REKLAMA

Marże paliwowe w kosmosie. Niezwykłe rzeczy dzieją się nie tylko na samych stacjach benzynowych

Marża rafineryjna nagle urosła aż do 39,5 dolara na baryłce. Jest prawie sześć razy większa niż w lutym i ponad 21 razy większa niż w styczniu – wylicza Rafał Hirsch.

ceny-paliw-na-polskich-stacjach
REKLAMA

Gdyby istniały konkursy na najbardziej niesamowite plansze w raportach giełdowych spółek, ta z Lotosu sprzed paru dni wygrałaby tym razem bezapelacyjnie, bez względu na to, czy konkurs byłby o nagrodę tygodnia, miesiąca czy kwartału. Pokazuje ona bowiem, co stało się w marcu z marżami w biznesie rafineryjnym, a stało się coś niezwykłego.

REKLAMA

Co dokładnie, pokazuje tabela poniżej.

 class="wp-image-1761292"
Źródło: Lotos

Najbardziej ogólną informację o rentowności rafinerii znajdziemy w prawym dolnym rogu. Dotyczy ona tak zwanej modelowej marży rafineryjnej, która mówi nam, czy działalność rafinerii opłaca się bardziej, mniej czy może wcale.

W danych z poprzednich lat widać, że było z tym krucho. W czwartym kwartale 2021 marża spadła do poziomu 20 centów na baryłce. Rafineria kupowała baryłkę ropy (z lewej strony tabelki widać, że rosyjska ropa Ural kosztowała wtedy niecałe 78 dolarów) i przerabiając ją na różne produkty naftowe, była w stanie z niej wycisnąć zaledwie 20 centów zysku.

Zamieniając to na procenty relacja 0,20 USD do 77,84 USD daje niecałe 0,3 proc. marży. W styczniu było niewiele lepiej. W lutym wybuchła wojna, ale bliżej końca miesiąca, więc dane za ten miesiąc wyglądają już wyraźnie lepiej, ale nie w pełni oddają to, co stało się na rynku. Dopiero teraz dostaliśmy dane za pierwszy pełen miesiąc trwania wojny, czyli za marzec i widać, że w branży naftowej jest to zupełnie inny świat. Zmiana jest kosmiczna.

Marże paliwowe na poziomie rentowności Apple'a

Marża rafineryjna nagle urosła aż do 39,5 dolara na baryłce. Jest prawie sześć razy większa niż w lutym i ponad 21 razy większa niż w styczniu. 0,3 proc. z końca 2021r. zamieniło się w 44,7 proc. Nagle, przez wybuch wojny biznes o rentowności słabo radzącego sobie osiedlowego warzywniaka przemienił się w biznes z rentownością Apple’a czy Microsoftu.

Widać też, skąd ten zawrotny skok się wziął. Odpowiedź dają tak zwane cracki produktów naftowych. Cracki to też marże, tyle że dotyczące konkretnych produktów powstających z ropy, a nie danej rafinerii. Te cracki, co bardzo ważne, też są notowane na międzynarodowych rynkach, tych samych gdzie wyznaczana jest cena baryłki ropy. Jest to więc efekt gry podaży i popytu na szerszym europejskim rynku.

Mówiąc inaczej: prezes jednej spółki naftowej, na przykład szef Lotosu albo Orlenu nie jest w stanie samodzielnie ustalić ceny produktu gotowego na rynku, podobnie jak nie jest w stanie ustalić ceny ropy. To są liczby dane z góry, a konkretnie z giełdy. To nie znaczy, że zarządy firm naftowych w ogóle na nic nie mają wpływu, taki wniosek byłby absurdalny, mogą do pewnego stopnia, uzależnionego od warunków technicznych w danej rafinerii, modyfikować miks produktów.

Aby produkować więcej tych bardziej rentownych, mogą próbować optymalizować działalność i udział w rynku za pomocą polityki rabatów dla klientów. Warto pamiętać, że wszystkie marże wyliczane i podawane w tabelkach, takich jak ta z Lotosu, są MODELOWE. To po prostu efekt podstawienia danych z giełd do matematycznego wzoru. Rzeczywistość zawsze się nieco od niego różni, właśnie za sprawą rabatów, upustów i innych indywidualnych uzgodnień z odbiorcami.

