PiS zastał Polskę węglową, zostawi jądrową. Będzie więcej mocy, reaktorów i szybciej, niż planowaliśmy
Żaden astronomicznie drogi gaz i mało perspektywiczny węgiel. To już pewne: Polska idzie w atom i to bardziej niż pierwotnie chciała. Przecież przy spisywaniu Polityki Energetycznej Polski do 2040 r. mowa była o dwóch elektrowniach jądrowych, a teraz premier Mateusz Morawiecki zapowiada budowę trzech, jak nie więcej obiektów. Problem w tym, że możemy przy okazji złamać unijne przepisy.
Przed nami decydujące rozstrzygnięcie ws. w pierwszej polskiej elektrowni atomowej. To był fascynujący wyścig i do końca nie było wiadomo, kto pierwszy przekroczy linię mety. Faworytami od początku byli Amerykanie. Ale pierwszą w Polsce elektrownię jądrową chcieli budować też Francuzi i prowadzono w tym kierunku rozmaite podchody.
Wreszcie bez szans nie byli także Koreańczycy, których oferta była (i ciągle jest) najatrakcyjniejsza pod kątem finansowym. Koniec końców, tak jak można było się tego spodziewać, wybór padł na Stany Zjednoczone. Ale to wcale nie znaczy, że Paryż czy Seul nic nie ugrają. Wychodzi bowiem na to, że Polska zamierza wybudować więcej reaktorów niż to jeszcze niedawno planowała.
Pierwsza elektrownia jądrowa w amerykańskich barwach
Zgodnie z zapowiedziami do końca października mieliśmy poznać wykonawców pierwszej elektrowni jądrowej w Polsce, która ma powstać na terenie trzech nadmorskich gmin: Choczewo, Gniewino i Krokowo. I tak się rzeczywiście stało. Premier Morawiecki ogłosił, że polski rząd zdecydował się na współpracę ze Stanami Zjednoczonymi.
Rząd stosowne przepisy ma przyjąć już w najbliższą środę. Amerykańsko-polska umowa będzie dotyczyć elektrowni z trzema reaktorami, które powinny zacząć pracować w 2033 r. W USA nie kryją radości. Dla Waszyngtonu to też początek układania nowego porządku energetycznego w Europie, już bez Moskwy w roli głównej.
W sumie będą trzy elektrownie jądrowe. A może więcej
Okazuje się jednak, że dogadanie się z Amerykanami nie blokuje rozmów z innymi. A to dlatego, że Polska chce bezpieczeństwo energetyczne opierać głównie na atomie i być przy okazji jak najbardziej niezależna. Wywołany już rok temu z kawałkiem przez Rosję kryzys energetyczny bardzo wyraźnie pokazał, jakie to ważne. Na dwóch elektrowniach jądrowych się nie skończy. Teraz rząd celuje już w co najmniej trzy lokalizację.
I stąd kontynuowanie rozmów z Koreańczykami. Mają być one prowadzone na poziomie rządowym, ale nie tylko. Osobne ustalenia są dokonywane między PGE, ZE PAK i koreańskim koncernem KHNP. Przypomnijmy, że oferta z Korei Południowej była najtańsza. Seul proponował budowę sześciu reaktorów o łącznej mocy 8,4 GW za 26,7 mld dol., Amerykanie za taką samą liczbę reaktorów ale o mocny 6,7 mld dol. chcieli 31,3 mld dol., a z kolei Francuzi swoją ofertę wycenili na - w zależności od wyboru ostatecznego wariantu - od 33 do 48,5 mld dol. (sześć reaktorów o mocy od 6,6 do 9,9 GW).
Polska pogodzi Westinghouse Electric i KHNP
Przy okazji negocjacji atomowych w pewnym momencie na pierwszy plan wysunął się spór między Stanami Zjednoczonymi i Koreą. Dla Waszyngtonu sprawa polskiej elektrowni jądrowej jest priorytetowa, bo pozwala mieć kontrolę nad budowanym nowym ładem energetycznym w Europie.
A że Korea nęciła Warszawę najniższą ceną – USA w końcu przepuściły atak. Amerykanie z Westinghouse Electric złożyli pozew w sądzie federalnym, by zablokować potencjalną umowę KHNP na sprzedaż reaktorów do Polski. W piśmie złożony w Sądzie Okręgowym dla Dystryktu Kolumbii czytamy, że projekt reaktora KHNP zawiera własność intelektualną licencjonowaną przez Westinghouse i wymaga zgody amerykańskiej firmy przed przekazaniem go Polsce i innym krajom rozważającym wdrożenie reaktorów APR1400.
UE uważnie przyjrzy się budowie reaktorów w Polsce
Kłopoty natury prawnej może mieć też polska umowa atomowa z Amerykanami. Tak przynajmniej sugeruje były premier, a obecnie eurodeputowany Leszek Miller, który w rozmowie z Polsatem News zwrócił uwagę na to, że zgodnie z prawem unijnym taka inwestycja wymaga procedury przetargowej, w której wszyscy oferenci traktowani są na równych prawach. Zaznacza jednocześnie, że w przypadku oferty z USA, Bruksela może wyłączyć daną inwestycję z przetargu, jeśli państwo posiada ważny powód.
Mogą też padać pytania, na przykład pod presją Paryża, dlaczego Polska chce się opierać wyłącznie na technologii spoza UE (USA, Korea). Dlatego były premier przewiduje spore kłopoty prawne Polski. Łącznie z blokadą inwestycji przez KE.