No to teraz zobaczymy lex Uber w pełnej krasie. Od października Uber et consortes zaczną odpowiadać głową za kierowców bez licencji taksówkarskich. Efekt? Ceny wrócą do starych poziomów. Za przejazd znów będziemy płacić od 2 do 3 zł za kilometr.

Podróż samochodem przez pół miasta za 10 zł? Takie okazje odchodzą właśnie w przeszłość. Uber i Bolt przyzwyczaiły nas do absurdalnie niskich cen, ale wraz z wejściem w życie nowych przepisów, zostaną zmuszone do urealnienia stawek. Bo kierowcy za grosze już po prostu jeździć nie chcą.
Pandemia nieco odwlokła w czasie wejście nowelizacji ustawy transportowej, ale od przyszłego miesiąca nie będzie już wymówek. Platformy w rodzaju Ubera staną się w świetle prawa pośrednikami. Za niedopilnowanie swoich kierowców w zakresie posiadania licencji zapłacą wysokie grzywny, mogą również stracić własne licencje.
Lex Uber nadciąga
Andrzej Padziński, członek zarządu iTaxi, szacuje, że w zależności od miasta 30-50 proc. taksówkarzy zdecydowało się odejść z zawodu. Z danych Urzędu M. St. Warszawy wynika, że od stycznia do sierpnia wydano ok. 3400 nowych licencji i wypisów z licencji. Oznaczałoby to, że na uzyskanie legalnych uprawnień taksówkarza zdecydowało się zaledwie około 30 proc. szacowanej liczby kierowców firm przewozowych. Reszta powiększy grono uciekinierów z profesji albo będzie załatwiać uprawnienia na ostatnią chwilę, bo od października Uber i Bolt mają bez litości blokować kierowców bez licencji.

iTaxi odczuło to na dwa sposoby. Z jednej strony współpracę z firmą zakończyła rzesza kierowców, którzy dorabiali sobie do rent, emerytur lub kursowali po mieście w przerwach między zajęciami na studiach. Jednocześnie ci taksówkarze, którzy pozostali na rynku, zwiększyli zakres współpracy.
Free Now podebrał Uberowi kierowców
Dla klientów oznacza to jedno – ceny firm przewozowych pójdą w górę w pobliże cen korporacji taksówkowych. Członek zarządu iTaxi mówi, że próg opłacalności w zależności od użytkowanego auta znajduje się w przedziale 2-2,2 zł/km. Wszystko co poniżej nie pozwala kierowcom nawet na pokrycie kosztów bezpośrednich kierowcy (amortyzacja pojazdu, paliwo, ubezpieczenia, minimalna stawka za godzinę). Kierowcy Ubera na niskie stawki narzekali już wcześniej. Dzisiaj uzbrojeni w licencje zaczynają zastanawiać się: skoro mogę jeździć wszędzie, to dlaczego jeżdżę w Uberze?
Zaczęły się migracje do lepiej płacącej konkurencji. Tuż po pierwszym stycznia kierowców Uberowi zaczął podbierać Free Now, pozwalając im jeździć w usłudze Lite bez licencji, a następnie oferując pomoc przy jej zrobieniu. Platforma chwali się wręcz, że mimo odsiewu (kontrola znajomości języka i kultury osobistej) wśród kandydatów w porównaniu z 2019 r. liczba kierowców korzystających z jej aplikacji się podwoiła!
Świeżo upieczeni taksówkarze zaczęli się dobijać do iTaxi. Tu również część z nich odbiła się od drzwi. Platforma wprowadziła bowiem krótki test sprawdzający podstawową wiedzę taksówkarzy. Okazało się, że osoby świeżo po uzyskaniu wypisu nie komunikują się po polsku i nie znają przepisów miejskich, które mówią o prawach i obowiązkach kierowców. W sieci karierę robiły też zdjęcia na których kierowcy przyklejali naklejki z herbem miasta do góry nogami.