Jednak na pewno nie jest tak, że marże w Lotosie i w Orlenie z pewnością też nagle drastycznie wzrosły, bo zarządy tych spółek podjęły taką decyzję. To tylko efekt zmiany sytuacji na rynkach.

Dodatkowy zysk dla Orlenu i Lotosu

Po wybuchu wojny przez pewien czas istniało ryzyko zablokowania importu ropy z Rosji przez polityków w ramach sankcji. Przez to gwałtownie podrożała ropa. Potem się okazało, że oficjalnych unijnych sankcji na ropę nie będzie, ale w sumie tak jakby były, ponieważ prywatne firmy handlujące ropą i paliwami same zrobiły krok w tył i przestały kupować rosyjski surowiec.

Zrobiły to po pierwsze ze strachu przed ewentualnością sankcji, a po drugie z powodu znaczącego wzrostu kosztów, bo wojna spowodowała, że właściciele tankowców drastycznie podnieśli ceny wynajmu statków, jeśli miałaby nimi płynąć ropa z Rosji, a ubezpieczyciele przestali oferować usługi ubezpieczenia takiego transportu.

W efekcie cały ten biznes stał się dla rynku zbyt ryzykowny i nieopłacalny. Rosja próbowała przezwyciężyć niechęć zachodnich firm najprostszą metodą, obniżając ceny ropy. To też widać w tabelce powyżej. Proszę porównać, co się stało w marcu z ceną ropy Brent, a co z ceną ropy Ural. Wcześniej obydwa gatunki zachowywały się tak samo: rosyjska zawsze była o parę dolarów tańsza, bo jest nieco gorsza jakościowo.

Tym razem Brent podrożał na fali wojennej paniki o kilkadziesiąt proc. ale Ural potaniał o blisko 4 dolary na baryłce. Różnica pomiędzy Uralem, a Brent, zwykle nieznaczna, pobiła wszelkie rekordy, sięgając prawie 30 dolarów na baryłce. Ta różnica to dla rafinerii przetwarzających ropę ze Wschodu, a więc zarówno dla Lotosu, jak i Orlenu dodatkowy zysk – wyniki tych spółek za pierwszy kwartał będą więc zapewne rewelacyjne.

W kolejnych kwartałach, jeśli mamy rezygnować z ropy rosyjskiej trzeba będzie chyba zmienić wzory na modelowe marże rafineryjne, a różnica w cenie ropy Ural i Brent straci na znaczeniu.

Wyższy popyt, mniejsza podaż i na stacjach paliw mamy szok cenowy

Wracając do tego, co stało się w marcu z crackami, czyli zyskownością poszczególnych produktów naftowych: zmniejszenie dostępności rosyjskiej ropy w Europie sprawiło, że pojawiły się obawy, że rafinerie z mniejszej ilości surowca wyprodukują mniej tych produktów, czyli benzyn, diesla czy olejów opałowych. Z drugiej strony prognozy makroekonomiczne nie przewidują na razie, że wojna wywoła w Europie recesję, więc wciąż obowiązuje założenie, że popyt na paliwa nie będzie maleć.

Oczekiwania dotyczące wzrostu popytu i możliwego spadku podaży wystrzeliły notowania diesla, paliwa lotniczego czy benzyn w kosmos. Zaczęła się opłacać nawet produkcja ciężkiego oleju opałowego, która od lat była nierentowna.

REKLAMA

Tym różni się wojna od pokoju w branży rafineryjnej, co może nie jest jakimś wielkim zaskoczeniem, bo przecież efekty widzimy od miesiąca na stacjach benzynowych. Teraz lepiej zobaczyliśmy także ogrom zmian, które nastąpiły za kulisami, w pewnym oddaleniu od dystrybutorów.

Rafał Hirsch – dziennikarz ekonomiczny, nagradzany między innymi przez NBP (Najlepszy dziennikarz ekonomiczny 2008) i Stowarzyszenie Inwestorów Indywidualnych (Heros Rynku Kapitałowego 2012). Współtwórca m.in. TVN CNBC i next.gazeta.pl. Obecnie współpracownik Business Insidera i Tok FM. 

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA