Tesla fetuje nadchodzący sukces. Rynek liczy, że firma Muska pobije rekord i dojdzie do historycznej zmiany
Wycena Tesli powyżej biliona dolarów wygląda absurdalnie, ale możliwe, że to ma sens. I nie chodzi wcale o jej imponującą sprzedaż na Starym Kontynencie ani o kontrakt z Hertzem, tylko o to, co wydarzy się w przyszłości.
Tesla warta bilion dolarów – ta informacja wywołała poruszenie wśród inwestorów, obserwatorów rynku i tych wszystkich, którzy lubią coś skomentować w internetach. Wróciły pełne irytacji opinie o tym, jakie to absurdalne, że jeden niezbyt duży producent aut elektrycznych (niezbyt duży pod względem wartości przychodów ze sprzedaży) jest nie tylko wart więcej niż największe koncerny motoryzacyjne świata, takie jak Toyota, czy Volkswagen, ale wręcz wart więcej niż zdecydowana większość wszystkich pozostałych producenci samochodów na świecie razem wziętych. Bo tak właśnie jest.
Bardzo możliwe, że faktycznie jest to gruba przesada i rynek się myli. Warto jednak wyjaśnić, jak to działa i dlaczego różnica w wycenie Tesli i całej reszty stawki jest tak duża. I dlaczego w ostatnich dniach tak znacząco się powiększyła.
Rynek kupuje nadchodzące sukcesy Tesli
Istotne są tu dwie bardzo ważne cechy rynków finansowych. Po pierwsze one zawsze dyskontują przyszłość, czyli bieżące wyceny nie zależą od tego, jak wygląda sytuacja teraz ani tym bardziej od tego, jak wyglądała w przeszłości. Dlatego wszystkie wskaźniki typu cena do zysku, porównujące bieżącą cenę akcji do zysku firmy przypadającego na tę akcję, ale zarobionego w okresie, który się już skończył, nie mają większego sensu. Powinno się ich używać tylko w odniesieniu do prognoz zysków na kolejne okresy, które są dopiero przed nami.
Skoro więc Tesla jest dziś na rynku warta więcej niż wszyscy inni producenci aut, to znaczy, że giełda zakłada, że w przyszłości rynek samochodowy zostanie zapewne zdominowany właśnie przez Teslę. Albo że przynajmniej znacząco zmieni się struktura udziałów w tym rynku na korzyść Tesli. Wynika to zapewne z połączenia dwóch przesłanek: pierwsza zakłada, że samochody elektryczne staną się popularniejsze niż spalinowe, a druga – że wśród aut elektrycznych to Tesla będzie tym najpopularniejszym i najbardziej pożądanym. Rynek widzi więc w niej przyszłego lidera rynku, na którym w najbliższych latach ma się dokonać prawdziwa rewolucja.
To jednak nie tłumaczy, dlaczego Tesla przebiła się przez poziom biliona dolarów akurat teraz i dlaczego jej akcje w październiku podrożały o blisko 40 proc., podczas gdy Toyota w tym czasie zyskała na wartości 0,3 proc. a Volkswagen 4,4 proc.
Oczywiście Tesla podała bardzo dobre wyniki finansowe za trzeci kwartał, ale mam wrażenie, że to nie one były najważniejsze. Większy wpływ miały dwie informacje, które pojawiły się w ubiegłym tygodniu, a które zasadniczo skorygowały rynkową narrację wokół Tesli. Te narracje, czy też historie, pod które można grać, to druga istotna cecha rynków finansowych. Zarówno drobni, jak i ci najpotężniejsi inwestorzy lubią, kiedy przyczyny dla których warto kupić akcje jakiejś spółki można streścić w jakiejś krótkiej opowieści typu:
Problem w tej obowiązującej dotychczas opowieści o Tesli krył się w słowach „kiedyś tam”. Rynek zakładał, że to się stanie, ale jednak chyba jeszcze nie w najbliższym czasie. Może za kilka lat, może za 10 lat, a może za 15. Zdania były podzielone. Zresztą nadal są, tyle, że środek tych opinii się przesunął.
Oto bowiem najpierw dowiedzieliśmy się od firmy JATO monitorującej rynek sprzedaży nowych samochodów w Europie, że we wrześniu absolutnie najpopularniejszym autem na kontynencie była Tesla 3.
Zapewne udało się to jej także dlatego że Volkswagen czy Renault są zmuszone ograniczać produkcję z powodu niedoborów czipów komputerowych, ale jednak mimo wszystko – kto by się spodziewał?
Sprzedaż Renault Clio spadła o 23 proc. rok do roku, Golfa o 39 proc. tymczasem sprzedaż Tesli 3 na dwudziestu sześciu największych rynkach europejskich urosła o 58 proc. To pierwszy raz w historii, kiedy najlepiej sprzedającym się samochodem jest auto elektryczne. Sprzedaje się ono trzy razy lepiej niż najlepszy elektryczny konkurent, czyli Volkswagen ID.3.
To już nie są prognozy na kolejne lata, to właśnie się wydarzyło. Możliwe, że kiedy problemy logistyczne w branży miną, golfy, skody, renaulty i fiaty odzyskają pozycję, ale na razie te dane pozwalają inwestorom wyobrażać sobie znacznie więcej niż dotychczas.
Samochody elektryczne to już mainstream, nie nisza
Dodatkowo pojawiła się informacja, że wypożyczalnia Hertz kupuje 100 tysięcy egzemplarzy Tesli za 4,2 mld dolarów. Część z nich zostanie potem wypożyczona Uberowi. To z kolei największa pojedyncza transakcji w historii elektromobilności. Skoro Hertz się na to decyduje, to znaczy, że na bazie swojej profesjonalnej wiedzy zakłada, że klienci chętnie będą wybierać do wypożyczenia Teslę i stawia na to ponad 4 mld dolarów. Nie kupuje elektrycznych volkswagenów czy fiatów. Możliwe, że Tesla ma szanse zostać na tym rynku tym, czym kiedyś na rynku smartfonów był iPhone. Czyli dość sporo ludzi może uznać, że chce mieć samochód elektryczny, ale TEN KONKRETNY, a nie jakiś dowolny samochód elektryczny.
Te dwa zdarzenia powodują, że rynkowa narracja wokół Tesli się zmienia. Scenariusz, w którym zostaje ona liderem, ale wcale nie za 10 lat, tylko szybciej robi się bardziej prawdopodobny, ponieważ – jak to ujął prezes Hertza Mark Fields – samochody elektryczne już dzisiaj są mainstreamem, a nie niszą jak do niedawna.
Oczywiście rynek może się mylić, a Tesla może ponieść spektakularną rynkową porażkę. Nie da się tego wykluczyć, a w realnym biznesie, a także na rynku kapitałowym zawsze czai się wysokie ryzyko. Nic więc nie jest tu na pewno. Ale wygląda na to, że w tej chwili pozycja Tesli i jej perspektywy w stosunku do sprzedających i zarabiających więcej konkurentów wyraźnie się poprawia. Dlatego to, ile oni dziś sprzedają i zarabiają, traci na znaczeniu. Liczy się tylko przyszłość.
Rafał Hirsch – dziennikarz ekonomiczny, nagradzany między innymi przez NBP (Najlepszy dziennikarz ekonomiczny 2008) i Stowarzyszenie Inwestorów Indywidualnych (Heros Rynku Kapitałowego 2012). Współtwórca m.in. TVN CNBC i next.gazeta.pl. Obecnie współpracownik Business Insidera i Tok FM.