REKLAMA

Polska lepsza niż reszta świata? Oto termin budowy naszej elektrowni jądrowej

Poprzedni harmonogram budowy pierwszej elektrowni jądrowej w Polsce w Choczewie był nierealny od samego początku. Brakowało tylko odważnego, który powiedziałby to na głos. Trudno się dziwić, to opóźnienie będzie zdecyduje o poślizgu całej naszej transformacji energetycznej, która wciąż jest w powijakach. Teraz karty na stół wyłożył Wojciech Wrochna, pełnomocnik rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej.

elektrownia-jadrowa-budowa=bedzie-opozniona
REKLAMA

Budowa elektrowni jądrowej nie ogranicza się do postawienia kilku budynków i połączenia ich rurami. Mówimy bardziej o małym miasteczku przemysłowym, z tysiącami pracowników i własną rozbudowaną infrastrukturą. Żeby postawić takiego energetycznego molocha w środku nadmorskiego lasu, trzeba móc tam dowieźć poszczególne elementy. Potrzeba dróg dojazdowych, połączeń kolejowych i morskich. Dość powiedzieć, że na potrzeby tej przyszłej elektrowni jądrowej wycięto łącznie ok. 190 hektarów lasu. To naprawdę ogromna inwestycja, chyba największa w historii naszego kraju. 

REKLAMA

Program Polskiej Energetyki Jądrowej powstał już 10 lat temu, zaktualizowano go w 2020 r. W tej ostatniej wersji zakładał rozpoczęcie budowy pierwszej elektrowni jądrowej w 2026 r. Pierwszy blok miał tym samym rozpocząć pracę w 2033 r. Ale już wcześniej Marzena Czarnecka, minister przemysłu, zapowiedziała kolejną aktualizację PPEJ do końca listopada br. Teraz jest już jasne, że budowa elektrowni jądrowej w Choczewie opóźni się o dwa lata i ruszy w 2028 r. A rozpoczęcie komercyjnej pracy bloku nr 1 przewidywane jest w 2036 r. Stawiam jednak dolary przeciwko orzechom, że później do tych wyliczeń dodamy kolejne lata.

Elektrownia jądrowa: takie opóźnienie jest zbyt skromne

Że pesymista jestem i znowu zawodzę? Wcale nie. Owszem, rząd mówi o 2028 r., ale w spółce Polskie Elektrownie Jądrowe (PEJ) już teraz brany jest pod uwagę 2029 r. W 2025 r. planowane jest uzyskanie pozwolenia na prace przygotowawcze, czyli m.in. ogrodzenie terenu, przygotowanie zaplecza budowy, a także przygotowanie infrastruktury. Jasne, swoje w tym zakresie robi PKP, GDDKiA, a także Urząd Morski w Gdyni, który planuje oddać do użytku konstrukcję morską do rozładunku (MOLF - Marine Off-Loading Facility) właśnie w 2028 r. 

Zakładamy wiec z góry, że po pierwsze akurat w tych pracach infrastrukturalnych, związanych z naszą pierwszą elektrownią jądrową, żadnych opóźnień nie będzie i wszystko pójdzie jak z płatka. Po drugie wszystkie guziki już będą na tyle zapięte, że jak te wszystkie zadania (trzeba wybudować sporo dróg i połączeń kolejowych, bo PEJ zarzeka się, że nie będzie wcale lub w minimalnym stopniu korzystać już z istniejących) zakończą się w 2028 r., to w tym samym roku, z marszu, ruszy budowa właściwa. A przecież po drodze może stać się milion rzeczy, które te pobożne życzenia najzwyczajniej w świecie wyrzucą do kosza. 

Międzynarodowa praktyka też podpowiada większy poślizg

Nie ma sensu przy tej okazji zaczynać narzekać na procedury czy biurokrację. Czy się to komuś podoba, czy nie z budowami elektrowni jądrowych już tak jest. Nie tylko u nas, ale na całym świecie. Na potwierdzenie kilka przykładów: pod koniec 2021 r. oddano do użytku trzeci reaktor fińskiej elektrowni jądrowej Olkiluoto - aż 13 lat po czasie. Budowę pierwszego bloku elektrowni jądrowej w Białorusi planowano na 5 lat, zajęła 7. Z kolei rosyjska pływająca elektrownia jądrowa Akademik Łomonosow miała powstać w 3 lata i 7 miesięcy. A wszystko zajęło 9 lat więcej. 

