Chiny będą fedrować jeszcze więcej węgla. Tu liczy się tylko własne bezpieczeństwo energetyczne
Coraz bardziej nerwowo na rynku węgla. Z jednej strony energetyczny stolik do góry nogami wywróciła rosyjska agresja na Ukrainę, a z drugiej zapotrzebowanie energetyczne znowu ostro wyhamowuje z powodu kolejnej fali pandemii w Chinach. I już widać jak na dłoni, że być może dla Brukseli będzie to zachęta do dodatkowego przyspieszenia transformacji energetycznej i Zielonego Ładu, ale dla Pekinu w żadnym razie. Tu węgiel znaczy bezpieczeństwo.
Jeszcze 18 marca w portach ARA tona węgla kosztowała 264 dol. 18 kwietnia już 322,55 dol. Czyli mamy do czynienia ze wzrostem ponad 22 proc., raptem w miesiąc. To pokazuje, jak bardzo rozdygotany jest obecnie rynek węgla, który stoi bodaj przed najważniejszymi w historii wyzwaniami.
Nie ma wątpliwości, że rosyjska agresja na Ukrainę wywróciła dotychczasowy porządek energetyczny do góry nogami i powstały dwa obozy. Unijny stawia ostateczny koniec paliw kopalnych i triumf odnawialnych źródeł energii. W drugim priorytetem jest bezpieczeństwo energetyczne, a to oznacza powrót do węgla. Nieprzypadkowo rząd Mateusza Morawieckiego już wprost sugeruje konieczność modyfikacji umowy społecznej z górnikami, bo węgla mamy produkować więcej i chyba też dłużej.
Węgiel: Chiny też chcą być bezpieczne energetycznie
Powrót do węgla jest też obserwowany w Chinach, które nie od dziś wydają się głuche na argumenty, że niebezpieczne zmiany klimatu powoduje przede wszystkim emisja z paliw kopalnych. Obecnie tego typu argumenty mają jeszcze mniejszą siłę rażenia w Państwie Środka. Na pierwsze miejsce zdecydowanie wysunęło się tutaj bowiem bezpieczeństwo energetyczne. Pekin robi wszystko, co może, żeby nie dopuścić do sytuacji, z jaką Chiny miały do czynienia jesienią zeszłego roku, kiedy po prostu brakowało energii. Dlatego w ostatnim czasie produkcja węgla mocno tutaj przyspieszyła i znalazła się w marcu na rekordowym poziomie.
Jak donosi Bloomberg: w porównaniu z ubiegłym rokiem produkcja węgla w Chinach wzrosła o 15 proc. - do 396 mln ton; o 6,3 proc. w przypadku gazu (do 18,7 mld m3) i o 3,9 proc. jeżeli chodzi o ropę (do 17,71 mln ton). Nie jest wcale wykluczone, że rząd w Chinach będzie chciał dodatkowo jeszcze zwiększyć produkcję węgla o kolejne 300 mln t. To odpowiedź na zagrożenia wywołane rosyjską agresją na Ukrainę.
Ale z drugiej strony spada zapotrzebowanie energetyczne Chin. Wszystko przez kolejną falę pandemii, która zdaniem WHO jest najgorsza od czasów wykrycia koronawirusa w Wuhan. Z tego też powodu władze zdecydowały się na blokadę 26-milionowego Szanghaju, kontynuując swoją politykę zero toleranci dla COVID.
Samowystarczalność energetyczna ważniejsza od zmian klimatu
Chiny nie kryją, że w planie energetycznym, obowiązującym do 2025 r., mowa jest o zwiększonej produkcji węgla, ropy, gazu, energii jądrowej, ale też energii z wiatru i słońca. Do połowy obecnej dekady Pekin chce zwiększyć udział energii pochodzącej z paliw niekopalnych w zużyciu energii do 20 proc., a w produkcji energii elektrycznej do 39 proc. Pomóc mają w tym m.in. plany zainstalowania na pustyni Gobi 450 GW mocy OZE, czyli więcej niż cała flota elektrowni słonecznych i wiatrowych USA.
Ale OZE wcale nie są priorytetem energetycznym Chin. Teraz najważniejsza jest samowystarczalność. Państwo Środka chce przede wszystkim zapobiegać kolejnym przerwom w dostawach prądu i przy okazji zdecydowanie zmniejszyć zależność energetyczną od zagranicznych dostawców. Dzięki temu dalsze pobudzenie wzrostu gospodarczego ma być niezagrożone.