Komisja Europejska zaprezentowała w czwartek projekt, które w praktyce zapewnia etaty pracownikom platform internetowych. Uber, Bolt, Free Now i Glovo będą musiały liczyć się z dużo wyższymi wydatkami. Firmy protestują, wskazując, że będą musiały znacznie ograniczyć liczbę osób, z którymi współpracują. Co z perspektywy konsumenta może oznaczać problemy w zamawianiu taksówek czy jedzenia.
Gig economy okazała się błogosławieństwem dla klientów i przekleństwem części pracowników, w tym takich jak Uber czy Glovo. Z perspektywy zamawiających działalność platform internetowych wiąże się z wygodą, nowoczesnością i niskimi cenami. Kierowcy i kurierzy narzekają jednak na całkowity brak osłon socjalnych, Wielu z nich to de facto współpracownicy serwisów, posiadający jednoosobowe działalności gospodarcze.
To wzbudziło zainteresowanie organów regulacyjnych. Komisja Europejska pokazała właśnie projekt przepisów, który ma uregulować zasady, na jakich platformy będą współpracować z kierowcami.
Komisja kręci bat na Ubera
Unia chce zmusić serwisy, które ustalają wysokość płac/stawek i wprowadzają regulaminy dla współpracowników, do zastosowania się do prawa pracy. Uber i reszta będą musiały płacić co najmniej pensję minimalną, wprowadzić płatne urlopy i odprowadzać składki emerytalne.
Komisja domaga się także, by platformy w przejrzysty sposób komunikowały się z osobami wykonującymi dla nich pracę za pomocą aplikacji. Chodzi tu przede wszystkim o algorytmy, które decydują o ocenach i wysokości zarobków.
Samozatrudnieni na platformach będą chronieni dzięki zwiększonej pewności prawa co do ich statusu. Pojawią się nowe zabezpieczenia przed pułapkami zarządzania algorytmicznego. To ważny krok w kierunku bardziej społecznej gospodarki cyfrowej
– stwierdziła wiceprzewodnicząca KE Margrethe Vestager
Platformy straszą: będziemy zwalniać
Jak można było się domyślić, platformy z takiego przebiegu sytuacji nie są zadowolone. Stowarzyszenie Move EU, które zrzesza największych graczy na rynku, twierdzi, że firmy będą rezygnować z kierowców. Według szacunków ich liczba ma się zmniejszyć o 58 proc. W skali kontynentu oznacza to, że na bruku wyląduje 149 tys. osób.
Platformy używają przy tym argumentu mówiącego, że kierowcy wolą pracować na JDG. Dlaczego? Bo to daje im możliwość swobodnego przełączania się z jednej aplikacji na drugą i pozwala wybierać sobie godziny pracy zamiast dostosowywać się do sztywnego grafiku.
Free Now zaznacza przy tym, że traktowanie firm taksówkowych na równi z aplikacjami do zamawiania jedzenia nie jest do końca sprawiedliwe.
Przez dziesięciolecia rynek taksówkowy w Polsce cieszył się niezależnością i korzystnymi warunkami pracy. Ponadto rynek taxi jest już obecnie mocno regulowany – zarówno od strony licencjonowania przedsiębiorców wykonujących przewóz osób taksówką (kierowca), jak i licencjonowania pośredników w przewozie osób (platforma)
– pisze Krzysztof Urban, dyrektor zarządzający Free Now w Polsce
Zdaniem przedstawicieli platformy tezę o funkcjonowaniu kierowców jako niezależnych przedsiębiorców można z łatwością obronić.
Dowodem na to,że są niezależnymi przedsiębiorcami prowadzącymi działalność gospodarczą na własny rachunek, jest fakt, że aby myśleć o uzyskaniu konkretnego dochodu, kierowcy muszą inwestować w swoje pojazdy, dbać o przeglądy techniczne i ubezpieczenia
– czytamy w stanowisku
W Wielkiej Brytanii podobne tłumaczenia nie przekonały Sądu Najwyższego. W lutym tego roku SN wydał wyrok w którym stwierdził, że osoby jeżdżące dla aplikacji takich jak Uber są ich pracownikami.
Brytyjczycy uznali, że spółka musi zapewnić kierowcom ubezpieczenie, płatne urlopy i płacę minimalną, bo narzuca stawki z góry i ma dużą, jak na zwykłego zleceniodawcę, kontrolę nad swoimi współpracownikami.
„The Guardian” pisze, że nowe prawo uderzy przy okazji w portfele klientów. Ceny przejazdów za pomocą aplikacji podrożeją o 20 proc.