co dzieje się w poniedziałek na rynku walutowym, jesteśmy dosłownie o włos od ziszczenia się najgorszych prognoz.
Pierwszy atak na 4,65 zł wyszedł niemal punkt ósma. Po dziesiątej oglądaliśmy kolejny, już skuteczny, który pozwolił przebić 4,65 zł za euro i dobić do 4,66 zł.
Tuż przed tym szturmem euro kosztowało 4,6385 zł, dolar 3,9342 zł, frank 4,1967 zł, a funt 5,4253 zł.
Po południu sytuacja nieco się uspokoiła, ale złoty cały czas pozostawał niemrawy. Przed piętnastą euro kosztowało 4,65076 zł, dolar 3,94796 zł, frank 4,19873 zł, a funt 5,45613 zł.
Ale to była cisza przed burzą. Po 15.30 euro kosztowało już 4.67834 zł, dolar 3,96906, frank 3,96906, a funt 5,48872 zł.
Co ciekawe, w tej grupie euro wcale nie brylowało. Najwięcej do złotego zyskał w poniedziałek funt – ok. 0,75 proc., potem dolar i frank po – ok. 0,7 proc., a euro o 0,5 proc.
Jeśli do końca marca sytuacja się nie zmieni, to z technicznego punktu widzenia może dojść do kolejnego dynamicznego osłabienia złotego.
Jeśli do końca środowego handlu aktualne poziomy się utrzymają bądź byki zdołają jeszcze dołożyć kolejne punkty, miesięczna świeczka będzie bardzo wymowna, a więc oznaczałaby wybicie z rocznego układu trójkąta. Techniczną konsekwencją takiego wybicia byłoby skierowanie rynku w stronę historycznych maksimów w rejonie 4,90
– napisał na Stooq.pl Tomasz Gessner.
Ziszczenie tego scenariusza wspomagają też to, co się dzieje w szpitalach i w gospodarce. COVID-19 zbiera w naszym kraju coraz większe żniwo, liczba zachorowań rośnie, pojawia się coraz więcej sygnałów świadczących, że jesteśmy o krok od niewydolności systemu opieki zdrowotnej, choćby taki, że śmiertelność w Polsce należy do najwyższych na świecie.
I jeśli wprowadzone w minionym tygodniu restrykcje nie odniosą skutku, rządzącym pozostanie już tylko decyzja o wprowadzeniu twardego lockdownu, a to oznacza gigantyczne koszty gospodarcze i społeczne.
Na dodatek irracjonalne i dyktowane strachem decyzje inwestorów zbiegły się w czasie z programowym osłabianiem złotego przez rządzących. Narodowy Bank Polski cały czas utrzymuje najniższe w historii stopy, skupuje aktywa i odstrasza inwestorów, celowo osłabiając nam walutę, jak miało to miejsce na przełomie roku.
Zdaniem Michała Stajniaka z XTB, gdyby nie interwencje NBP, złoty kosztowałby dzisiaj 4,30-4,35 zł. A tak kosztuje 4,65 zł i nie powinniśmy oczekiwać jego umocnienia.
NBP tłumaczy, że utrzymując słabego złotego, pomaga naszym eksporterom, ale tajemnicą poliszynela jest, że chodzi o optymalizację wpływów do budżetu, dzięki podatkowi inflacyjnemu.
Słaby złoty, wysoka inflacja, widoków na poprawę brak
Ostatni raz tak złotego w tak słabej kondycji oglądaliśmy w 2009 r., gdy w Europie rozszalał się na dobre kryzys finansowy. A jeśli nasza waluta osłabi się do 4,9 zł, to będziemy musieli cofnąć się do 1 marca 2004 r., kiedy kurs EURPLN osiągnął najwyższy poziom w historii – 4,9426 zł, a także najwyższy kurs na otwarciu notowań – 4,9137 zł.
Michała Stajniaka z XTB przestrzega, że utrzymanie się takiej sytuacji przez dłuższy czas może doprowadzić do wzrostu inflacji i odpływu zagranicznego kapitału.
Jedynie poprawa sytuacji globalnej jest w stanie poprawić notowania polskiej waluty i dopiero w dalszej części roku możliwa będzie wycena fundamentów w postaci możliwego silniejszego wzrostu gospodarczego
– wskazuje Michał Stajniak.