Walmart w Polsce? Podobne pogłoski docierają do nas od mniej więcej 15 lat i być może to, co piszą w sierpniu media i opowiadają sobie podnieceni dostawcy jest wciąż tą samą opowieścią, z której do tej pory wciąż nic nie wyszło. No ale przyjmując przeciek, do którego dotarłem dosłownie od kuchni, za dobrą monetę, tak się zastanawiam, co to oznaczałoby dla polskiego rynku? (Fot: Mike Mozart/Flickr.com/CC BY 2.0)
Walmart to gigant, numer jeden na świecie. Wchodząc na polski rynek na papierze nie miałby konkurencji. Bo przecież według raportu Global Powers of Retailing 2021 przygotowanego przez Deloitte sprzedaż Jeronimo Martins, do którego należy Biedronka, sięga 20 mld dol. rocznie, co daje jej 50. miejsce na świecie. A Walmart? Cóż, Amerykanie są na samym szczycie tej listy z wynikiem na poziomie 524 mld dol.
Nie oznacza to jednak, że gigant handlu detalicznego wejdzie do Polski jak po swoje. Walmart na zagranicznych rynkach już się przekonał, że kapitał nie to za mało, by pozamiatać konkurencję.
Znakomitym przykładem są Niemcy. Amerykanie weszli do naszych sąsiadów pod własną marką, wykupując sklepy lokalnych firm i próbowali zalać rynek tanimi produktami. Ta druga strategia spaliła na panewce. Okazało się, że niemieccy konsumenci różnią się od amerykańskich i niska cena nie jest dla nich głównym wyznacznikiem. Można zgadywać, że podobnie będzie w Polsce. Żadna z hard dyskontowych sieci tj. Mere i Vollmart, które powstały u nas w ostatnim czasie, nie osiągnęła sukcesu.
Co więcej, klienci byli dość mocno przywiązani do sklepów, w którym już robili zakupy. W Niemczech od lat mocno na pozycję pracowały Lidl i Aldi. Gdy przyszło do podejmowania wyborów, oba te brandy miały nad Walmartem naturalną przewagę.
Walmart vs. związki zawodowe i niedziele (nie)handlowe
Nad Łabą amerykański gigant napotkał jeszcze jedną przeszkodę – silny opór związków zawodowych. Walmart ma opinię fatalnego pracodawcy, zbliżonego standardami do Amazona. Biorąc pod uwagę, jak dużo wysiłku w poprawę wizerunku wkłada Biedronka czy Lidl, można podejrzewać, że Amerykanom byłoby niezwykle trudno walczyć na rynku pracownika.
Trzeba też uwzględnić specyfikę polskiego rynku, którym od pewnego czasu rządzą niedziele niehandlowe. To one przyczyniły się do wykańczania małych sklepów, umacniając pozycję największych sieci w Polsce. Rząd nie wydaje się być specjalnie zainteresowany uszczelnianiem prawa, co wykorzystała już Biedronka, a za chwilę pewnie zrobi Lidl.
No i teraz wchodzi Walmart. Na dzień dobry dowiaduje się, że w niedziele musi się zamykać. Potem orientuje się, że cała konkurencja jest otwarta.
– Ale jak to? – dziwią się Amerykanie.
– No tak to, trzeba podpisać umowę z operatorem pocztowym.
Pytanie, czy przynajmniej w początkowej fazie działalności ktoś będzie się rwał do wysyłania paczek z Walmartu. Przy małej liczbie hipermarketów może być o to ciężko. A skąd wziąć większą liczbę?
Inna sprawa, że z racji sposobu działania amerykańskiej sieci opartym za oceanem na dużych marketach najbliżej byłoby Walmartowi do Tesco. Ale jest już za późno. Sklepy Brytyjczyków przejęło i przerobiło na swoją modłę Netto.
Gdzie staną Walmarty?
Walmart może wejść też w mniejszy format i zaatakować partery budynków mieszkalnych i wieżowców. Tylko że tutaj mocno rozsiadła się już Biedronka. Jasne, Walmart ma tyle pieniędzy, że spokojnie mógłby ją wykupić, ale… po co? Jeronimo Martins nie odpuści, bo Biedra to dla nich żyła złota. Amerykanie wpompują miliardy w podgryzanie lidera polskiego handlu detalicznego, a końcowy efekt będzie mocno niepewny.
Lokalizacje na obrzeżach miast okupuje natomiast Dino. Firma badawcza Market Side określiła granicę wyporności polskiego rynku na 5 tys. sklepów. To liczba, którą Biedronka, Dino, Lidl i Netto przekraczają już w tej chwili. Przed Walmartem stoi więc niesamowicie trudne wyzwanie. No chyba że Jankesi wpadną na do nas na pełnej i będą chcieli pozamiatać rynek. Wtedy największe powody do radości będą mieli klienci.