Ten pomysł rządu to prawdziwa bomba. Jeśli wypali, Polacy oszaleją z radości. Chodzi o nowy program finansowy
Rząd przebił nawet Amber Gold i sypie odsetkami rzędu 21 proc., żeby skłonić Polaków do oszczędzania. Jest tylko kilka małych kruczków: takie odsetki dostaniecie m.in. tylko, jeśli oszczędności przeznaczycie na mieszkanie. Zanim zaczniecie krzyczeć: „wypchaj się, to nowe książeczki mieszkaniowe za PRL”, rodzice odkładali i figę dostali, lepiej poszperajcie w szufladach, bo ciągle niemal milion Polaków może mieć do zgarnięcia średnio po 13 tys. zł.
Zanim opowiem wam, co zrobić, żeby dostać te 13 tys. zł albo i więcej, które prawdopodobnie leżą zakopane gdzieś głęboko w szafie albo na strychu, najpierw najnowszy pomysł na oszczędności mieszkaniowe, który rzeczywiście przypomina stare znienawidzone przez Polaków książeczki mieszkaniowe.
Rząd przebija ofertę Amber Gold!
Wygląda na to, że rząd ruszył pełną parą, by zająć się problemem mieszkaniowym młodych i tych tych trochę mniej młodych, których dotąd nie było stać na kupno pierwszego mieszkania.
Waldemar Buda, minister rozwoju i technologii, opowiada ostatnio, że obok pomysłu kredytów hipotecznych na 2 proc. (dziś oprocentowanie hipotek to ok. 8-9 proc.), z których według PKO BP będzie mogło skorzystać ok. 40 tys. gospodarstw domowych rocznie, obok presji na budowę przez samorządy mieszkań komunalnych na wynajem sfinansowanych głównie z budżetu centralnego, których według ministra buduje się obecnie 8-10 tys. rocznie, a kiedyś budowało się 2-3 tys., jest jeszcze trzecia noga: góra pieniędzy, którą rząd chce wypłacać tym, którzy będą oszczędzać na zakup mieszkania.
Ta góra kasy rzeczywiście jest imponująca, bo odsetki, które będzie można dostać od oszczędności grubo przebijają niegdysiejszą ofertę Amber Gold! A wszystko dlatego, że i PiS dołączył do tych, którzy ogłaszają, że mieszkanie jest prawem, a nie towarem.
Ale do rzeczy. W połowie 2023 r. ma wystartować program specjalnych kont oszczędnościowych, które będą prowadzić zwykłe banki komercyjne. Odsetki nie będą zwykłe, bo oprócz standardowego oprocentowania, które wypłaci nam bank, czyli obecnie ok. 8 proc. w przypadku najbardziej atrakcyjnym ofert, dodatkowo rząd dorzuci jeszcze specjalną premię w wysokości średniorocznej inflacji albo tyle, o ile zdrożały w rok mieszkania - mowa oczywiście o średniorocznej dynamice cen mieszkań, zapewne tej podawanej przez NBP.
Ceny mieszkań w przyszłym roku raczej nie będą spektakularnie drożeć, może raczej zobaczymy kilkuprocentowe spadki albo po prostu stabilizację cen, ale inflacja. Sam minister Buda mówił niedawno, że średnioroczna inflacja wyniesie w przyszłym roku 12 proc., choć w projekcie przyszłorocznego budżetu zapisane jest 9,8 proc.
NBP celuje jeszcze wyżej i prognozuje inflację w 2023 r. na 13,1 proc., a konsensus rynkowy – 13,4 proc. Co z tego wynika? Że na tych specjalnych kontach oszczędnościowych można będzie zarobić w przyszłym roku nawet ponad 21 proc., jak dobrze pójdzie.
Kto dostanie ekstremalnie wysokie oprocentowanie
Zła wiadomość jest taka, że nie każdy będzie mógł skorzystać z tego rozwiązania. Tak wysoka stopa zwrotu przeznaczony ma być tylko dla tych, którzy oszczędności przeznaczą na zakup mieszkania. Zasady są takie:
- możesz odkładać miesięcznie nie mniej niż 500 zł i nie więcej niż 2 tys. zł
- minimalny okres oszczędzania to 5 lat, maksymalny to 10 lat
- jedyne ograniczenie wieku to dolna granica 13 lat, górnej nie ma
- ale jednocześnie skorzystać z oferty mogą tylko ci, którzy nie mają ani nie mieli dotąd własnego mieszkania czy domu albo mieszkają w zbyt ciasnym lokum. Co to znaczy „za ciasne”? Dla singla takie kryterium nie istnieje, ale dla rodzin to 50 mkw. przy dwójce dzieci, 75 mkw przy trójce dzieci i 90 mkw przy czwórce, natomiast w rodzinach powyżej czworga dzieci jakikolwiek limit jest zniesiony
- pieniądze trzeba wydać w ciągu pięciu lat od zakończenia oszczędzania na wkład własny przy kredycie hipotecznym albo wkład mieszkaniowy do spółdzielni, TBS lub budowę domu
Szukajcie w domu książeczek mieszkaniowych!
Już czytam w myślach wasze komentarze, że to już było, nie z nami takie numery, mama z tatą też odkładali na książeczkach mieszkaniowych, bo władza obiecywała złote góry i zostali z niczym.
Ale to nie do końca prawda. Wielu z was od dawna powtarza, że te PRL-owskie książeczki mieszkaniowe są guano warte, a tymczasem może wam się opłacać ich poszukać w stercie starych dokumentów.
Owszem, nie dadzą już tego, co obiecywali kilka dekad temu komuniści, ale ciągle leży na nich sporo pieniędzy, które można wypłacić! Średnio prawie 13 tys. zł – tyle w 2021 r. wynosiła wypłacona tzw. premia gwarancyjna, jak wynika z danych zebranych przez GetHome na podstawie informacji z Ministerstwa Rozwoju i Technologii.
Ciekawe, że w polskich domach powinno zalegać około miliona takich książeczek z prawem do wypłaty tej premii, a na przykład w ubiegłym roku tylko ok. 12 tys. takich książeczek zostało spieniężonych, w poprzednich latach likwidowano ich też po kilkanaście tysięcy, część pewnie się zagubiła na amen, ale nie uwierzę, że lekko licząc, kilkaset tysięcy Polaków książeczki wyrzuciła, bo lubimy mieć porządek w dokumentach.
Co więc zrobić, żeby dostać jeszcze cokolwiek z książeczki mieszkaniowej? Jak już ją odnajdziecie, trzeba zarejestrować ją w PKO BP. I najlepiej się pospieszyć, bo jeszcze tylko do końca tego roku obowiązuje zasada, że premię gwarancyjną dostajesz od razu po zarejestrowaniu książeczki w banku. Jeśli zrobisz to po 1 stycznia 2023 r., premię bank wypłaci dopiero w kolejnym roku, czyli 2024 r.
To na koniec jeszcze dobra informacja: jak książeczki jednak nie znajdziecie, bo została zniszczona albo się zgubiła, w PKO BP można złożyć wniosek o duplikat! Przyznajcie, że niosę całkiem niezłe wieści na koniec tego fatalnego roku, szczególnie, że na wielu książeczkach może ciągle leżeć nawet nie 13 tys. zł, bo to tylko średnia, ale nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych, do których macie prawo.