Rząd nakleja na służbę zdrowia plaster. A trzeba co najmniej turnusu w sanatorium
Rząd dorzuca kasę, bo chce żebyśmy do czterech specjalistów trafiali szybciej. Tyle §że nasza służba zdrowia ma znacznie poważniejsze kłopoty i taka inicjatywa może okazać się kroplą w morzu potrzeb . Bo jak pokazuje raport NIK jeszcze dwa lata temu w Europie na służbę zdrowia mniej pieniędzy dawali tylko Litwini.
NIK w swoim opracowaniu zauważa, że pierwszy raz tak się zdarzyło, żeby Narodowy Fundusz Zdrowia przeznaczył na świadczenia opieki zdrowotnej ponad 80 mld zł, tak jak miało to miejsce w 2018 r. Niestety, to w żaden sposób nie przełożyło się na większą dostępność dla pacjentów. Ale za to zmniejszyło ogólną liczbę oczekujących na świadczenia (o ok. 50 tys. pacjentów), skróceniu uległy również kolejki na zabieg zaćmy. NIK zauważyła też „wyraźną poprawę dostępności rehabilitacji kardiologicznej dla pacjentów objętych kompleksową opieką po zawale mięśnia sercowego”.
Niestety, tych złych rzeczy znowu jest więcej od tych dobrych. Koszty leczenia szpitalnego wzrosły o prawie 4 mld zł. Nie dość, że ciągle rośnie kolejka do świadczeń rehabilitacyjnych, to dodatkowo wydłużył się sam czas oczekiwania. Nadal występują ponadto drastyczne różnice między poszczególnymi oddziałami wojewódzkimi NFZ jeżeli chodzi o brak dostępu do części świadczeń zdrowotnych.
Ale NIK pokazuje wprost, że tak naprawdę nie mogło być nagle o wiele lepiej. Dane są nieubłagane. Przecież jeszcze w 2018 r., pod względem wydatków na służbę zdrowia, byliśmy w Europie na szarym końcu. Z udziałem 4,5 proc. PKB udało nam się wyprzedzić tylko Litwę (3,4 proc. PKB). Na tym samym poziomie byli Łotysze. Za to przed nami wszyscy inni: z rekordowymi Niemcami (9,5 proc. PKB), Szwecją (9,3 proc. PKB), Norwegią (8,7 proc. PKB), czy Francją (9,3 proc. PKB).
Służba zdrowia do naprawy - rząd sięga po narzędzia
Pacjentów zawiłości całego systemu interesują jak zeszłoroczny śnieg. Pracują, płacą co miesiąc składki i nie chcą czekać na dany zabieg po parę miesięcy, jak nie lepiej, albo ustawiać się w kolejkach do lekarza rozpisanych nawet już nie na dni, a na tygodnie. A też owe kolejki stały się symbolem pożądanych w naszej służbie zdrowia zmian. Dlatego politycy, chcący sobie akurat zaskarbić łaskę wyborców, co pewien czas obiecują zmniejszenie kolejek - co ma na wyobraźnie działać najbardziej. Dość jednak powiedzieć, że tego typu deklaracje padały już z każdej parlamentarnej strony, ale nic z tego dalej nie wynikało.
Teraz, jak donosi Rzeczpospolita, chce to wreszcie zmienić rząd Morawieckiego. NFZ ma bowiem wydać 300 mln zł by skrócić czas oczekiwania na wizytę u czterech lekarzy specjalistów. Chodzi o pierwszorazowe wizyty u neurologa, kardiologa, ortopedy i endokrynologa. Od 1 marca NFZ zniesie obowiązujące limity przyjęć i zapłaci za wszystkich takich pacjentów, których da radę przyjąć poradnia.
To też ukłon w stronę samych lekarzy
Tym ruchem rząd ma nadzieję upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Owszem, jak najbardziej celuje w zadowolenie pacjenta. Ale nie bez znaczenia w przypadku zniesienia limitów przyjęć do czterech specjalistów jest też sytuacja samych lekarzy. Ci bowiem zaczynają gremialnie uciekać do sektora prywatnego, który po prostu gwarantuje im wyższe uposażenia. Wszak dla nikogo nie będzie tajemnicą różnica między stawkami w gabinetach NFZ a w gabinetach prywatnych. W efekcie zaczyna brakować lekarzy, a kolejki do tych co jeszcze dostępni - rosną. Dodatkowa kasa na rzecz przyjęć u 4 specjalistów ma ów rów nieco przysypać.
Tyle że lekarze nie od dzisiaj domagają się znacznie więcej. Ich zdaniem nie ma sensu przyklejać w konkretnych miejscach plaster - skoro chory jest cały organizm i bez leczenia kompleksowego się nie obejdzie. Postulują, żeby do końca 2021 r. na służby zdrowia przeznaczono 6,8 proc. PKB, czyli ok. 50 mld zł więcej niż do tej pory.
Badania, sprzęt, leki - to wszystko kosztuje, a Polska przeznacza na nie za mało pieniędzy. Dlatego właśnie tworzą się kolejki, brak dostępu do leczenia, budzą się dramaty ludzi chorych, którzy zostają sami
- przekonywał parę miesięcy temu na łamach gazeta.pl Jarosław Biliński, doktor nauk medycznych, wiceprezes Okręgowej Rady Lekarskiej w Warszawie, członek zarządu Porozumienia Rezydentów.
Lekarze przy okazji zwracają uwagę, że w 2019 roku oszczędzono na pacjentach ok. 10 mld zł licząc wydatki na zdrowie według PKB sprzed 2 lat. Nie zmniejszono też w odczuwalny sposób biurokracji. I niestety, nie wszędzie tak samo płaci się rezydentom i specjalistom. To wszystko zaś znalazło się w porozumieniu z 2017 r., którego - jak przekonują lekarze - rząd nie respektuje.