Cena kursu? Dwa razy więcej niż dzisiaj
Free Now i iTaxi przeżywają najazd chętnych, pracujących do tej pory dla Ubera i Bolta. Według Andrzeja Padzińskiego firmy przewozowe będą zmuszone do podniesienia stawek. Skończy się przewożenie pasażerów w cenie niewiele wyższej od kosztu paliwa.
Jak głęboko ów mądry kompromis sięgnie do kieszeni klientów? Zdaniem przedstawiciela iTaxi rynkowe ceny przejazdu taksówką będą oscylować między 2,4 zł a 3 zł za kilometr. W porównaniu do kwot rzędu 1,3 zł czy 1,5 zł, jakimi raczył nas Uber, to prawdziwa przepaść. Zapytaliśmy przedstawicieli Ubera i Bolta o to, jak będzie wyglądać ich sytuacja po zmianie przepisów. Uber podkreśla, że zainwestował 4,5 mln zł, by pomóc przystosować się kierowcom do nowych regulacji.
Łukasz Stachowiak, Country Manager Bolt przyznaje w tym czasie, że od października za wolnym kierowcą możemy się chwilę porozglądać. To jego zdaniem m.in. efekt pandemii przez którą przewóz pasażerów zmalał, a taksówkarzy wpędził w spore zadłużenie. Dzisiaj przeciętny kierowca ma 25,8 tys. zł długu.
O możliwych podwyżkach nie chce się też wprost wypowiadać Free Now, tłumacząc:
Krzysztof Urban wyjaśnia, że dla kierowców oznacza to, że w okresie wysokiego popytu mogą więcej zarobić.
Klienci wracają do Free Now i iTaxi
Kierowców z rynku ubywa, tymczasem po potężnym przestoju w trakcie lockdownu, gdy liczba pasażerów spadła o 60-80 proc., ruch w interesie powoli się odbudowuje. We Free Now cotygodniowy wzrost zrealizowanych kursów sięga 20 proc.
Platforma przyznaje, że zwiększyła się liczba zleceń przypadających na jednego kierowcę. Efekt jest łatwy do przewidzenia – taksówkarze mogą sobie nieco „powybrzydzać”.
Z naszych obserwacji wynika, że złapanie kursu Lite z ustaloną z góry ceną i zwykle niższymi cenami graniczy dzisiaj z cudem (choć sama firma podaje, że stanowią one 70 proc. całkowitej liczby kursów). Najgorzej sytuacja wygląda w godzinach szczytu. Powód? Jak dodaje Krzysztof Urban, zmiana profilu pasażera.

Podobnie sytuacja wygląda w iTaxi. Platforma szacuje, że w porównaniu z okresem sprzed pandemii z jego aplikacji korzysta już 60 proc. użytkowników. Tak duży ubytek jest po części wynikiem mocnej koncentracji firmy na usługach dla biznesu. Te ze względu na zamknięcie biur i zamrożenie konferencji rosną dzisiaj bardzo powoli.
Pandemia sprawiła również, że firmy taksówkowe musiały poszukać nowych źródeł przychodu. iTaxi zainwestowało w mobilne banery reklamowe umieszczane na dachach samochodów, uruchomiło także program dowozu dzieci do szkół i przedszkoli. Zazwyczaj jest on realizowany w oparciu o współprace z jednym kierowcą, co de facto oznacza, że rodzic wynajmuje prywatnego szofera.
Platforma weszła także we współpracę z kilkoma fundacjami i sieciami przychodni medycznych. Taksówkarze wożą próbki badań genetycznych, testy na obecność koronawirusa między pacjentami i laboratoriami. iTaxi przewozi również w ramach programu sponsorowanego przez różne firmy i instytucje pacjentów onkologicznych do placówek medycznych w których prowadzą swoje leczenie. Z naszych informacji wynika, że w podobną współpracę wchodzili również wybrani partnerzy flotowi Ubera.
Wspomniane inicjatywy, chociaż stanowią na pewno ciekawy sposób na dywersyfikację przychodów, wciąż pozostają tylko odnogami właściwej działalności. A tą pozostaje przewożenie mieszkańców i pracowników polskich miast od punktu A do punktu B. I wygląda na to, że znów będzie można na niej dobrze zarobić.