Polska atomowa ruszyła z kopyta. Miała być jedna elektrownia? No to będzie ich kilka
Baltic Pipe ma dać nam odpocząć od gazu z Rosji, ale prawdziwe bezpieczeństwo energetyczne mamy zaznać dopiero po uruchomieniu pierwszej elektrowni jądrowej. Jej wykonawcę powinniśmy poznać w ciągu paru tygodni. W grze są Amerykanie, Francuzi i Koreańczycy, ale możliwe że przy tej okazji skorzystamy z paru a nie tylko jednej technologii. Zgodnie z zapowiedziami przedstawiciela Ministerstwa Klimatu i Środowiska rząd już nie chce tracić czasu i zamierza ustalenia atomowe przyspieszyć.
Sześć reaktorów typu AP1000 w dwóch lokalizacjach chcą nam wybudować Amerykanie. Francuski koncern EDF proponuje albo cztery reaktory EPR o mocy 6,6 GW, albo sześć 9,9 GW. Koreańczycy oferują reaktory APR1400 o łącznej mocy 8,4 GW. Ta oferta ma być o ok. 30 proc. tańsza od tej francuskiej. O tym, kogo ostatecznie wybierze polski rząd, mamy dowiedzieć się do końca października.
Z rozmowy wiceszefa resortu klimatu i środowiska Adama Guibourgé-Czetwertyńskiego z notesfrompoland.com wynika, że dla dwóch wytypowanych lokalizacji na polskie elektrownie jądrowe możliwe są dwie różne technologie. Amerykanie są w tym wyścigu faworytami, szansę mają też Francuzi i Koreańczycy.
Ten sensowny wybór umożliwi szybką dekarbonizację polskiego miksu energetycznego
- komentuje Philippe Crouzet, przedstawiciel rządu francuskiego ds. współpracy z Polską w zakresie energii jądrowej.
Elektrownia jądrowa w Polsce: druga lokalizacja szybciej?
Czasu jest coraz mniej. Na biurko minister klimatu i środowiska Anny Moskwy trafiła już oferta Amerykanów. Ci od razu zaznaczyli, że nie zamierzają w nieskończoność czekać na wybór polskiego rządu. Na decyzję dają nam miesiąc, co oznacza, że wskazanie dotyczący budowniczego pierwszej polskiej elektrowni jądrowej powinno zapaść jeszcze w październiku. Rząd nie zamierza przeciągać tego terminu. Wręcz odwrotnie, bardzo poważnie pod uwagę brane jest przyspieszenie całego harmonogramu atomowego Polski.
Pierwotnie miejsce na drugą polską elektrownie jądrową miało być wskazane dopiero po rozpoczęciu prac w pierwszej lokalizacji, czyli w gminie Choczewo, położonej ok. 80 km na zachód od Gdańska.
Przy wyborze tego miejsca cały czas zastanawiano się nad terenami nad jeziorem Żarnowieckim. Na potrzeby atomowej inwestycji w Choczewie ma być zarezerwowany obszar o powierzchni 688 ha, z czego lasy zajmują 542 ha. Trwałe wylesienie ma dotyczyć 335-356 ha lasów. Do chłodzenia reaktorów ma być wykorzystana woda z Bałtyku, doprowadzona długimi na 5,5 km rurami.
Choczewo zmieni się nie do poznania
Do tej pory Choczewo znane jest przede wszystkim z malowniczych plaż w Sasinie czy Słajszewie. Ale to się może w ciągu najbliższych kilku lat zmienić nie do poznania. Mają tutaj powstać nie tylko trzy reaktory, ale także farma wiatrowa i największa w Europie Środkowo-Wschodniej instalacja fotowoltaiczna. W sumie dzięki tym inwestycjom Choczewo może za niedługo odpowiadać za produkcję nawet 12 proc. polskiego zapotrzebowania na energię.
Czy to energetyczne poruszenie wygoni turystykę z Choczewa? Zdania są podzielone. Tamtejsi właściciele pensjonatów i hoteli trochę obawiają się o swoją przyszłość. Ale Wiesław Gębka raczej nie widzi takiego zagrożenia.