Czasy są niespokojne. Stanowisko stracił ważny dla gospodarki wicepremier, rośnie zamieszanie dokoła TVN, czyli jednej z największych amerykańskich inwestycji w Polsce. Takie rzeczy nie dzieją się co tydzień, to sytuacja wyjątkowa. Trudno się dziwić, że wielu obserwatorów bieżącej polityki oczekuje, że na te wyjątkowe wydarzenia będzie też reagować gospodarka, a zwłaszcza rynek finansowy, bo tam reakcje są widoczne natychmiast. A tu nic.
A właściwie prawie nic, bo jakąś tam minireakcję na rynku walutowym można było dostrzec, ale naprawdę drobną. Złoty tracił w środę i czwartek na wartości nieco bardziej niż forint i czeska korona, co sugeruje, że rynek reaguje w ten sposób na coś, co specyficznie dotyczy tylko Polski.
Giełda w ogóle niczym się nie przejmuje. WIG bije kolejne rekordy wszech czasów, jak gdyby nigdy nic. Polski dług, czyli obligacje skarbowe też nie wykazują oznak zdenerwowania. Generalnie nic się nie dzieje, co może wśród fanów polityki wzbudzać zaciekawienie czy zaniepokojenie.
Rynek kapitałowy nie ma poglądów
Przyczyn jest kilka. Po pierwsze rynek finansowy najprawdopodobniej w ogóle nie ma jakichkolwiek poglądów politycznych i nie odnosi się do żadnych wartości. Gdyby tak było, w takich miejscach jak Chiny, Arabia Saudyjska, Turcja czy Rosja rynek finansowy w ogóle nie powinien istnieć, a przecież istnieje. Trudno zatem oczekiwać, że w sytuacji ostrego sporu politycznego rynek finansowy zareaguje, opowiadając się wyraźnie po jednej ze stron . Zresztą często bywa tak i tak jest też w Polsce, że dość istotnymi uczestnikami tego rynku są podmioty kontrolowane przez państwo, a więc pośrednio przez rządzącą partię polityczną. Nie oznacza to, że steruje ona ręcznie kursem euro albo rentownością polskich obligacji, ale też trudno oczekiwać, że trading roomy w bankach kontrolowanych przez rządzących reagowały paniką na ich działania. Taki ruch na rynku musiałby się pojawić ze strony inwestorów zagranicznych. Tych z kolei na przykład na rynku polskich obligacji wcale nie ma wielu.
Zamieszanie dokoła instytucji związanych z ustrojem demokratycznym być może psuje państwo, ale jednocześnie nie wpływa w żaden sposób na poziom bezpieczeństwa finansowego, nie wywołuje w sposób natychmiastowy żadnego kryzysu, posiadacz polskich obligacji nie ma więc tutaj żadnego powodu do tego, aby je sprzedawać, wpływając tym samym na notowania rynkowe. Podobnie w przypadku giełdy: wyrzucenie z rządu ministra od przedsiębiorczości nie zmniejszy zysku w spółkach notowanych na giełdzie, zwłaszcza że planowane zmiany w podatkach, przeciwko którym wicepremier Gowin protestował dotyczą podatku PIT, a nie CIT.
Oczywiście istotna jest kwestia postrzeganego ryzyka. W tym kontekście przyjęcie „TVN lex” może niepokoić, bo jest to jednocześnie atak na dużą międzynarodową korporację i jej prawa nabyte w Polsce. Tutaj jednak dochodzimy do kolejnej przyczyny braku reakcji rynku na to, co się dzieje.
Inwestorzy są leniwi
Rynek finansowy chłonie wszystko, bardzo rzadko więc mamy na nim sytuację, w której widać reakcję tylko na jakieś jedno wydarzenie. Zwykle na świecie dzieje się dużo rzeczy jednocześnie, a to jak wyglądają notowania, jest wypadkową wielu zdarzeń. Niewykluczone, że na przykład złoty po odwołaniu wicepremiera Gowina i ataku na TVN osłabiłby się do walut obcych bardziej, ale akurat tego samego dnia w USA podano dane o dość zaskakującym spadku inflacji, co natychmiast zinterpretowano jako zmniejszenie szansy na podwyżki stóp w Stanach. Ta zmiana oczekiwań osłabiła dolara wobec wszystkich walut na świecie, jednocześnie umacniając tak zwane waluty wschodzące, do który złoty też jest zaliczany. Dzięki temu czynnikowi ruch na polskiej walucie był mniejszy, niż mógłby być. Tak naprawdę tego dnia złoty i tak był najsłabszą walutą świata, ale dzięki tej amerykańskiej inflacji oznaczało to tylko nieznaczną utratę wartości, wszelkie większe tąpnięcia były akurat w tym momencie wykluczone.
