Ofert pracy jest coraz mniej, listopadowe dane to pierwszy naprawdę ostry zjazd. Czy idzie fala bezrobocia? Raczej nie. Pracodawcy zapowiadali oszczędności na wynagrodzeniach, bo spowolnienie, kryzys, wysokie ceny energii. A to bum! Wygląda, jakby szefowie bardzo się o was bali i za nic nie chcieli stracić. Dlatego – choć podwyżek w 2023 r. miało już nie być – to będą! Na co możecie liczyć?
Najpierw opowiem wam o tym tąpnięciu na rynku pracy. Właśnie się okazało, że listopad był naprawdę złym miesiącem na rynku pracy, a przynajmniej dla tych, którzy tej pracy właśnie szukają. Barometr Ofert Pracy przygotowywany przez Katedrę Ekonomii i Finansów WSIiZ w Rzeszowie oraz Biuro Inwestycji i Cykli Ekonomicznych pokazał, że po raz pierwszy od dawna liczba ogłoszeń o pracę na portalach internetowych w listopadzie była mniejsza niż w listopadzie rok temu.
Twórcy barometru piszą o „ostrym zjeździe” i chyba należy wam się wyjaśnienie, dlaczego. Bo owszem, już od kilku miesięcy liczba ofert pracy co miesiąc spadała. Dokładnie w połowie drugiego kwartału zaczął się ów zjazd, ale nie był wcale stromy i ciągle było bardzo dobrze, bo miesiąc do miesiąca mieliśmy spadki, ale nadal w porównaniu rok do roku liczba ofert była większa.
A spadki mieliśmy właściwie głównie dlatego, że w pierwszym kwartale po prostu mieliśmy szczyt i rekordową liczbę ofert pracy - rekordów nie da się utrzymać długo. Nic złego się więc nie działo.
Aż tu w listopadzie bum!
Liczba ofert pracy po raz pierwszy jest mniejsza niż rok wcześniej
Od szczytu w w maju liczba ofert spadła już o jedną piątą. Gdzie jest najgorzej? W województwie łódzkim, wielkopolskim oraz pomorskim, najmniejsze spadki z kolei były w opolskim, podkarpackim oraz śląskim.
Mniejszy wybór mają teraz pracownicy z zawodów ścisłych, w tym programiści! Do tego absolwenci nauk społecznych, w tym szczególnie w zawodach związanych z administracją biurową, marketingiem, reklamą i obsługą klienta, no i pracownicy sektora usług.
Ale jest jedna grupa, dla której pracy ciągle jest więcej niż rok temu – to pracownicy fizyczni. Do tego jeszcze ewentualnie branża bankowa i call center.
Ale co to dokładnie oznacza? Skoro ofert pracy jest mniej, to znaczy, że będzie większa konkurencja na dane stanowisko. A to z kolei znaczy, że kandydat przestanie czuć się jak król. To nie on będzie już rozdawał karty i dyktował warunki. Teraz to pracodawca poczuje się silniejszy, a to niestety osłabi pozycję negocjacyjną pracowników – i tych szukających pracy i tych, którzy ją mają, ale chcieliby podwyżki.
Ale okazuje się, że to tylko teoria, bo praktyka może być zgoła inna. I do tego megazaskakująca.
Pracodawca będzie o ciebie walczył
Pracodawcy doskonale wiedzą, że idzie słaby rok. Z badania agencji Randstad Plany Pracodawców wynika, że połowa pracodawców spodziewa się wręcz recesji. A mimo to aż 46 proc. planuje w przyszłym roku nadal dawać pracownikom podwyżki!
Niby nie ma wielkiego szału, bo tylko 4 proc. chce nadążać za inflacją, a więc podnosić pensje pracowników minimum o 16 proc. Większość (60 proc.) planuje podwyżki o 4-10 proc.
Ale przecież podwyżek w ogóle miało w tym roku nie być – straszyli ekonomiści. Zatem to naprawdę dobre informacje. Cóż, szefowie najwidoczniej naprawdę boją się was stracić. A więc ciągle to wy jesteście górą.