Można było się tego spodziewać. Po decyzji brytyjskiego Sądu Najwyższego, który kazał Uberowi rozdać kierowcom umowy, rośnie zainteresowanie uregulowaniem zasad działania amerykańskiej platformy. Pismo w tej sprawie trafiło na biurko Jarosława Gowina.
Autorem listu do ministra rozwoju jest Adam Bodnar. Rzecznik Praw Obywatelskich już wcześniej zlecił kontrolę w sprawie usług oferowanych przez Uber Eats. W liście do Gowina czytamy o potrzebie „ustanowienia przepisów regulujących uprawnienia osób wykonujących pracę z wykorzystaniem aplikacji mobilnych oraz obowiązki podmiotów, które powierzają pracę takim podmiotom”.
Państwowa Inspekcja Pracy przyglądała się jednak platformie w 2019 r. Od tego czasu, z punktu widzenia zasad określających współpracę platform z podwykonawcami nic się nie zmieniło. Kurierzy działają bez zmian, a na kierowców zostały nałożone dodatkowe wymagania. Ani jednym ani drugim nie udało się jednak uzyskać od ustawodawcy i Ubera et consortes niczego w zamian.
Brytyjski Sąd Najwyższy nie miał
Teraz osoby pracujące w gig economy są w dużo lepszej sytuacji. Sąd Najwyższy w Wielkiej Brytanii uznał, że kierowcy Ubera nie są jednoosobowymi podmiotami gospodarczymi i spółka musi ich traktować jak swoich własnych pracowników. Efekt? Amerykanie ogłosili, że kierowcy dostaną urlopy, pensję minimalną i składki emerytalne.
Podobną decyzję, wskazuje Bodnar, podjęła Francja, gdzie Sąd Najwyższy uznał, że kierowcom Ubera przysługuje status pracownika, a nie podwykonawcy.
Zwracam się do Pana Premiera z wnioskiem o podjęcie stosownych działań rozpoznawczych i regulacyjnych przy współudziale podmiotów reprezentujących stronę rządową, pracodawców i zatrudnionych oraz z wykorzystaniem wiedzy ekspertów z tego zakresu
– pisze RPO
Pamiętacie, co się działa przy Lex Uber?
W Polsce próba uregulowania modelu biznesowego Ubera może natrafić jednak na większy opór. Warto zauważyć, że na Wyspach spór między kierowcami a platformą zaczął się od pozwu byłych kierowców - Jamesa Farrara i Yaseena Aslama.
Również debata zakończona narzucenie kagańca Uberowi w Kalifornii miała swój początek w proteście, w ramach którego samochody blokowały główne ulice Nowego Jorku, paraliżowały Boston, Chicago, Waszyngton czy San Francisco.
Nad Wisłą kierowcy na razie nie potrafią się zorganizować. Nie pomaga im w tym również presja amerykańskiej dyplomacji. Przypomnijmy, że w trakcie prac nad lex Uber doszło do interwencji ówczesnej pani ambasador USA Georgette Mosbacher, która pogroziła polskiemu rządowi ograniczeniem inwestycji w sektorze technologii.
Trudno powiedzieć, jak duże wrażenie zrobiły jej słowa. Wdrażanie prawa regulującego działalność platform ciągnęło się jednak jeszcze przed dwa kolejne lata.