I cyk! Jest kolejny głos, że najbogatszym trzeba zabierać znacznie więcej. I to nie byle jaki, bo to głos noblisty. Powód? Od wybuchu pandemii najbogatsi wzbogacili się dwukrotnie bardziej niż reszta świata. I co z tego? To, że jak się tym majątkiem nie podzielą z biednymi, to wpłynie na funkcjonowanie całych państw, bo dzieci dorastające w ubóstwie po prostu nie będą produktywne i gospodarki zaczną siadać.
Świat się zmienia. Na razie to tylko pokrzykiwania, ale pewnie za dekadę dzisiejsze postulaty i wygrażanie palcem najbogatszym, że muszą część majątku oddać najbiedniejszym, staną się oczywistością. No dobra, może za dwie dekady. Ale w końcu na pewno.
Obecnie trwa na ten temat akademicka dyskusja, która przez polityków nie do końca jest brana na poważnie, na pewno nie w Polsce, gdzie próba bardziej sprawiedliwej redystrybucji dochodów w Polskim Ładzie skończyła się spektakularną klapą.
Najgorsi są bogacze, którzy dziedziczą fortuny
Ale do rzeczy. Noblista Joseph Stiglitz postuluje wprowadzenie dodatkowej stawki podatku dochodowego w wysokości 70 proc. dla najbogatszych. Miałaby to być stawka obowiązująca na całym świecie. Od jakiego poziomu dochód? Tu jeszcze brak konkretów, ale ekonomista zwraca szczególną uwagę na tych, którzy majątek gromadzą od wielu pokoleń. A więc może to jednak nie podatek dochodowy, a majątkowy byłby lepszy?
Tak czy inaczej powodem apelu Stiglitza jest najnowszy raport Oxfam na temat nierówności, a w tym właśnie specjalizuje się amerykański ekonomista. Wspomniany raport pokazał to, co częściowo już wiedzieliśmy, pandemia przysłużyła się najbogatszym ludziom na świecie.
Okazuje się, że od wybuchu pandemii najbogatszy 1 proc. populacji wzbogacił się dwukrotnie bardziej niż reszta świata. Chcecie konkretnych kwot? To wzrost majątków o 26 bilionów dolarów. Niewiele mi to mówi, wam pewnie też nie, liczby są tak olbrzymie, że trudno je ogarnąć. Ale patrząc od innej strony, pamiętacie alarmy, że 1 proc. najbogatszych ludzi na świecie posiada połowę globalnego majątku? To już nieaktualne, oni mają już dwie trzecie światowego bogactwa.
W czym to komu przeszkadza? W tym, że jednocześnie armia biednych ludzi nie ma za co żyć. Oxfam pokazuje, że po raz pierwszy od 25 lat jednocześnie wzrosło nie tylko skrajne bogactwo, ale i skrajne ubóstwo. I nie chodzi tylko o etykę czy ideologię.
Chodzi o to, że taki układ jest niekorzystny dla świata, całych krajów i ich gospodarek.
Bo dzieci żyjące w ubóstwie nie będą produktywne dla gospodarki
– ostrzega Stiglitz.
A ja dodam trochę bezdusznie, że taki nieproduktywny człowiek przecież nie tylko nie generuje żadnych zasobów, ale jeszcze je pożera.
I taki bilans jest niekorzystny nikomu nie wychodzi na dobre.
Czytaj też: Drugi próg podatkowy - kogo dotyczy, ile wynosi
Cała prawda o inflacji
Przy okazji Stiglitz powiedział głośno to, co chyba ciągle uważane jest za teorię spiskową: fala inflacji wywołanej przez pandemię stała się doskonałym pretekstem dla bogatych, żeby zarabiać jeszcze więcej. Wielkie korporacje, używając pretekstu, że rosną koszty produkcji, podnosiły ceny bardziej, niż rzeczywiście wynikało to z odczuwalnej przez nich drożyzny. Dotyczy to przede wszystkim branży spożywczej i energetycznej – podkreśla Oxfam.
A na koniec jeszcze zarobionymi w ten sposób pieniędzmi nie dzieli z pracownikami, którzy je wypracowali w postaci podwyżek wynagrodzeń, ale rozdzielali je w postaci dywidend między siebie - już i tak bogatych właścicieli kapitału.
To doskonała synteza tego, jak działa współczesny świat. I albo coś z tym w końcu zrobimy, albo biedni stracą cierpliwość i zaczną wieszać bogatych na drzewach. Dosłownie, nie w przenośni. Szkoda, że na razie rozumie to jedynie garstka intelektualistów. Szkoda, że politycy do intelektualistów nie należą.
Za ostro? No to mam dowód, a raczej ma go Oxfam: w trakcie pandemii 143 ze 161 krajów na świecie zamroziło stawki podatkowe dla bogatych, a 11 krajów wręcz je obniżyło. Komentarz jest zbędny.