To może Chiny? Przecież jak w Państwie Środka za coś się wezmą, to nie ma lipy, prawda? No więc pierwszy blok elektrownia Haiyang miał powstać w ciągu 4 lat i 8 miesięcy, a skończyło się na 8 latach i 9 miesiącach. Budowa zaś pierwszego bloku jądrowego w elektrowni Sanmen zajęła 9 lat i 2 miesiące, a nie 4,5 roku, jak zakładał to pierwotny plan. I może jeszcze jeden przykład z kraju, który na pewno na brak pieniędzy nie może narzekać, a i tak zaliczył spore opóźnienie atomowe. Mowa o Zjednoczonych Emiratach Arabskich i elektrowni Barakah. Budowa pierwszego bloku nie zajęła 5 lat, tylko o ponad 3 więcej. 

Biorąc pod uwagę, że w naszym kraju najpierw liczą się polityczne łokcie, które mogą co kadencję się zmieniać, wiara, że nasz poślizg czasowy będzie miał jedynie skromne dwa lata, jest po prostu myśleniem życzeniowym. Zresztą nawet przedstawicielom rządu od czasu do czasu się coś wymsknie. 

Duża elektrownia atomowa ruszy najpewniej około 2040 r. To data realna. Dotychczas podawany rok 2033 jest niemożliwy do utrzymania - stwierdziła w trakcie XVI Europejskiego Kongresu Gospodarczego, organizowanego w Katowicach, Marzena Czarnecka.

Jeszcze dwa elementy: polityka i pieniądze

Dobrze też pamiętać, że na tempo budowy pierwszej elektrowni jądrowej w Polsce wpływa mają też inne elementy, które mogą jeszcze wszystko dodatkowo wydłużyć. Pierwszym jest polityka i nasze układanie się z Komisją Europejską, która właśnie wezwała nas na dywanik w sprawie zawieszenia programu Czyste Powietrze. Rząd liczy cały czas, co potwierdził ostatnio Wojciech Wrochna, że do końca tego roku otrzyma z Brukseli decyzję otwierającą w sprawie wniosku notyfikacyjnego dotyczącego pomocy publicznej dotyczącej tej inwestycji.

To pozwoli na rozpoczęcie dialogu w sprawie systemu pomocy dla pierwszej elektrowni, to też warunek zawarcia kontraktu EPC z wykonawcami - stwierdzi pełnomocnik rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej.

Więcej o elektrowni jądrowej przeczytasz na Spider’s Web:

Ale Wrochna jednocześnie przyznaje, że rozmowy z KE na ten temat będą „bardzo trudne”, bo unijny model energetyczny obecnie nie jest zbytnio nastawiony na atom. W ten naturalny sposób przechodzimy do ostatniego czynnika, czyli pieniędzy. Rząd przyznaje, że nie jest znany całkowity koszt tej inwestycji, są jedynie szacunki.

Żeby zamknąć finansowanie musimy dojść do porozumienia z bankami. Tego na razie nie ma. Musimy znać system wsparcia, bez którego nie będziemy znać kwot finansowych - tłumaczy Wojciech Wrochna.

Wniosek, który trafił do KE, mówi o dokapitalizowaniu spółki PEJ kwotą 60 mld zł. Do tego dochodzi ok. 75 mld zł od amerykańskich Export-Import Banku oraz agencji International Development Finance Corporation oraz ostatnie ok. 6 mld zł od Export Development Canada. Teraz jeszcze doszło 15 mld zł od francuskich podmiotów finansujących Bpifrance Assurance Export i Sfil. Razem (biorąc pod uwagę przychylność Brukseli) to daje jakieś 156 mld zł. Tymczasem rządowe szacunki mówią o co najmniej 150 mld zł (koszt technologii i prac budowlanych to 115 mld zł i 35 mld zł na inwestycje towarzyszące). Ale i tak trzeba się przygotować na jeszcze większe wydatki.

Czyli węgiel zostanie z nami jednak dłużej?

Może w takim razie harmonogram umowy społecznej z górnikami, wskazujący na produkcję czarnego złota do 2049 r. nie jest taki głupi? Węgla bez atomu raz na zawsze nie pożegnamy, to pewne. A skoro budowa elektrowni jądrowej zaczyna się opóźniać, to logika podpowiada dłuższe utrzymanie kopalni. I nagle spolegliwość Ministerstwa Przemysłu wobec górniczej braci staje się zrozumiała. Tak samo jak utyskiwanie premiera Donalda Tuska na Europejski Zielony Ład i na system handlu emisjami ETS.

REKLAMA

Niektóre założenia dotyczące emisji CO2 - one rozbrajają europejską gospodarkę - stwierdził premier Polski podczas listopadowego Szczytu Europejskiej Wspólnoty Politycznej w Budapeszcie.

Biorąc to wszystko pod uwagę, bardzo mocno trzymam kciuki, żeby nasza elektrownia jądrowa rzeczywiście zaliczyła jedynie dwuletnie opóźnienie. Ale robię to bez większej wiary. 

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA