Szczyt w Madrycie może mieć poważne konsekwencje dla Polski. Nowy podatek wszystkich uderzy po kieszeni
W stolicy Hiszpanii właśnie rozpoczął się kolejny Szczyt Klimatyczny ONZ - COP25. Wśród najważniejszych tematów jest regulacja globalnego systemu handlu emisjami CO2. Ale głośnie będzie też o daninie, która ma jeszcze bardziej nakłaniać do energetycznego zwrotu.
Nowe, globalne mechanizmy dla handlu emisjami dwutlenku węgla, ujednolicenie czasowe dochodzenia do celów redukcyjnych z Paryża, a także podatek węglowy jako kolejny instrument zachęcający gospodarki do dekarbonizacji - to jedne z najważniejszych tematów, jakie mają być podjęte w Madrycie, gdzie do 13 grudnia będzie trwał Szczyt Klimatyczny ONZ.
Handel emisjami CO2. Konieczność globalnych porządków
Podczas COP21 w Paryżu kraje zgodziły się na ustanowienie nowego systemu handlu emisjami CO2. Miało to pozwolić niektórym gospodarkom na mniej kosztowne odchodzenia od węgla. Tyle, że o ile stworzono sam mechanizm, tak zabrakło wykreowania całego otoczenia. W efekcie to, co miało przyczynić się do ograniczenia emisji dwutlenku węgla, - może ją wzmóc.
To, w jaki sposób te zasady są ustalane, naprawdę uczyni lub złamie ambicje Porozumienia Paryskiego
- nie ma wątpliwości Kelly Levin, współpracownik międzynarodowej organizacji pozarządowej Carbon Market Watch.
Na razie brak jednych dla całego świata regulacji w tej mierze przekłada się na międzynarodowe cwaniactwo. Brazylia ma swoje kredyty redukcyjne, które chciała będzie po 2020 r. sprzedać - chociażby liniom lotniczym, które po wprowadzeniu podatku na paliwo mogą popaść w spore kłopoty finansowe i robią wszystko, żeby do tego nie dopuścić.
Nie brakuje też krajów, które wykupione wcześniej emisje CO2 będą chciały wykorzystać w celu zmniejszenia emisji u sąsiadów. Dla jeszcze innych, na przykład Norwegii i Kanady, takie emisyjne kredyty mają posłużyć do osiągnięcia zerowej emisji netto. Ale Finlandia i Wielka Brytania już ogłosiły, że nie pójdą tym tropem. Dlatego najważniejsze to ustalenie jednych zasad dla wszystkich.
Istnieje ryzyko, że rynki emisji dwutlenku węgla zostaną wykorzystane jako podstęp do osiągnięcia celów redukcji emisji na papierze. Można je wykorzystać jako pretekst do tego, by nie robić zbyt wiele w praktyce
– ostrzega Gilles Dufrasne, urzędnik ds. polityki w Carbon Market Watch.
Podatek węglowy na horyzoncie. Kanada jako pierwsza
Obserwatorzy są zgodni, że w Madrycie sporo czasu poświeci się podatku węglowemu. Zwłaszcza że jak podaje Bank Światowy tylko 5,5 proc. światowej emisji gazów cieplarnianych jest objętych podatkiem węglowym, a kolejne 9,8 proc. jest objętych mechanizmami handlu uprawnieniami do emisji.
Dlatego rozpoczęta przez francuskiego prezydenta dyskusja o nowej daninie - jest coraz lepiej słyszalna. Dochody z podatku węglowego szacowane są na poziomie od 0,5 do 4,5 proc. PKB. Te pieniądze mogłyby posłużyć w przekwalifikowaniu górników.
O tym, jakie skutki może mieć wprowadzenie takiego podatku, można przekonać się już teraz w czterech kanadyjskich prowincjach: w Ontario, Manitobie, Nowym Brunszwiku i Saskatchewan. Tamtejsze lokalne rządy uparcie sprzeciwiają się ustanowienia systemu handlu emisjami CO2. Rząd federalny zdecydował więc o wprowadzeniu podatku węglowego od paliw kopalnych, który wyniesie w tym roku od 20 dolarów za tonę emisji gazów cieplarnianych. Przewidywane przez to wzrosty kosztów dla mieszkańców to podwyżka o 4,42 centa za litr benzyny, 5,37 centa za litr lekkiego oleju opałowego (paliwo do ogrzewania domu), 3,91 centa za metr sześcienny gazu ziemnego i 3,10 centa za litr propanu.
W Madrycie pokażą raport, który zmiecie uśmiechy
Podczas COP25 światło dzienne ma ujrzeć najnowszy raport Światowej Organizacji Meteorologicznej (WMO), która stoi na stanowisku, że podjęte do tej pory działania w ogóle nie poprawiły sytuacji.
Ostatnie pięć lat było najgorętszym, jakie kiedykolwiek odnotowano. Poziomy morza są na najwyższym poziomie w historii ludzkości. Punkt, z którego nie ma powrotu, nie jest już na horyzoncie. Jest w zasięgu wzroku i zmierza w naszą stronę
- stawia sprawę jasno szef ONZ António Guterres.
