Ceny szaleją, a ma być jeszcze gorzej. Co w tych sklepach się wyprawia?
Czerwiec był szóstym miesiącem z rzędu, w którym ceny towarów i usług wzrosły. W styczniu inflacja zwiększyła się 0,7 proc., w lutym - 1,2, w marcu - 1,7 , w kwietniu - 2,2, w maju - 2,4, a w czerwcu o 2,6 proc., osiągając poziom powyżej zakładanego przez NBP celu. To pierwsza taka sytuacja od 2012 r.
Też wam się wydaje po kolejnej wizycie na targu, czy w sklepie, że zostawiliście tym razem tam nieco więcej gotówki niż wcześniej? Za maliny trzeba średnio zapłacić 14 zł. Na szczęście czereśnia zdążyła spaść z 20 zł za kilo do 7 zł. Ale truskawki dobrze się trzymają. Najtańsze odmiany kosztują ok. 6 zł, ale najdroższe - 10 zł. Rekordowe ceny osiąga pietruszka (ok. 20 zł), żółta fasolka (ok. 13 zł) i cebula (ok. 5 zł), za którą jeszcze we wrześniu 2018 r. trzeba było płacić 1,33 zł. Tak droga cebula nie była od 2004 r.
Podobnie podwyżki dotyczą tak naprawdę zdecydowanej większości towarów i usług. Z tygodnia na tydzień trzeba więcej płacić za pieczywo, mięso drobiowe i za wieprzowinę. W górę idzie cukier i napoje alkoholowe też. Podobnie jest z ziemniakami, i kapustą. Staniał nabiał, ale nie na tyle, żeby Polak odczuł to w portfelu.
Zobacz także
Inflacja pod koniec roku w okolicach 3 proc.
Zdaniem ekspertów podwyżki towarów i usług nie wyhamują. Raczej marsz w górę będzie kontynuowany. Dlatego specjaliści szacują, że na koniec roku i z początkiem nowego inflacja w Polsce może osiągnąć 3 proc.
To dopiero rozgrzewka. Ceny prądu będą jak tsunami.
Słusznie eksperci największego determinanta przyszłorocznych podwyżek widzą w cenach za energię elektryczną. Fakty bowiem są jednoznaczne. Unia Europejska obrała kolizyjny kurs z węglem, czego efektem jest chociażby bardzo wyraźna podwyżka cen emisji dwutlenku węgla. I chociaż w tym roku wyborczym partii Jarosława Kaczyńskiego udało się jakoś wyższe koszty energii - zwłaszcza tej opartej na “czarnym złocie” - jakoś zrekompensować, to na podobną sztuczkę w 2020 r. nie ma żadnych szans.
Można z dużą dozą prawdopodobieństwa zakładać, że emisję CO2 nagle nie spadną na łeb i szyję, a raczej dalej będą z roku na rok rosnąć. To przecież nic innego jak presja Brukseli, by te gospodarki, które są uzależnione od węgla opracowały i wdrożyły w życie plany związane ze zmianą układu sił w miksie energetycznym.
Że winnemu wszystko pogoda? To czemu nie chronimy klimatu?
Taka klimatyczna taktyka europejskiej Wspólnoty nie jest żadnym zaskoczeniem. O neutralności klimatycznej UE, która ma być osiągnięta w 2050 r. mówią najpoważniejsi politycy ze Starego Kontynentu. Na drugim końcu wydaje się być Donald Trump, który przy każdej okazji zmiany klimatyczne wyśmiewa. Swoje zdanie bardzo mocno wyraził wycofując USA z Porozumień Paryskich.
Ostatnio amerykański prezydent w swoim klimatycznym uporze nie wydaje się już taki sam. Na głośne zawetowanie klimatycznej ofensywy Brukseli wszak pozwolił sobie premier Polski Mateusz Morawiecki.
Nie ma w tym cienia logiki. Tylko zysk polityczny.
Czyli z jednej strony aura sprawia nam coraz większe figle, co odczuwalne jest najpierw w kondycji plonów, a potem w cenach poszczególnych artykułów. Z drugiej Europa chce zahamować pogodowe zawirowania i ogłasza neutralność klimatyczną od 2050 r. - co rzutuje na ceny energii.
A PiS zachowuje się w tej sytuacji, jakby bardzo chciał zjeść ciastko i jednocześnie je dalej trzymać w łapkach. Premier Morawiecki dba o nasze kieszenie i rekompensuje podwyżki cen prądu. Bo najgorzej to pozwolić na dyskusje o rachunkach przy urnach wyborczych.
Ale jak już trzeba działać, by za prąd nad Wisłą nie płacić bajońskich sum również w następnych latach, patrząc bardziej długofalowo, a nie tylko w roku wyborczym, to premier Morawiecki robi unik i niczym prezydent z USA klimatyczne rozwiązania blokuje.
Bo co mu też innego zostało? Przecież alternatywą jest powiedzenie ok. 80 tys. polskich górnikom, że czasy węgla kamiennego w Polsce (i nie tylko) powoli odchodzą do lamusa. Kto dzisiaj w Polsce wskaże na tyle odważnego polityka, który to powie? Ale nie na wiecu politycznym, ale merytorycznie, z wszystkimi niezbędnymi wyliczeniami. Widzicie kogoś takiego?