W piątek, dzień po ataku Rosji na Ukrainę, krachu na moskiewskiej giełdzie i załamaniu kursu rubla, doszło do cudownego odrodzenia rosyjskich aktywów. W swojej naiwności wolałbym oglądać, jak kontrolowane przez Kreml koncerny energetyczne płacą za barbarzyńską agresję na Ukrainie. Niestety zieleń na giełdzie w Moskwie szydzi sobie z mojej naiwności, tak samo jak szydzi z prezydenta USA.
Wojna na Ukrainie zbiera krwawe żniwo, a RTS, indeks skupiający pięćdziesiąt największych spółek notowanych w Moskwie (m.in. Gazprom, Rosnieft, Sbierbank, Łukoil, Aerofłot), zakończył piątkową sesję blisko 23,5-proc. wzrostem. Rubel w piątek odrabiał straty do głównych walut od 1,5 proc. do dolara przez 2 proc. do euro po 2,5 proc. do ponad franka szwajcarskiego.
Jeszcze jedna sesja i nie będzie znaku po reakcji na wojnę na Ukrainie, a jak tak dalej pójdzie, więcej stracą złoty i spółki giełdowe notowane w Polsce. Jeśli nie teraz, to już za chwilę.
Reakcja na atak Rosji. Złoty wciąż cierpi
W czwartek, gdy świat obiegły zdjęcia z tego, co dzieje się na Ukrainie, indeks rosyjskich blue chipów runął, tracąc na koniec dnia niemal 40 proc. Rubel osłabił się do dolara o 5,5 proc., do euro 4,5 proc., a do franka szwajcarskiego niemal 4,7 proc. Takie spadki to rzadkość.
Dla porównania WIG20 stracił blisko w dniu agresji na Ukrainę 11 proc., a złoty dzień zakończył osłabieniem o 1 proc. do euro, o 1,9 proc. do dolara i 1,05 proc. do franka szwajcarskiego. Przy czym w trakcie dnia złoty tracił do głównych walut od 2,7 proc. (EURPLN) do 4,5 proc. (USDPLN).
O ile w piątek giełda w Warszawie wyraźnie odżyła, o tyle złoty radzi sobie słabo. WIG20 zyskał na zamknięciu blisko 8,5 proc. Złoty odrobił do dolara 0,3 proc., a do franka 0,5 proc., ale do euro tracił wciąż znajdował się na 0,3 proc. minusie.
Wojna na Ukrainie. SWIFT nie wypalił
Mamy do czynienia z przygnębiającą sytuacją. Rosyjscy agresorzy podchodzą pod Kijów, a giełda w Moskwie bije po oczach dwucyfrowymi wzrostami.
Jedni run na rosyjskie aktywa tłumaczą starą bezduszną giełdową zasadą: kupuj, gdy leje się krew. Inni wskazują, że powrót optymizmu na rynki, nie tylko rosyjskie, to efekt symbolicznych sankcji nałożonych przez Zachód na Moskwę. To oczywiście czyste spekulacje, ale…
Patrzę na to, co się dzieje, i chyba skłonny jestem przyznać rację tym drugim. Odbicie na rynkach odbieram jako głębokie westchnienie ulgi, jaki świat wielkiej finansjery wydał, gdy okazało się, że Zachód nie odłączy Rosji od systemu międzynarodowych rozliczeń walutowych SWIFT.
Giełda w Moskwie szydzi z Joe Bidena
Gdyby propozycja odłączenia Rosji od systemu SWIFT nie pojawiała się wcześniej w przestrzeni publicznej, prawdopodobnie w czwartek nie doszłoby do tak panicznej ucieczki zagranicznego kapitału z rosyjskiego rynku. Gdyby doszło do odłączenia, a ten czy inny niemiecki bank albo fundusz się zagapił, to by utopił kasę zainwestowaną w aktywach agresora. No ale stało się, co się stało, i do Rosji znów popłynęły szerokim strumieniem dolary i euro.
Smutne to i straszne. Przedstawiając sankcje nałożone na Rosję przez USA, prezydent Joe Biden wskazywał na straty, jakie poniosły rosyjskie spółki i waluta, zapowiadając, że to dopiero początek. Ale wygląda na to, że zagraniczny kapitał wcale nie zamierza odpływać z Rosji. Moskwa w piątek jawnie szydziła z amerykańskiego prezydenta, a w tle słychać było chichot Putina. Ciekawe, czy w poniedziałek coś się zmieni po tym, jak Niemcy i Włochy zadeklarowały, że są za wykluczeniem Rosji z systemu SWIFT.