REKLAMA

Niemcy pożegnali atom i siadła im energia. Znowu palą węglem na potęgę

Rząd Bawarii jeszcze wnioskował do rządu federalnego o przedłużenie żywota ich elektrowni jądrowej, ale Berlin okazał się nieprzejednany. I zgodnie z planami Niemcy w połowie kwietnia pożegnali atom. Ale zaraz potem sprawdziły się słowa krytyków takiej, a nie innej polityki energetycznej naszych zachodnich sąsiadów. Dziurę po atomie trzeba zasypywać teraz węglem i prosić o pomoc ze strony francuskich reaktorów.

SMR-transformacja-energetyczna-PEP2040
REKLAMA

Niemcy swoje trzy ostatnie elektrownie jądrowe (Emsland, Neckarwestheim 2 oraz Isar 2) chcieli już zamknąć na koniec 2022 r. Ich plany do góry nogami wywrócił Putin, który postanowił zaszantażować energetycznie Europę i tak sprawdzić jej solidarność z Ukrainą. Koniec końców nasi zachodni sąsiedzi odstawili atom na boczny tor 15 kwietnia w tym roku. Chociaż nie brakowało głosów, że to jednak krok w odwrotnym kierunku od założonego i przyniesie więcej strat niż korzyści. 

REKLAMA

Na stole są też już konkretne wyliczenia od naukowców z Massachusetts Institute of Technology, którzy oszacowali, jakie koszty niesie ze sobą zamknięcie ostatnich elektrowni jądrowych. Na potrzeby tego badania przyjęto, że administracja amerykańska decyduje się w jednej chwili na zamknięcie wszystkich swoich 92 reaktorów. I co wtedy mogłoby się stać? Najprawdopodobniej wzrosłoby zanieczyszczenie powietrza, bo paliwa kopalne (gaz, ropa, węgiel) musiałby dostarczyć więcej mocy. Brudniejsze zaś powietrze powodowałoby dodatkowych 5200 zgonów rocznie.

Niemcy bez atomu, czyli ratunkiem węgiel i Francja

I chyba te przewidywania naukowców zaczęły się sprawdzać zaraz po tym, jak na trzech niemieckich elektrowniach jądrowych zawisła kłódka. Szybko się okazało, że w takiej sytuacji - w dodatku jeszcze gdy słabo wieje i świeci - najważniejszym źródłem energii w Niemczech stał się węgiel. Tym samym emisje znalazły się na poziomie ok. 479 g CO2 na 1 kWh (w Polsce to średnio ok. 700 g). 

Zaczęło się od tego, że niemieckie pożegnanie atomu zbiegło się w czasie z kiepskimi warunkami pogodowymi. Przez to blisko 30 tys. turbin u naszych zachodnich sąsiadów pracowało raptem na 11 proc. swoich możliwości. Energetyka słoneczna dodała raptem 4,2 proc. swojego mocowego potencjału. I powstała w ten sposób dziura energetyczna, początkowo na poziomie 3 a potem 2 proc. produkcji mocy. Berlin nie miał wyjścia i musiał ją zasypać importem energii z Francji. Deficyt pokryły tamtejsze elektrownie jądrowe.

Atom zaczyna być w odwrocie?

REKLAMA

Międzynarodowa Agencja Energii szacuje, że obecnie na świecie działają w sumie 422 reaktory jądrowe. Ich średni wiek to ok. 31 lat. Na 27 krajów Unii Europejskiej 13 z nich planuje korzystać w kolejnych latach z energetyki jądrowej, a niektóre zamierzają zwiększyć swoje moce. Dotyczy to m.in. Polski i Holandii. Z kolei Belgia miała już rezygnować z atomu, ale kryzys energetyczny nakazał jej zweryfikowanie tego poglądu.

Jednak o renesansie energii jądrowej nie ma co mówić. Atom, w skali globalnej, najwięcej energii (17,5 proc.) wytwarzał w 1996 r. W 2021 r. to było raptem poniżej 10 proc., czyli najmniej od 40 lat. Ale plany jądrowe na ten rok są bardzo konkretne. Zgodnie z danymi Światowego Stowarzyszenia Jądrowego w styczniu 2023 r. Chiny planowały wybudować dodatkowych 47 reaktorów, Rosja – 25, a Indie – 12.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA