Wspólne zakupy gazu w UE? Włosi mają własną strategię
Gazprom straszy UE, że tym razem nie uda jej się uzupełnić zapasów gazu na czas i ta zima będzie znacznie trudniejsza od tej poprzedniej. Bruksela na te zaczepki nie reaguje, tylko wypełnia swoje magazyny i ogłasza właśnie pierwszy przetarg na wspólne unijne zakupy gazu. Ale te gazowe przeciąganie liny nie wszystkim pasuje. Na przykład Włosi chcą większych gwarancji energetycznych i wracają z tego względu do energetyki jądrowej.
Od początku wywołanej przez Rosję wojny w Ukrainie, UE na zakup rosyjskiego gazu wydała już blisko 62 mld euro. Mimo to Gazprom wierci dziurę w brzuchu Brukseli i twierdzi, że tym razem Europa bez gazu z Rosji sobie tak łatwo nie poradzi. Jednak Komisja Europejska nic sobie z tego nie robi, tylko dalej realizuje swoją politykę, dzięki której obecnie magazyny gazu krajów UE są wypełnione średnio w 62 proc. Rok temu o tej porze to było raptem ponad 36 proc. Teraz z kolei, zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami, KE zaprosiła międzynarodowych dostawców do startu w pierwszym w UE przetargu na wspólne zakupy gazu. Chodzi o łączny wolumen 11,6 mld m sześc. surowca. Firmy z Rosji nie mogą brać udziału w tym postępowaniu. Zapotrzebowanie na LNG stanowi około 2,7 mld m sześc., natomiast na dostawy gazociągami wnioskuje się o prawie 8,9 mld m sześc. Pierwsza runda przetargowa trwa do 15 maja i obejmuje dostawy gazu od czerwca 2023 do maja 2024 r.
UE znowu planuje zapełnić magazyny gazu w co najmniej 90 proc. do listopada br. Bruksela chce, żeby 15 proc. tego surowca pochodziło ze wspólnych zakupów. W tym celu podobne przetargi będą organizowane co dwa miesiące.
Boksowanie z Rosją o gaz nie ma sensu? Włosi idą w atom
Chociaż polityka gazowa UE wydaje się w końcu coraz bardziej racjonalna, po latach uzależniania się energetycznego od Rosji, to poszczególne kraje i tak na własną rękę szukają alternatywy. I właśnie to spowodowało zmianę kursu we Włoszech, czego właśnie jesteśmy świadkami. Jak informuje ANSA: tamtejsza Izba Deputowanych przyjęła wniosek, który nakazuje włoskiemu rządowi przeanalizowanie powrotu do energii jądrowej - jako alternatywnego, czystego źródła produkcji energii, do krajowego miksu energetycznego w celu przyspieszenia dekarbonizacji Włoch. Dodatkowo we wniosku znalazło się także zobowiązanie do potwierdzenia celu zerowych emisji do 2050 r.
Tym samym Włosi wracają do atomu po 33 latach. W 1990 r. bowiem, po referendum w sprawie energii jądrowej z 1987 r., zamknięto wszystkie funkcjonujące cztery bloki atomowe. Tę decyzję ostro atakował rząd włoski w 2008 r., który wyliczał wtedy, że rozwód z energetyką jądrową kosztuje gospodarkę Włoch nawet 50 mld euro. Kreślono plany budowy nawet aż 10 nowych reaktorów, ale wszystko zmieniło się po katastrofie nuklearnej w Japonii w 2011 r. W czerwcu 2011 we Włoszech przeprowadzono kolejne referendum w tej sprawie. 55 proc. uprawnionych do głosowania opowiedziało się wówczas przeciwko tym atomowym inwestycjom.
Energetyka jądrowa: EDF cały czas w polskiej grze
Włosi to wcale niejedyny kraj, który w atomie widzi skuteczną metodę na uwolnienie od cieplarnianych emisji. W tym samym kierunku chce iść Holandia. W tamtejszym projekcie Funduszu Klimatycznego na 2024 r. właśnie zapisano 320 mln euro na rozwój energetyki jądrowej. Plan zakłada przedłużenie eksploatacji istniejącej elektrowni jądrowej Borssele, budowę dwóch nowych dużych reaktorów, a także rozwój małych reaktorów modułowych (SMR).
Warto przypomnieć, że głównie w atomie nadzieje na dekarbonizację gospodarki widzi też Polska. Wiadomo już, że nad morzem pierwszą elektrownie jądrową wybudują nam Amerykanie. Wokół reaktorów modułowych SMR kręcą się za to Koreańczycy. I Francuzi z EDF też są cały czas w grze. Prezes koncernu właśnie znowu odwiedził Warszawę.