Zakupy można legalnie zrobić w niedziele w coraz większej liczbie sklepów w Polsce. Posłowie PiS pohukiwali, że to kpina z prawa i zapowiadali zaostrzenie przepisów. Ale ich kolegom z Sejmu najwyraźniej się nie spieszy...
Zakaz handlu w niedziele powoli zaczyna być fikcją. Lista sieci testujących usługi odbioru i nadawania paczek, które pozwalają legalnie otworzyć się w ostatni dzień tygodnia, obejmuje już takie marki jak Biedronka, Dino czy Kaufland. Na razie ostrożnie, w wybranych punktach.
Dwie pierwsze sieci mają łącznie ponad 4,5 tys. sklepów. Potencjał do rozszerzenia działalności pocztowej jest więc ogromny. Ich właściciele poruszają się jednak dość ostrożnie, mając świadomość, że stąpają po kruchym lodzie. Intencją ustawodawcy nie było przecież sprawienie, że handel w niedziele będzie dostępny dla każdego, kto pozwoli zostawić kurierowi paczkę na zapleczu.
Projekt uszczelniający zakaz handlu
Obawy mogła podsycić grupa posłów PiS pod przewodnictwem Janusza Śniadka. Były przewodniczący NSZZ „Solidarność” bił w obecnym kształt ustawy jak w bęben. W końcu w ramach inicjatywy poselskiej zgłosił projekt nowelizacji prawa zakazującego handlu w niedziele.
Projekt wpłynął do Sejmu 29 lipca. Wnioskodawcy mieli nadzieje, że parlament potraktuje sprawę priorytetowo. No i się przejechali. Nowelizacja poszła do konsultacji i słuch po niej zaginął. Wiadomości Handlowe zwróciły uwagę, że posłowie nie zajmą się nią na posiedzeniu 11 sierpnia.
Kolejnym możliwym terminem jest 15-16 września. Biorąc pod uwagę konieczność zakończenia procesu legislacyjnego w Sejmie, klepnięcia ustawy przez Senat, zdobyciu parafki prezydenta i trwającego minimum 14 dni vacatio legis uszczelnienie zakazu może nastąpić najwcześniej głęboką jesienią. O ile w ogóle tak się stanie.
Rząd nie chce wojny z sieciami handlowymi?
Wiele przemawia bowiem za tym, że Śniadek zostanie wystawiony przez kolegów z partii. Warto zwrócić uwagę na to, że projekt nie wyszedł z Rady Ministrów, co byłoby w zasadzie gwarantem jego przyklepania przez większość sejmową. Owa większość stoi zresztą pod znakiem zapytania po wyrzuceniu z rządu Jarosława Gowina. Na wsparcie opozycji rząd nie ma co liczyć. Platforma deklarowała, że jest za zniesieniem ograniczeń.
Podobnie myśli coraz więcej Polaków. Z badań firmy CBRE wynika, że przeciwko zakazowi opowiada się 55 proc. respondentów, a popiera go tylko co trzecia osoba.
PiS-owi łatwo więc zapomnieć o politycznie niewygodnej nowelizacji. Mateusz Morawiecki marzy pewnie, by na długie miesiące utknęła ona w Biurze Analiz Sejmowych. W tym czasie szef rządu będzie mógł skupić się na kleceniu sejmowej większości i przekonywaniu Polaków do Nowego Ładu. I wreszcie - na co komu w takim momencie bitwa medialna z potężnymi korporacjami?
Jak ma wyglądać nowy zakaz handlu?
W projekcie wnioskodawcy zwracają uwagę na opinię inspektorów Państwowej Inspekcji Pracy, mówiącą że „niektóre przepisy ustawy nie funkcjonują zgodnie z intencjami ustawodawcy”.
Kluczowym zdaniem dokumentu wydaje się zdanie o świadczeniu usług pocztowych, jako działalności przeważającej. Oznacza to w praktyce, że duże sklepy musiałby zamknąć podwoje. Trudno sobie przecież wyobrazić, że klienci wpadaliby do Biedronki po paczki, zamiast robić zakupy na kolejny tydzień.
Na razie sieci handlowe nie muszą sobie tym jednak zaprzątać głowy. Biedronka systematycznie zwiększa liczbę sklepów, które są otwarte w ostatni dzień tygodnia. Czekają nas wakacje z handlem w niedziele.