Porzucenie pracy na pełen etat daje dużo wolności, ale niesie za sobą też pewne ryzyko. Zdarza się, że zarobki w pracy wolnego strzelca są najzwyczajniej mniejsze. Przekonał się o tym 30-letni Zach. O tym, jak sobie radzi opowiedział na łamach Business Insidera.
Młody mężczyzna porzucił pełnoetatową pracę w biurze dla kariery freelancera. Szybko przekonał się jednak, że życiowa zmiana będzie wymagała od niego wielkich wyzwań, bo jego obecne zarobki stanowią tylko część tego, co otrzymywał w poprzedniej pracy.
Wielki cięcie pieniędzy na przyjemności
Każde wyjście do sklepu, każdy plan na weekend i każda czynność wymagały, abym wybrał najtańszą wersję – lub w ogóle ją pominął. Zasadniczo zmieniłem swój styl życia – tłumaczy 30-latek na łamach BI.
Oszczędności szuka, gdzie tylko może. Pierwszymi wydatkami, które musiał obciąć, były małe przyjemności.
Choć mogę się nimi cieszyć, nie potrzebuję ich w taki sam sposób, w jaki muszę płacić czynsz i kupować artykuły spożywcze. Koniec z przekąskami – właściwie koniec z jedzeniem poza domem. Jeśli na zewnątrz jest gorąco, wyłączam klimatyzację i wrzucam kostki lodu do butelki z wodą. Nowe ubrania są na czas, kiedy ich potrzebuję, a nie chcę – wylicza.
Więcej wiadomości Bizblog.pl o rynku pracy
Na ratunek spieszą rodzice
30-latek znalazł jednak pewne rozwiązanie. Choć wyznaje, że kiedy pracował na etacie, wstydził się przyjąć pomoc rodziców, dzisiaj chętnie z niej korzysta. Wprawdzie czynsz i opłaty pokrywa sam, ale rodzice płacą rachunki w restauracji, robią spożywcze zakupy. Zapraszają do siebie na obiad, to u nich korzysta z serwisów streamingowych, bo w ramach cięcia wydatków zrezygnował z subskrypcji.
Teraz, gdy brakuje mi pieniędzy, moi rodzice zachowują się jak linia lotnicza, która nieoczekiwanie przenosi pasażera do klasy biznes. Polepszają mój komfort, a ja chętnie to akceptuję.