António Guterres przekonuje, że dotychczasowe działania nie wyhamują wzrostu temperatury na naszej planecie o ponad 3 st. C. Ale jeśli wszyscy wezmą się do roboty - ograniczenie wzrostu o 1,5 st. C jest nadal w zasięgu ręki.
Szef ONZ jedyną szansę widzi w całkowitym odwrocie od węgla. Pozwala na totechnologia, ale brakuje za to woli politycznej. António Guterres opowiada się za udostępnieniem krajom rozwijającym co najmniej 100 mld dol - na działania łagodzące i dostosowawcze.
A w Polsce węgiel nie szkodzi klimatowi
Tymczasem w Polsce, której gospodarka od węgla uzależniona jest w ok. 77 proc., o odwracaniu się plecami do czarnego złota nikt na głos nie powie. W naszym kraju wszak wydobycie węgla z 4,7 mld ton rocznie w latach 90. ubiegłego stulecia podskoczyło do 8 mld ton w 2018 r.
Tomasz Rogala, prezes Polskiej Grupy Górniczej i prezydent Euracoal, uważa, że antywęglowe nastawienie UE nie ma się nijak do globalnych trendów. I zwraca uwagę, że takie państwa jak Chiny, Indie, Rosja, czy Australia w ostatnich latach tylko podkręcają produkcję i jego zużycie węgla. Dlatego uważa, że polityka lokalnej dekarbonizacji jest poważnym zagrożeniem dla europejskiego górnictwa.
Przypomina również, że jakiekolwiek decyzje politycznej nie są oderwane od rzeczywistości. Doskonale widać już to teraz, kiedy od węgla i wszelkich inwestycji węglowej jak jeden mąż odwracają się banki i firmy ubezpieczeniowe. Wtóruje mu Janusz Olszowski, prezes Górniczej Izby Przemysłowo-Handlowej, dla którego polityka klimatyczna UE nie ma zbyt wiele wspólnego z rzeczywistą ochroną klimatu. A tak naprawdę, jego zdaniem, chodzi o sztuczne napompowanie ceny energii opartej na węglu.
Wsłuchując się w polityczne deklaracje, wydaje się, że branża górnicza w naszym kraju przynajmniej wewnętrznej dekarbonizacji nie musi się obawiać w ogóle. Z ust rządzących słyszymy o węglu tylko dobre rzeczy.
Wykorzystanie węgla i opieranie się na tym bogactwie nie stoi w sprzeczności z działaniami na rzecz ochrony klimatu
- powiedział podczas uroczystości barbórkowych wicepremier i minister aktywów państwowych Jacek Sasin.
Czy szczyt klimatyczny ma w ogóle sens?
Sam się nad tym głowię, odkąd na własne oczy zobaczyłem, jak gości z całego świata witała w Katowicach orkiestra górnicza. Ale wróćmy się nieco w czasie i spójrzmy na Porozumienia Paryskie - podpisane podczas COP21 w 2015 r. Najpierw z tych regulacji dobry powód do przeciągania finansowej liny znalazły Indie. Brak podpisu ze strony kraju, który od wielu lat jest w pierwszej trójce największych emitentów CO2 (po Chinach i USA) - stawiałoby nad Porozumieniami bardzo duży znak zapytania. Świat więc zapłaci, a Indie dokument podpisały.
Nie tak dawno Donald Trump zapowiedział z kolei, że Stany Zjednoczone wycofują się z paryskich uzgodnień.
Paryskie porozumienie klimatyczne ogranicza amerykańską gospodarkę tylko po to, żeby przypodobać się aktywistom i stolicom obcych państw. Nie bierze pod uwagę dobra Ameryki, jej przemysłu oraz pracowników
- uważa amerykański przywódca, który z odchodzenia od Porozumień Paryskich już sobie zrobił jeden z fundamentów kampanii wyborczej w 2020 r.
O tym, jak traktowane są oenzetowskie szczyty klimatyczne, najlepiej świadczą perypetie wokół organizacji tegorocznego COP25. Najpierw w roli gospodarcza miała wystąpić Brazylia. Ale tamtejsze wybory prezydenckie wygrał Jair Bolsonaro, który jeszcze w kampanii twierdził, że nie widzi jakiegokolwiek dowodu na udział ludzi w zmianach klimatu. Globalne ocieplenie uważa za spisek.
Stało się więc jasne, że w Brazylii kolejnego szczytu nie da się teraz zorganizować. Wybór padł na innego reprezentanta Ameryki Południowej - Chile. Ale szybko się okazało, że i ta lokalizacja nie ma szans na powodzenie. Prezydent Chile Sebastián Piñera woli „priorytetowo potraktować wysiłki rządu w celu zaspokojenia żądań obywateli”.
Po gorączkowych poszukiwaniach nowym gospodarzem COP25 został Madryt. Zastanawiam się, skoro do organizacji kolejnych szczytów klimatycznych, trzeba namawiać coraz to nowych partnerów, warto zastanowić się, czy to ma jeszcze sens? Na razie więcej z tego tylko gadania i międzynarodowych kłótni niż odczuwalnego efektu.