REKLAMA

Tusk skłamał o drożyźnie, ale wy też oszukujecie

Premier Tusk ogłosił koniec drożyzny. Kłamał. Przecież kajzerka nadal kosztuje 0,65 zł, a nie 0,29 zł jak kiedyś. Ale wy sami siebie też okłamujecie, płacząc, że w sklepach drogo i zbiednieliście. Tymczasem Polaków stać na więcej niż na początku 2021 r.

Drożyzna ciśnie? Lepiej, żeby ceny w sklepach nie spadły do tych z 2021 r.
REKLAMA

Wszystko zaczęło się w pierwszych miesiącach 2021 r. To wtedy inflacja zaczęła rosnąć, aż zerwała się w końcu ze smyczy, osiągając w lutym 2023 r. 18,4 proc. Wróćmy więc do początków 2021 r. Według bazy danych dla handlu.pl w styczniu 2021 r. średnia cena kostki masła wynosiła 4,25 zł, dziś 8,45 zł.

Średnia cena chleba? 4,26 zł w styczniu 2021 r., a dziś 7,79 zł

REKLAMA

Kajzerki? 0,29 zł w styczniu 2021 r. i 0,65 zł dziś.

Kawa mielona Tchibo Family 250 g? 7,25 zł w styczniu 2021 r., i 22,62 zł obecnie.

Ser żółty gouda? 17,7 zł za kg w styczniu 2021 r. i 32,16 zł obecnie.

Nawet cukier, o który często rozpętują się internetowe inby, a który teraz mocno potaniał, i tak jest droższy niż w 2021 r. Wtedy w styczniu kosztował średnio 2,75 zł za kg., a obecnie 4,05 zł. Ale to i tak niezła informacja, bo miewaliśmy w 2023 r. górki, kiedy kosztował ponad 6,5 zł za kg.

Więcej o zakupach na Bizblog.pl:

Dlaczego ciągle jest drogo, skoro premier mówi, że nie jest?

No dobrze, wystarczy. I teraz wchodzi na scenę premier Donald Tusk i ogłasza koniec drożyzny w Polsce. Nie teoretyzuję, premier naprawdę odtrąbił sukces na posiedzeniu rządu pod koniec września. I pokazał dane GUS, które mówiły, że inflacja spadła we wrześniu 2025 r. do 2,9 proc.

Tylko fakt, że spadła inflacja nie oznacza, że skończyła się drożyzna. Spada inflacja, ale ceny nie spadają. One ciągle są wysokie. I takie już pozostaną. Jeśli ktoś czeka na moment, kiedy za serek wiejski znów będziemy płacić niecałe 2 zł zamiast 3,4 zł jak dziś, to się już nigdy nie doczeka.

I w tym sensie premier kłamał. Drożyzna się nie skończyła, bo żeby się skończyła, ceny musiałyby spaść, ale nie jedynie rosnąć wolniej.

Spadek cen byłby katastrofą

Ale czy naprawdę chcielibyśmy, żeby tak się stało? Nie! Powinniście się modlić, żeby ceny w sklepach nie spadły do poziomu sprzed tej fali inflacji. Bo spadek cen, czyli deflacja (odwrotność inflacji) to potwór, który robi jeszcze większą krzywdę niż inflacja. Zrobiłby nam się kryzys gospodarczy, firmy zaczęły padać, a bezrobocie wybuchło do dwucyfrowych poziomów.

Dlaczego? To całkiem proste: jeśli ceny spadają, to zamiast kupić dziś, czekacie, żeby kupić za miesiąc, a i wtedy odkładacie zakup, skoro za kolejny miesiąc będzie jeszcze taniej. Popyt na towary więc spada. Spada też w takim razie ich produkcja, więc zaczynają się zwolnienia. Część firm upada, więc jest jeszcze więcej zwolnień. I wybucha bezrobocie.

A ci, którzy ciągle jeszcze pracę mają? Dostają obniżki pensji. Zaczyna się kryzys.

Ekonomiści boją się deflacji i jej skutków jeszcze bardziej niż inflacji, więc lepiej, żebyście i wy się o nią nie modlili, bo to nic dobrego.

Polacy myślą, że zbiednieli, ale stać ich na więcej

Cofnijmy się jednak w tych rozważaniach o krok. Napisałam bowiem, że żeby zniknęła drożyzna, ceny musiałyby spaść, a nie tylko przestać rosnąć. To tylko część prawdy. Bo jest jeszcze drugi sposób na pozbycie się drożyzny - to wzrost płac.

Jeśli cena chleba rośnie, ale rosną też wasze pensje i ostatecznie możecie za swoją pensję kupić tyle samo, to drożyzny nie ma, bo wasza siła nabywcza jest taka sama.

I właściwie to właśnie dzieje się w Polsce. Czyli premier miał rację, mówiąc, że drożyzna została pokonana? Tak, ale wcale nie wtedy, kiedy on to ogłosił.

To stało się już w czerwcu 2023 r., bo wtedy po raz pierwszy od bardzo wielu miesięcy wzrost płac był szybszy niż wzrost inflacji. Nominalnie płace wzrosły o 11,9 proc. r/r, ale realnie, czyli pod odjęciu inflacji, o 0,4 proc. Niewiele, ale już do przodu.

Kilka miesięcy później, w październiku 2023 r. realny wzrost płat wynosił już 5,8 proc. I to był największy realny wzrost od lutego 2019 r.

Czyli tak: w styczniu 2021 r. za średnie wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw brutto można było kupić 1300 kilogramowych bochenków chleba.

Na koniec grudnia 2023 r., czyli roku, gdy realne pensje już zaczęły z powrotem rosnąć, 1490 bochenków.

REKLAMA

Wnioski są takie: stać nas dziś na więcej niż przed wybuchem inflacji, choć jesteśmy przekonani, że zbiednieliśmy. To iluzja. Sami siebie oszukujemy, bo patrzymy tylko na ceny nominalne w sklepach, zupełnie zapominając, że w portfelu też mamy znacznie więcej.

A skoro sami siebie oszukujemy, to i politycy mogą nas oszukiwać. To taka gra, bo wszystkie jest w naszej głowie.

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-10-17T21:59:00+02:00
Aktualizacja: 2025-10-17T19:59:00+02:00
Aktualizacja: 2025-10-17T18:29:00+02:00
Aktualizacja: 2025-10-17T15:05:33+02:00
Aktualizacja: 2025-10-17T14:17:48+02:00
Aktualizacja: 2025-10-17T13:15:00+02:00
Aktualizacja: 2025-10-17T11:42:00+02:00
Aktualizacja: 2025-10-17T09:31:57+02:00
Aktualizacja: 2025-10-16T23:01:00+02:00
Aktualizacja: 2025-10-16T16:32:00+02:00
Aktualizacja: 2025-10-16T14:45:00+02:00
Aktualizacja: 2025-10-16T09:46:52+02:00
Aktualizacja: 2025-10-16T06:03:00+02:00
Aktualizacja: 2025-10-16T05:16:00+02:00
Aktualizacja: 2025-10-16T04:01:00+02:00
Aktualizacja: 2025-10-15T22:14:00+02:00
Aktualizacja: 2025-10-15T17:49:00+02:00
Aktualizacja: 2025-10-15T14:37:00+02:00
Aktualizacja: 2025-10-15T11:55:00+02:00
Aktualizacja: 2025-10-15T10:19:26+02:00
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA