Wiatraki w końcu bez kagańca? Długo musieliśmy na to czekać
Pamiętacie jeszcze falstart Ministerstwa Klimatu i Środowiska (MKiŚ) rok temu, w pierwszych tygodniach funkcjonowania pod nowymi sterami? Chodziło o nowelizację ustawy wiatrakowej, której nie ma do tej pory. Prace nad nowymi regulacjami w tej sprawie jeszcze trwają, czego zupełnie nie potrafią zrozumieć znawcy tematu. Ale podobno wszelkie wątpliwości względem wiatraków w rządzie są już wyjaśnione i nic nie stoi na przeszkodzie, żeby już za parę tygodni zajął się tym Sejm.
Paulina Hennig-Kloska, minister klimatu i środowiska, w podcaście EKG radia TOK FM, nie chciała wskazywać konkretnych terminów dotyczących nowelizacji ustawy dotyczącej wiatraków i trudno się dziwić. Przez ostatni rok padło co najmniej kilka różnych dat z ust ministerialnych urzędników i żadnego terminu nie dotrzymano. Tym samym cały czas obowiązuje nieszczęsna zasada 10H, która trzyma rozwój lądowej energetyki wiatrowej w Polsce na bardzo krótkiej smyczy. Czy teraz będzie inaczej? Musimy uzbroić się w cierpliwość jeszcze kilka tygodni.
Wierzę, że w styczniu uda się zakończyć rządowe prace nad tym dokumentem. W lutym będzie otwarta droga, żeby skierować ten projekt do Sejmu - poinformowała szefowa MKiŚ.
Nie jest tajemnicą, że najwięcej uwag do tej nowelizacji ustawy wiatrakowej miały ministerstwa rolnictwa, infrastruktury, a także kultury i dziedzictwa narodowego. Jak przekonuje Hennig-Kloska, z większości uwag się wycofano.
Wiatraki, czyli Polska zbiera żniwo ostatnich 8 lat
Usunięcie zasady 10H - przyjętej jeszcze przez rząd Beaty Szydło na kanwie walki z OZE i ochrony paliw kopalnych - było jedną ze stu obietnic premiera Donalda Tuska na sto pierwszych dni rządzenia. Ale minął już ponad rok i nic się nie zmieniło, a energetyka wiatrowa na lądzie dalej ma założony kaganiec.
Nie ma żadnego uzasadnienia, dlaczego ten proces trwa tak długo. To są bardzo proste przepisy, zgodna jest cała branża razem z samorządami - komentuje Janusz Gajowiecki, prezes Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej (PSEW) w rozmowie z serwisem smoglab.pl.
Więcej o wiatrakach przeczytasz na Spider’s Web:
Szef PSEW twierdzi, że przez rozciągniętą do granic wytrzymałości nowelizację ustawy, uwalniającej wiatraki od zasady 10H, w ubiegłym roku zamontowano zdecydowanie za mało turbin. A wszystkie projekty, które są realizowane, to te rozpoczęte przed 2015 r., czyli zanim zasada 10H weszła w życie.
Zbieramy żniwo tych ośmiu lat, kiedy energetyka wiatrowa była zablokowana. Każdy kolejny rok to strata dla wszystkich - nie ma cienia wątpliwości Gajowiecki.
Zabytkowy sabotaż wycofany
Za nami jednak kolejny, stracony rok. Tymczasem w 2024 r., co też akcentuje prezes PSEW, byliśmy świadkami rekordowo niskiego udziału węgla w produkcji energii elektrycznej na poziomie 57,1 proc. OZE zaś miało najwięcej tego tortu w historii, czyli 29,6 proc. W pierwszych dniach 2025 r., kiedy solidnie wiało i świeciło, wiatr z wynikiem większym niż 34 proc. prawie zrównał się z węglem (ponad 37 proc.).
Teraz podobno jesteśmy na ostatniej prostej w sprawie nowelizacji ustawy wiatrakowej, ale biorąc pod uwagę najróżniejsze uwagi innych ministerstw lepiej jeszcze uzbroić się w cierpliwość. Na szczęście swoje uwagi wycofało już Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, które chciało oddalić wiatraki od zabytków na odległość co najmniej 1,5 km. Co byłoby nawet gorszym rozwiązaniem od zasady 10H. PSEW zwracało uwagę, że przy ok. 500 tys. zarejestrowanych zabytków w Polsce, taki zapis wyeliminuje niemal 50 proc. powierzchni pod inwestycje wiatrowe.
To jawny sabotaż, zwłaszcza że zgłaszane pomysły są nieuzasadnione merytorycznie i niepodparte żadnymi badaniami ani konkretnymi argumentami - tak ocenia te propozycje Janusz Gajowiecki.