Kolejna sprawa – inwestorzy na rynkach globalnych często sprawiają wrażenie leniwych i nie lubią zmieniać swoich scenariuszy bazowych. Zwykle też do ostatniego momentu trwają przy założeniu, że „wszystko będzie dobrze”, tak jak trwali przy nim na przykład w przypadku brexitu. Trudno też uznać inwestorów na rynkach finansowych za jakichś mędrców z wielką przenikliwością analizujących wszystkie możliwe opcje i wyciągających zawsze prawidłowe wnioski. Rynki mylą się bardzo często, a jeszcze częściej przesadzają w jedną, bądź drugą stronę, jeśli tylko da im się do tego odpowiedni pretekst. Nie jest to na co dzień miejsce zanadto racjonalne.
Do tego, co może być dość trudno do przyjęcia dla osób polityko-centrycznych, polityka w ogóle nie wydaje się istotną rzeczą na rynkach. Inwestorzy przyzwyczaili się już dawno ignorować domniemane „gamechangery” i przełomy polityczne, bo tak naprawdę to tylko szum, jazgot i narracje budowane dla czyjejś krótkotrwałej korzyści. Zajmują dużo miejsca w mediach, ale tak naprawdę są zupełnie nieistotne i niczego nie zmieniają. Rynek więc zazwyczaj ma skłonność do tego, żeby politykę jako całość olewać. Na co dzień interesuje go kto jest premierem, ministrem finansów i szefem banku centralnego i tyle. Jeśli nie ma tematu zmiany personalnej na którymś z tych stanowisk, wtedy zwykle nie ma o czym mówić.
Polska musiałaby wyjść z UE i NATO
Czasami nawet nie ma o czym mówić nawet wtedy, kiedy zmienia się premier i cały rząd. W ostatnich dziesięcioleciach przechodzenie władzy z rąk AWS do SLD, potem z SLD do PiS, potem do PO, potem znów do PiS nigdy nie wywoływały żadnych reakcji na rynkach. To dlatego, że zmiany władzy nie oznaczały zmiany głównej, obowiązującej od lat na rynkach narracji o Polsce. A zgodnie z nią Polska to kraj naprawdę dużego gospodarczego sukcesu, jednego z największych na świecie w ostatnich trzydziestu latach. Kraj, który szybko się rozwija, w dużej mierze dzięki zakotwiczeniu w zachodnich strukturach: UE i NATO. Aby zachwiać tą narracją, a tym samym wywołać naprawdę dużą reakcję na rynkach finansowych, musiałoby się pojawić naprawdę realne prawdopodobieństwo, że Polska NATO albo Unię Europejską opuści. Do tej pory pomimo tego, że bieżący polityczny jazgot brzmiał różnie, takie scenariusze polityczne były w oczach inwestorów absolutnie nie do pomyślenia.
Z drugiej strony Polska od czasów generała Jaruzelskiego nie była w tak złych stosunkach zarówno z Europą Zachodnią, jak i Stanami Zjednoczonymi. Możliwe więc, że korzystna dla nas historia rynkowa o Polsce z gospodarczym sukcesem w końcu powoli zacznie się kruszyć. Dość istotna będzie tu reakcja Waszyngtonu na krzywdy wyrządzone koncernowi Discovery, jeśli faktycznie do nich dojdzie (bo na razie wszystko jeszcze jest do odkręcenia rękami Senatu bądź prezydenta). Do tej pory rynek zapewne będzie kierować się wspomnianą wyżej zasadą lenistwa wierząc, że na końcu wszystko jakoś się ułoży i wszystko będzie dobrze. To dlatego euro nadal jest po 4,59 zł, a dolar po 3,91 zł a nie wyraźnie wyżej.
Rafał Hirsch – dziennikarz ekonomiczny, nagradzany między innymi przez NBP (Najlepszy dziennikarz ekonomiczny 2008) i Stowarzyszenie Inwestorów Indywidualnych (Heros Rynku Kapitałowego 2012). Współtwórca m.in. TVN CNBC i next.gazeta.pl. Obecnie współpracownik Business Insidera i Tok FM.