ZUS od umów zleceń. Rząd szuka dodatkowej kasy, pracodawcy zapłaczą
Rząd planuje ozusowanie każdej umowy zlecenie już od przyszłego roku - donosi „Dziennik Gazeta Prawna”. To pozwoli ściągnąć pieniądze do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych po upadku pomysłu zniesienia limitu 30-krotności składek. I znów rządzący obciążają kosztami przedsiębiorców. W przypadku umowy na 3 tys. zł miesięcznie koszty pracodawcy z tytułu wyższych składek ZUS wzrosną o ok. 300 zł.
Dzisiaj pracownik związany z pracodawcą taką formą relacji płaci składkę na ZUS liczoną od minimalnego wynagrodzenia. Co ponad to - jest jego. Podobnie sprawa się ma, gdy zlecenie jest jedynie uzupełnieniem etatu. O ile na podstawie umowy o pracę pracownik pobiera co najmniej wynagrodzenie na poziomie minimalnym - z umowy zlecenia nie odprowadza ani grosza do ZUS-u.
Od miesięcy ZUS głośno narzeka na brak pieniędzy. Może dlatego wzięto na celownik kobiety rodzące dzieci, prowadząc działalność gospodarczą. I pewnie też z tego powodu wraca temat pełnego ozusowania umów zleceń.
Już na początku tego roku ZUS informował, że płacone składki pozwalają na pokrycie jedynie 79,8 proc. zaplanowanych wydatków. A dotacja na rzecz Funduszu Ubezpieczeń Społecznym w zeszłym roku zamknęła się kwotą 36 mld zł i była najniższa od 2009 r.
System skazany na niedobór pieniędzy
Perspektywy na przyszłość też absolutnie nie napawają optymizmem. Wyliczenia ZUS dotyczące osób na własnej działalności gospodarczej, które pierwsze świadczenie z Zakładu pobiorą w 2059 r., raczej przerażają. Kobieta ma otrzymać wtedy emeryturę w wysokości 11,8 proc. szacowanego wówczas średniego wynagrodzenia, a mężczyzna - 16 proc.
Według kobiet, które prowadząc swój biznes, urodziły dziecko i pobierały z tego tytułu należne im świadczenia - właśnie tu, w pustej kasie ZUS-u leży przyczyna licznych i bezwzględnych kontroli, na podstawie których Zakład żąda od matek zwrotu bajońskich sum.
Jednak z ostatnich doniesień rządowych wynika, że budżet Zakładu niedługo może zyskać kolejnego, potężnego sprzymierzeńca. Bo też w dobie nadchodzącego wyhamowania gospodarczego, o którym jakby z wyprzedzeniem coraz częściej mówi prezes PiS Jarosław Kaczyński - nie ma co dłużej czekać.
Według rządzących w ten sposób Zakład traci spore pieniądze, które mogą przeznaczane być na dalsze transfery społeczne. Dlatego w planach jest ozusowanie każdej umowy zlecenie, niezależnie od jej wysokości, jak też od ewentualnej innej pracy. Taki manewr pozwoliłby co rok dokładać do kasy ZUS ok. 3 mld zł więcej niż teraz.
Koszty pracy pójdą w górę, może skoczyć bezrobocie
Ozusowanie umów zleceń nie jest wcale tematem nowym. Na celownik takie modyfikacje miał wziąć - wedle ówczesnych zapowiedzi Donalda Tuska - rząd PO-PSL po wygranych wyborach w 2015 r., które przegrał. Teraz, przy tak rozłożystym, jak nigdy dotąd parasolu socjalnym - wydaje się, że przed tym rozwiązaniem nie ma już ucieczki.
Przeciwnicy płacenia składek ZUS od każdej umowy zlecenie wskazują na zagrożenia takiego rozwiązania. Wśród nich zdecydowanie na pierwsze miejsce wysuwa się zwiększenie kosztów pracy i mniejsze pieniądze w kieszeniach pracowników. Do przodu może ruszyć stopa bezrobocia. Według ekspertów pełne oskładowanie umów zleceń może wpisać się w pogarszającą koniunkturę, zwłaszcza jeżeli chodzi o usługi, takie jak gastronomia, utrzymanie czystości, czy ochrona. Ich ceny mogą przez to po prostu wyraźnie wzrosnąć.
Im więcej grosza w kieszeni, tym mniej zlecenia
W rządzie trwają prace nad przepisami pozwalającymi na ozusowanie również umów o dzieło. To jednak znacznie trudniejsze zadanie. Trzeba byłoby m.in. określić czas pracy w takim przypadku, żeby móc prawidłowo wyliczać zasiłek chorobowy (80 proc. pensji miesięcznej, od której odprowadzana jest składka ZUS).
Z danych Ministerstwa Finansów wynika jednak, że rządowy pomysł ozusowania wszystkich umów zlecenie najbardziej uderzy w tych najgorzej zarabiających. Zlecenie najczęściej dotyczy bowiem osób zarabiających od 1 do 5 tys. zł. Stanowią także istotną część zarobków u ludzi pobierających miesięczne wynagrodzenie między 5 a 10 tys. zł. Patrząc w górę, na jeszcze wyższe pensje - umów na zlecenie jest coraz mniej.