Katastrofa dla gospodarki i milionów Polaków, a prąd tylko dla bogaczy
Awantura o miliardy z Funduszu Odbudowy tak naprawdę nie ma najmniejszego sensu. Premier Mateusz Morawiecki zamiast tych politycznych kuksańców niech w te pędy jedzie na rozmowy do Brukseli. Bo patrząc na to co w ostatnim tygodniu wyprawiają ceny emisji CO2, można przypuszczać, że jak tak dalej pójdzie, to z węglowej Polski nie będzie już co odbudowywać.
Kilka tygodni temu dziennikarze zajmujący się tematem energetyki stworzyli na Twitterze sondę, w której chodziło o wskazanie daty, kiedy wyemitowanie jednej tony CO2 zacznie kosztować 50 euro. Padały różne propozycje: lipiec, sierpień, a może wrzesień. Najodważniejsi mówili o czerwcu. Tymczasem od początku maja ceny emisji CO2 kontynuują swój marsz wyłącznie w górę. Próg 50 euro przekroczono 6 maja. Tydzień później było już ponad 54 euro. A mówi się, że ma być jeszcze drożej. To z kolei oznacza ogromne kłopoty finansowe i dla polskich spółek energetycznych i dla samych Polaków, którzy obecnie już na rządowy parasol, który uchroni ich przed podwyżkami cen prądu - nie mają co liczyć. Były minister energii Krzysztof Tchórzewski przekonywał wcześniej, że tego typu rekompensaty do rachunków nie są w ogóle potrzebne.
Bo coraz więcej zarabiamy
– argumentował.
Potem okazało się, że owszem, pomoc jakaś ma być, tyle że nie dla wszystkich.
W połowie roku przedstawimy rozwiązania umożliwiające najuboższym ochronę przed cenami energii
– zapowiedział w kwietniu Michał Kurtyka, minister klimatu i środowiska.
Ceny emisji CO2 jeszcze pójdą w górę
Nie dość, że od początku roku ceny emisji CO2 tylko drożeją (jeszcze pod koniec grudnia ubiegłego roku były na poziomie ponad 32 euro), to w dodatku w najbliższym czasie raczej nic się nie zmieni. Wręcz odwrotnie. A to za sprawą Komisji Europejskiej, która zdecydowała o wycofaniu z rynku 378 mln uprawień do emisji CO2. Wszystko przez niższą produkcję energii w 2020 r. - wywołaną pandemią koronawirusa. W efekcie łączna pula uprawień w tym roku podskoczyła o 14 proc.
Eksperci są zgodni: te cięcia KE będą powodować presję cenową na emisję CO2. Podobnie jest z ostatnim stanowiskiem komisji środowiska Parlamentu Europejskiego, która opowiedziała się za nowym celem klimatycznym UE redukującym emisję C02 nie jak pierwotnie zakładano o 40 a o 55 proc. W Niemczech coraz głośniej z kolei słychać głosy, że jeżeli chcemy na serio walczy ze zmianami klimatu, musimy zredukować emisje CO2 do 2030 r. nawet o 65 proc.
Wcześniejsze, odważne prognozy - teraz blakną
12 maja cena emisji CO2 osiągnęła kolejny rekordowy pułap i na chwilę zatrzymała się na poziomie 55,46 euro. Na początku roku raport Krajowego Ośrodka Bilansowania i Zarządzania Emisjami zakładał podwyżki cen emisji CO2, ale nie tak szybkie. Spodziewano się ok. 50 euro za wyemitowanie jednej tony dwutlenku węgla.
Tyle że wedle styczniowego raportu miało się to stać w trzecim, najpewniej w czwartym kwartale tego roku. Tymczasem nie minęła jego połowa, a już jest ponad 50 euro za tonę CO2. Zdaniem specjalistów z KOBiZE za 10 lat cena emisji CO2 osiągnęłaby wartość co najmniej 72 euro. Dzisiaj jest już jasne, że to może nastąpić zdecydowanie szybciej. Nie brakuje takich, którzy takie cen widzą jeszcze przed tegorocznymi wakacjami. Coraz częściej pojawiają się też opinie, że tym samym cena emisji CO2 może osiągnąć nawet 100 euro. Co to oznacza dla Polski - ciągle uzależnionej w ok. 70 proc. od węgla?
To katastrofa dla polskiej gospodarki. To katastrofa dla portfeli milionów polskich rodzin. Czekają nas gigantyczne podwyżki cen ciepła i energii
– przewiduje Janusz Kowalski, były wiceminister aktywów państwowych.