W nocy z 25 na 26 października przestawimy zegarki z godziny 3.00 na 2.00. Oznacza to, że doba potrwa o godzinę dłużej, a osoby pracujące w nocy spędzą w pracy nie osiem, lecz dziewięć godzin. Państwowa Inspekcja Pracy radzi, jak rozliczyć ten czas i wyjaśnia, jakie prawa mają pracownicy.

Państwowa Inspekcja Pracy przypomina, że dodatkowa godzina pracy po zmianie czasu oznacza nadgodziny – chyba że pracodawca odpowiednio zaplanuje grafik. Jeśli zmiana trwa zwykle osiem godzin, można ją skrócić o godzinę, by mimo cofnięcia zegara zachować standardowy czas pracy. W przeciwnym razie ta dodatkowa godzina staje się pracą nadliczbową.
Zmiana czasu, czyli dłuższa praca
PIP tłumaczy, że za przepracowaną godzinę więcej pracownikowi należy się normalne wynagrodzenie oraz dodatek za nadgodziny. Ponieważ zmiana czasu wypada w nocy z soboty na niedzielę, dodatek wynosi 100 proc. stawki godzinowej. Pracownik może też poprosić o odbiór czasu wolnego zamiast dodatkowego wynagrodzenia.
To nie koniec – PIP zwraca uwagę, że nocna praca wiąże się również z dodatkiem za porę nocną. Wynosi on 20 proc. stawki godzinowej liczonej od minimalnego wynagrodzenia, czyli w październiku 2025 r. 5,07 zł brutto za godzinę. Oznacza to, że nawet jedna godzina więcej daje realny wzrost zarobków.
Inspekcja zwraca uwagę, że obowiązek prawidłowego zaplanowania czasu pracy spoczywa na pracodawcy. Nie można zmiany czasu traktować jako „siły wyższej” i obciążać pracownika dłuższą zmianą bez odpowiedniego wynagrodzenia. Pracownicy natomiast powinni wiedzieć, że mają prawo do zapłaty lub odbioru wolnego za każdą dodatkową godzinę.
Więcej wiadomości na temat prawa można przeczytać poniżej:
Kwestia zmiany czasu wciąż budzi dyskusje w całej Unii Europejskiej i oczywiście nasila się w okresie, gdy przestawiamy zegarki. Już od 2018 r. w UE trwają rozmowy nad zniesieniem obowiązku przestawiania zegarków dwa razy do roku. Wtedy w konsultacjach publicznych 84 proc. Europejczyków opowiedziało się za tym, by z tym przeżytkiem skończyć.
Czas letni na stałe
Polska, jako kraj przewodniczący Radzie UE w 2025 r., próbowała temat odświeżyć. W kwietniu zaproponowała wprowadzenie jednolitego czasu letniego w całej UE z dwuletnim okresem przeglądu. Pomysł zyskał poparcie Komisji Europejskiej, a unijny komisarz ds. transportu zlecił opracowanie analizy. Do sprawy teraz na forum unijnym wrócił minister energii Miłosz Motyka, ale zapewne i tym razem skończy się na słowach.
Co by oznaczał stały czas letni w praktyce? Zimą słońce zachodziłoby później – w północno-wschodniej Polsce około 16.00, a na południowym zachodzie bliżej 17.00. Poranki też byłyby późniejsze i ciemniejsze: w południowo-wschodniej części kraju wschód około 8.00, a na północnym zachodzie nawet około 8.45. Dla wielu osób to plus po południu, ale dla uczniów i dojeżdżających do pracy – trudniejszy start dnia.
Zwolennicy stałego czasu letniego mówią o dłuższym świetle po pracy, rekreacji i zakupach oraz lepszym nastroju. Przeciwnicy wskazują na ciemniejsze zimowe poranki i bezpieczeństwo dzieci idących do szkoły. W tle są jeszcze rachunki za energię, ale różnice zależą głównie od stylu życia i... szerokości geograficznej. Tak czy inaczej, do czasu oficjalnych komunikatów najlepiej traktować wszystkie „ostateczne terminy końca zmiany czasu” jako nabijanie klików.







































