Niemcy nie skończą z węglem? Wszystko zwalają na Polskę
Zaraz może dojść do potężnego rozłamu w koalicji rządzącej w Niemczech. Wszystko przez wypowiedź Christiana Lindnera, ministra finansów i szefa neoliberalnych Wolnych Demokratów (FDP), który wątpi w ewentualne odchodzenie od węgla już w 2030 r., o czym zaczyna się coraz głośniej mówić u naszych zachodnich sąsiadów. Lindner mówi, że to nie ma sensu. Wszak i tak to, co udałoby się w ten sposób oszczędzić na emisjach, pewnie dorzuci węglowa Polska.
Wcześniej Socjaldemokraci (SPD), FPD i Partia Zielonych ustalili, że w idealnym przypadku będzie można przyspieszyć rozwód z węglem z 2038 na 2030 r. Miałoby to także zagwarantować spełnienie podstawowego celu energetycznego Niemiec, czyli 80 proc. energii z OZE do 2030 r. I byłoby też kolejnym elementem trwającej dekarbonizacji naszych zachodnich sąsiadów. W ciągu dekady, od 2011 do 2020 r., udział węgla w wytwarzaniu energii w Niemczech spadł z 43 do 23,4 proc. A budowy nowych elektrowni opartych na węglu nie planuje się tutaj już od 2007 r. Wydawać się mogło, że tamtejszy rząd ma ustalony plan, który zamierza realizować. I wtedy głos zabrał Christian Lindner, który mocno wątpi w możliwość szybszego odejścia od węgla.
Dopóki nie stanie się jasne, że energia jest dostępna i niedroga, powinniśmy położyć kres marzeniom o wycofywaniu się z energetyki węglowej w 2030 roku - stwierdził niemiecki minister finansów w rozmowie z Kölner Stadt-Anzeiger.
Węgiel: rozwód nie zmniejszy emisji, bo te dołoży Polska
Lindner ma sporo argumentów za tym, żeby nie wierzyć w węglowy rozwód już w 2030 r. Uważa, że i tak nie będzie miało to żadnego znaczenia dla klimatu. Bo może Niemcy swoje emisje wezmą w ten sposób na krótszą smycz, ale za to więcej dołożą niemieccy sąsiedzi, czyli my.
Data ta i tak nie ma wpływu na klimat, gdyż zaoszczędzone w Niemczech emisje CO2 mogą być dodatkowo generowane w Polsce - twierdzi szef FDP.
Więcej o węglu przeczytasz na Spider’s Web:
Zamiast szybszego odchodzenia od węgla, niemiecki minister finansów proponuje szybszy rozwój energii odnawialnych oraz intensyfikację krajowego wydobycia gazu. Do tego powinna dojść pomoc dla przedsiębiorstw energochłonnych i nie tylko.
Przedsiębiorstwa energochłonne byłyby zwolnione z podatku od energii elektrycznej. Przy odrobinie odwagi, podatek od energii elektrycznej dla wszystkich mógłby zostać również obniżony do unijnego minimum - twierdzi Christian Lindner.
Elektrownie węglowe wyłączone w 2024 r.?
W dobie kryzysu energetycznego i już bez atomu, Niemcy nie mieli innej możliwości, jak tylko reaktywować swoje elektrownie węglowe. Ale minister gospodarki Robert Habeck (Partia Zielonych) twierdzi, że to tylko na chwilę, do czasu ukończenia budowy kolejnych terminali gazu płynnego.
Wtedy mamy infrastrukturę i nie potrzebujemy dodatkowych elektrowni węglowych. Taki jest plan - przekonuje Habeck.
Tym samym Niemcy swoje rezerwowe elektrownie węglowe mieliby wyłączyć w 2024 r. Wtedy do już działających terminali gazowych w Wilhelmshaven w Dolnej Saksonii, w Lubminie na Pomorzu Zachodnim oraz w Brunsbuttel w Szlezwiku-Holsztynie dołączyć mają trzy kolejne: w Wilhelmshaven, Stade i Mukran na Rugii. Obecnie wypełnienie niemieckich magazynów gazu (stan na 4 listopada) to 100 proc.
Magazynowanie gazu jest bardzo pełne. Jeśli nic się nie stanie, zimę przetrwamy bez problemu - twierdzi Robert Habeck.