A jednak. TSUE rozjechał banki. Trybunał raz na zawsze rozwiązał największą zagadkę frakowego węzła gordyjskiego, uznając, że bankom nie należy się wynagrodzenie za korzystanie z kapitału. To oznacza, że frankowicze, których umowa kredytowa została unieważniona przez sąd, mają kredyty za darmo. A jeszcze sami mogą pozwać bank, by to on zapłacił im za korzystanie z ich kapitału, jeśli nadpłacali raty. Ale czy ten wyrok to jakiś kataklizm? Nie! Nie dajcie się nabrać.
Tak — wyrok mówi, że to frankowicz może pozwać bank o dodatkowe pieniądze, bo tego w istocie dotyczyło pierwotne pytanie do TSUE — czy to klientowi należy się wynagrodzenie, a nie tego, czy należy się ono bankowi. Ale sędziowie odpowiedzieli na oba pytania. I odpowiedź na to drugie, również jest dla banków miażdżąca: TSUE uznał, że bankowi nie należy się żadne wynagrodzenie.
No i to by było na tyle. W skrócie: frankowicze mają kredyty za darmo i jeszcze mogą dodatkowo żądać rekompensat od banków. A że to może zatrząść rynkami, całym polskim sektorem bankowym i ostatecznie całą polską gospodarką — jak straszył od miesięcy przewodniczący KNF? To nie ma znaczenia — podkreślił Trybunał, bo stabilność rynków finansowych nie jest przedmiotem regulacji, które mają chronić konsumentów.
Czy cała Polska teraz powinna się jeszcze bardziej przestraszyć, że czeka nas jakaś zagłada gospodarcza, którą w dodatku ważna instytucja europejska się nie interesuje?
Nie! Spokojnie możecie teraz zanucić:
"Nic się nie stało, Polacy, nic się nie stało"
Kluczowa jest tak naprawdę decyzja TSUE dotycząca wynagrodzenia dla banków. To wynagrodzenie za korzystanie z kapitału, o które pozywały frankowiczów banki, to nie jakieś drobne, ale kwoty podobne do tego, co zapłaciliby, spłacając zwykły kredyt hipoteczny, czyli ok. dwukrotnie większa suma niż kwota udzielonego kredytu. Dla przykładu, w najgłośniejszej sprawie dotyczącej państwa Dziubaków Raiffeisen domagał się wynagrodzenia za bezumowne korzystanie z kapitały w wysokości 791 tys. zł, a ów kapitał, czyli kwota, którą pierwotnie banku pożyczyli, to 400 tys. zł.
Tego od teraz banki właśnie nie będą mogły robić i ta strata ma je kosztować 100 mld zł, jak od miesięcy szacuje KNF. To bardzo dużo. Dlaczego więc piszę, że tak naprawdę nic się nie stało?
Bo to szacunki bazujące na założeniu, że każdy frankowicz po wyroku TSUE pójdzie do sądu. A nie każdy pójdzie. Można więc spokojnie zakładać, że mówimy raczej o 70, najwyżej 80 mld zł i na te kwoty wskazują ekonomiści, również bankowi.
Po drugie, przecież banki już obecnie mają zawiązane rezerwy na pokrycie tych właśnie strat. Szacuje się, że rezerwy te sięgają już dziś ok. 50 mld zł, a to stanowi już 55-60 proc. pokrycie strat.
Po trzecie, ostatnio nawet jeden z najbardziej znanych, bankowych (sic!) ekonomistów — Ernest Pytlarczyk, główny ekonomista Banku Pekao S.A. w Studio Biznes gazeta.pl wyraźnie wyszedł przed szereg i zamiast powtarzać to, co KNF i wszyscy wkoło, mówił jasno: to nie jest już problem systemowy.
Według niego kredyty frankowe nie spędzają już snu z oczu bankierom, bo jeszcze kilka lat temu to rzeczywiście byłby kłopot dla całego sektora bankowego, dziś, to już tylko kłopot kilku pojedynczych banków.
A w ogóle to realny koszt jest połowę mniejszy niż ten, na który wskazuje KNF i Pytlarczyk ocenia go raczej na 50, a nie 100 mld zł. Dodatkowo przecież banki najpewniej nie odczują tej starty natychmiastowo, ale raczej rozłożą je w czasie.
Czyli? Żadnej katastrofy nie będzie. Trzeba było robić szopkę, trochę postraszyć, żeby próbować osiągać własne. Chciałabym napisać, że teraz już po zawodach, więc straszenie się skończy podobnie jak cała ta telenowela frankowa, ale niestety nie. Bo teraz banki będą grać pod straszenie polskich władz, by ugrać jakiś ratunek pod postacią ustawy, która zatrzyma Polaków w drodze do sądu.
Zresztą dodajmy, że Trybunał w Luksemburgu wydał jeszcze jeden wyrok uderzający w banki, o którym mówi się nieco mniej. Otóż TSUE zdecydował, że sądy powinny akceptować wnioski kredytobiorców o zabezpieczenie spłaty rat kredytu na czas trwania procesu. To oznacza po prostu, że jak frankowicz pozywa swój bank, to zanim sąd wyda wyrok, kredytobiorca może przestać spłacać raty i czekać na rozstrzygnięcie sporu z pieniędzmi we własnej kieszeni.
