Polacy błagali, by obniżyć wiek emerytalny. I sobie wybłagali… głodowe emerytury
Obniżenie wieku emerytalnego kilka lat temu było jednym z głównych postulatów PiS. Dziś Andrzej Duda chlubi się tym, że udało się to zrobić. Ale nie za bardzo jest czym. Od 2017 r., kiedy wiek został obniżony, liczba osób, które otrzymują głodowe emerytury wzrosła o 100 tys. W najgorszej sytuacji są kobiety. Eksperci ostrzegali, ale z populizmem trudno wygrać.
Ludzie błagali o to, by obniżyć podwyższony przez PO i PSL wiek emerytalny. Zrealizowałem te zobowiązania. Złożyłem projekt ustawy
– powiedział podczas debaty Andrzej Duda.
Fakt, od 1 października 2017 r. wiek emerytalny wynosi dla kobiet 60 lat, dla mężczyzn 65 lat. Do tych poziomów obniżył go PiS niedługo po tym, jak rządy PO-PSL zdecydowały o podniesieniu tej granicy do 67. roku życia dla pań i panów.
Każdego roku wiek emerytalny miał wzrastać o trzy miesiące. Gdyby nie cofnięcie reformy emerytalnej przez PiS, mężczyźni przechodziliby na emeryturę w wieku 67 lat już w tym roku, kobiety doszłyby do tej granicy dopiero w 2040 roku.
Demografia jest nieubłagana
Ale nic z tego, wróciliśmy do punktu wyjścia i to mimo że demografia nieubłaganie nas ciśnie i wymaga podnoszenia wieku emerytalnego. Podniesienie tego wieku jest również nader logiczne, uwzględniając dane o tym, że żyjemy przeciętnie nie tylko dłużej, ale i dłużej w zdrowiu. Nasze życie przeciętnie wydłuża się każdego roku o dwa miesiące!
Ale rozsądek nie ma tu niestety nic do rzeczy. Zanim doszło do obniżenia wieku emerytalnego, wszystkie badania społeczne prowadzone od 2015 roku pokazywały, że 80-90 proc. społeczeństwa nie chce pracować dłużej.
I nie robiło na nich wrażenia, że obniżenie wieku emerytalnego spowoduje obniżenie wypłacanych świadczeń emerytalnych. Sam rząd to przyznawał. Henryk Kowalczyk, ówczesny przewodniczący Komitetu Stałego Rady Ministrów szacował, że obniżenie wieku emerytalnego obniży nasze świadczenia o 10-30 proc. Eksperci byli bardziej pesymistyczni, strasząc, że obniżka emerytur może sięgnąć 60 proc., a najbardziej stracą kobiety.
Konfederacja Lewiatan szacowała wówczas, że przeciętna emerytura 60-letniej kobiety wypłacona w 2040 roku będzie wynosiła 1,5 tys. zł. Tymczasem gdyby do obniżenia wieku emerytalnego nie doszło, ta sama kobieta na emeryturze otrzymałaby 2,7 tys. zł. Mężczyźni, którzy dzięki reformie PiS mieli pracować tylko dwa lata krócej, a nie siedem jak kobiety, mieli stracić ok. 15-20 proc. świadczeń.
GRAPE (Group for Research in Applied Economics), instytut badawczy związany z Uniwersytetem Warszawskim wyliczył jeszcze w 2016 roku, że obniżka wieku emerytalnego podwoi liczbę ludzi pobierających emeryturę minimalną, bo w trakcie stażu przy zwyczajnie nie zdążą uzbierać wystarczającej sumy składek.
Aż 70 proc. obecnych trzydziesto- i czterdziestolatków będzie pobierało minimalną emeryturę, gdyby jednak wiek emerytalny pozostał na poziomie 67 lat, tylko ok. 30 proc. Polaków byłoby skazanych na minimalne świadczenie.
To straszne, że tego rodzaju argumenty nigdy nie docierają do społeczeństwa. Liczy się dla nas tylko to co tu i teraz i nie myślimy o długofalowych konsekwencjach. I właściwie trudno tu winić polityków, że postępują populistycznie i nieodpowiedzialnie, bo taka właśnie jest polityka.
Liczba głodowych emerytur rośnie lawinowo
Efekt jest taki, że nie tylko rośnie grupa emerytów otrzymujących minimalne świadczenie, ale też gwałtownie przybywa głodowych emerytur, niższych niż te minimalne.
Przypomnijmy, że obecnie emerytura minimalna to 1200 zł brutto. Emeryturę maksymalnie w takiej wysokości otrzymuje w Polsce 433 tys. osób. 261 tys. osób dostawało świadczenie niższe niż 1200 zł brutto, bo nie zdążyli nazbierać wystarczająco dużo wymaganych okresów składkowych i nieskładkowych (25 lat dla mężczyzn i 20 lat dla kobiet).
Ciekawe jest to, że liczba Polaków otrzymujących świadczenie niższe niż minimalne wzrosła 11-krotnie w ciągu zaledwie ośmiu lat, a więc pomiędzy grudniem 2011 roku a grudniem 2019 r. Pod koniec 2011 r. emeryturę niższą niż minimalna dostawało 23,9 tys. osób.
Skokowy wzrost liczby emerytów pobierających świadczenie poniżej minimalnego widoczny jest od 2017 roku, a więc od momentu obniżenia wieku emerytalnego. Trudno tego nie powiązać. W fatalnej sytuacji są przede wszystkim kobiety, bo 84,2 proc. spośród 261 tys. otrzymujących najniższe świadczenia to właśnie panie.
A będzie tylko gorzej. Szacunki mówią, że w 2020 r. liczba osób pobierających świadczenia emerytalne niższe niż emerytura minimalna grubo przekroczy 300 tys., a w 2030 r. wyniesie 650 tys.
Tym bardziej boli, że podczas środowej debaty prezydenckiej żaden z kandydatów nie odważył się powiedzieć głośno, że podniesienie wieku emerytalnego jest konieczne. Niektórzy idą w zaparte, mówiąc, że nigdy przenigdy nie będą postulowali podniesienia wieku emerytalnego, inni unikali odpowiedzi, mówiąc, że taka ustawa i tak nie ma szans pojawić się na prezydenckim biurku. Wszystkim brakuje odwagi.