Nowy rząd, nowe pomyły na podreperowanie sytuacji emerytów. I nie o emeryturach stażowych tym razem mowa, a o emeryturach groszowych. Resort pracy zastanawia się, czy nie obdarować tych, co przepracowali w życiu jeden miesiąc, świadczeniem minimalnym, co dziś dla najbiedniejszego emeryta oznaczałoby podwyżkę świadczenia z 2 gr, czyli de facto zera złotych, do 1780 zł.
Te dwa grosze nie są wcale przysłowiowe, dokładnie takie świadczenie z ZUS otrzymuje mężczyzna z Wrocławia, który przeszedł na emeryturę w wieku 65 lat, a cały jego staż pracy to zaledwie jeden miesiąc prowadzenia działalności gospodarczej. To właśnie on otrzymuje najniższą emeryturę w Polsce.
Problem emerytur groszowych już teraz wybucha
Zjawisko groszowych emerytur w Polsce narasta od lat. W marcu 2023 r. świadczenia niższe niż minimalne dostawało 368,5 tys. osób. Nie zawsze są to dosłownie grosze, czasem kilkadziesiąt, czasem kilkaset złotych, ale w tej definicji mieści się wszystko, co poniżej minimalnej emerytury, która do 29 lutego br. wynosi 1588,44 zł brutto, a od marca wzrośnie do 1780,96 zł brutto.
Dla porównania, jeszcze na koniec 2021 r. liczba osób z emeryturą niższą niż minimalna wynosiła 338 tys., a na koniec 2015 r. zaledwie 76 tys., a więc armia bieda emerytów w ciągu sześciu lat powiększyła się 4,5-krotnie.
Skoro to problem, trzeba się nim jakoś zająć. I Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej się zajęło i bada nawet pewną koncepcję - by wszystkie emerytury groszowe podnieść do poziomu emerytury minimalnej.
Jeśli jeszcze nie czujecie, jaki to absurdalny pomysł, to już wyjaśniam. I nie chodzi nawet o to, że to byłby koszt dla budżetu państwa ok. 3 mld zł. Chodzi o zasady.
Zachęta dla wyłudzaczy świadczeń
Żeby dostać minimalną emeryturę, wedle obecnych przepisów kobieta musi przepracować 20 lat, mężczyzna 25 lat. Wtedy, nawet, jeśli nie zgromadzili wystarczająco kapitału w ZUS, by samemu uzbierać na minimalne świadczenie, państwo do niego dopłaci.
Z drugiej strony, by otrzymywać jakąkolwiek emeryturę w Polsce, wystarczy przepracować jeden miesiąc, czy tam nawet jeden dzień, czyli odprowadzić do ZUS jedną składkę emerytalną przez całe życie, jak wspomniany Wrocławianin.
W jego przypadku, gdyby analizowany pomysł rzeczywiście wszedł w życie, państwo dopłacałoby mu 1780,94 grosze, by dostawał co miesiąc 1780,96 zł brutto. Tyle samo dostawałaby kobieta, która przepracowała w życiu 19 lat i 11 miesięcy albo mężczyzna ze stażem 24 lata i 11 miesięcy. To zwyczajnie niesprawiedliwe.
Nasze poradniki dotyczące emerytur znajdziesz tu:
I dziwne, że polski system emerytalny w zasadzie nie stawia żadnej bariery. W Europie standardem jest przepracowanie przynajmniej 5-10-15 lat, by w ogóle nabyć jakiekolwiek uprawnienia emerytalne. My dajemy prawo do emerytury każdemu, kto wejdzie do systemu incydentalnie. To niemądre.
Zresztą była już prezes ZUS prof. Gertruda Uścińska wielokrotnie mówiła o tym, że należy i w Polsce ustanowić minimalny staż, by zyskać uprawnienia emerytalne, ale to nie jest decyzja prezesa ZUS, ale polityków. A politycy drżą na słowo „reforma emerytur”.
No, może nie drżą, jeśli chodzi im po głowie kolejny prezent dla wyborców. Czy ten się zmaterializuje? Nie wierzę. Jego status jest taki, że to luźny pomysł, który był „artykułowany i sprawdzany m.in. przez środowiska współpracujące z resortem w ramach Rady Dialogu Społecznego”.
Emerytury. Coś trzeba, ale nie to
Czy zupełnie spali na panewce? Założyłabym się o to. Ale coś z tymi groszówkami trzeba zrobić i o znacznie sensowniejszym pomyśle pisał niedawno „Dziennik Gazeta Prawna”. Plan miałby być taki: emerytury groszowe, które stanowią min. 30 proc. emerytury minimalnej, nadal będą wypłacane przez ZUS co miesiąc, niższe tylko raz na kwartał lub raz w roku.
Wiecie, po co to? Prezes Uścińska wyjaśniała od dawna - obsługa wypłaty emerytury o wartości tych 2 groszy, czy tam czterech złotych, kosztuje ZUS 10 zł. Więcej wyrzucamy na przelewy niż na samo świadczenie. A z prognoz samego ZUS wynika, że zaledwie za kilka lat liczba groszowych emerytów urośnie już do 600 tys.