Kto dziś najbardziej płacze?
Ale wróćmy do tego, kto rzeczywiście dziś najbardziej płacze, skoro wcale nie cały sektor bankowy.
Najwięcej klientów pozwało PKO BP, mBank i Millennium, banki te na koniec I kwartału 2023 r. miały odpowiednio 22,2 tys., 18,8 tys. i 18,8 tys. pozwów w sprawach frankowych na karku. Ale to jednocześnie dlatego, że to właśnie te banki mają po prostu największe portfele kredytów w CHF - odpowiednio 15,3 mld zł, 11 mld zł i 10,1 mld zł.
Każdy z nich ma też już bardzo przyzwoite rezerwy zawiązane na pokrycie strat wynikających z przegrywanych z frankowiczami procesów. Pokrycie rezerwami w PKO BP i Millennium sięga 56 proc., a w mBanku nawet 61 proc.
Ale o PKO BP nikt się dziś nie martwi, jeśli ktoś może mieć jakiekolwiek kłopoty z powodu wyroku TSUE, to mBank i Millennium Bank - na nie zwykle wskazuje analitycy. To dlatego, że tam właśnie portfel kredytów frankowych jest duży w stosunku do całego kredytowego portfela.
Tak na marginesie, mBank w swoim raporcie za I kwartał 2023 r. podawał, że przyjmuje 70-procentowe prawdopodobieństwo zwrotu kapitału z wynagrodzeniem w razie unieważnienia umów frankowych. Dziś już wiadomo, że to prawdopodobieństwo wynosi 0 proc., co dla banku oznacza konieczność zaksięgowania natychmiastowej straty ok. 1,3 mld zł.
I to, kto dziś naprawdę jest smutny, widać też dobrze w notowaniach giełdowych. W czwartek ok. 9.15, czyli jeszcze przed ogłoszeniem wyroku TSUE, WIG Banki tracił 0,9 proc. - niewiele. Ale już kurs takiego mBanku zniżkował o 3 proc. W okolicach godz. 11.20, czyli już po wyroku, akcje mBanku traciły już 3,6 proc., PKO BP zniżkowały o ok. 3 proc., a Santandera o 2 proc. ciekawe, że w czwartek akcje Banku Millennium wręcz zyskiwały - przed południem ok. 1,4 proc.
Ale reszta rynku wale nie wpadła w jakąś rozpacz. WIG Banki, owszem, pogłębił spadki do ok. 2,3 proc. Ale pamiętajcie, że ten sam WIG Banki od marcowego dna podniósł się o przeszło 40 proc. - wskazuje Bartosz Sawicki, analityk Cinkciarz.pl.
I jednocześnie zaznacza, że reakcja rynków finansowych na wyrok jest nadzwyczaj skromna i spokojna.
Złoty minimalnie traci na wartości. Kurs euro tuż po jego ogłoszeniu wzrósł o około 1 gr, ale EUR/PLN szybko powrócił w kierunku 4,55, co oznacza, że notowania od najniższych od grudnia 2020 r. poziomów osiąganych w poniedziałek dzieli zaledwie 0,5 proc.
- pisze w czwartek przed południem Sawicki.
Jest ryzyko czy nie ma ryzyka?
A tymczasem straszenie się jednak nie skończyło. Po ogłoszeniu wyroku TSUE KNF wydał komunikat, z którego wynika, że:
- wyrok stoi w sprzeczności z interesem publicznym i zasadami sprawiedliwości społecznej;
- po drugie, będzie to miało negatywny wpływ na możliwości banków do finansowania nie tylko gospodarki, w tym w tym przedsięwzięć związanych z transformacją energetyczną (czyli udusimy się od węgla), obronnością (nie obronimy się przed najazdem obcych) czy planami współuczestnictwa w odbudowie Ukrainy (nie pomożemy braciom w potrzebie)
- ale też potrzeby mieszkaniowe Polaków nie będą mogły być finansowe tak, jak by mogły być - to po trzecie.
To samo zresztą powtarza Związek Banków Polskich: wyrok oznacza konieczność tworzenia przez banki dodatkowych rezerw, a to z kolei zmniejszy możliwości finansowania gospodarki przez banki, czyli osłabi się znacząco akcja kredytowa.
A w ogóle, to wyrok TSUE jest sprzeczny z celami dyrektywy 93/13 - powiedział prezes ZBP Tadeusz Białek. Dlaczego? Bo ona mówi o przywróceniu równowagi między stronami umowy, a wyrok powoduje wręcz uprzywilejowanie jednej grupy kredytobiorców.
Ale już członek RPP Przemysław Litwiniuk zdaje się mówić: wyluzujcie, to wcale nie jest jakieś "wydarzenie przełomowe, które wywróci stolik".
A w ogóle to wyrok TSUE potwierdza standard ochrony konsumenckiej UE i przecież sektor bankowy doskonale się tego spodziewał. Nie widać ryzyk dla stabilności sektora bankowego po wyroku TSUE, a banki mają wysokie zyski i są dobrze skapitalizowane.
I tak - Litwiniuk też niespecjalnie przejmuje się tymi 100 mld zł.
A dodajmy, że zysk netto sektora bankowego tylko za I kw. br. wyniósł 9 mld zł i rośnie z miesiąca na miesiąc. A więc chillout.