W zasadzie można się było tego spodziewać. Ryanair ma pieniądze na uruchamianie nowych tras, a duża część jego konkurencji nie. Dlatego lowcost walczy z lotniskami o zwolnienie slotów. Bo skoro rywale nie mają, jak ich wykorzystać, to po co mają się marnować? (fot: Antonio Zugaldia/flickr.com/CC BY 2.0)

Awantura o sloty, czyli pozwolenia na start i lądowanie, trwa od przeminięcia pierwszej fali zakażeń koronawirusem. Szef Ryanaira Michael O'Leary od razu wyczuł, że jego firma ma niepowtarzalną okazję, by skorzystać z osłabienia innych przewoźników i pozabierać im miejsce na lotniskach. A te, dodajmy, bywa bardzo cenne, bo przepustowość portów już dawno nie nadąża za potrzebami linii lotniczych.
O'Leary: latacie drogo przez politykę lotnisk
Irlandczyk, jak to on, nie wahał się wszcząć wojny. W grudniu 2020 r. oskarżał tradycyjnych przewoźników o celowe blokowanie slotów.
Już wtedy Irlandczyk prognozował, że blokowanie slotów będzie miało miejsce również w 2021 i 2022 r. Oskarżał przy tym tradycyjne linie, że ich samoloty, zamiast latać, stoją na płytach. A ceny mimo tego nie spadają. To oszukiwanie konsumentów, denerwował się O'Leary, wytykając rywalom przyjęcie 30 mld euro pomocy z budżetów.
Wojna o lotniska
Najnowszy i chyba najpoważniejszy konflikt rozgorzał w Portugalii. Pod koniec ubiegłego tygodnia Ryanair odwołał 700 lotów z lotniska w Lizbonie. Przyczyna? Lowcost tłumaczy, że TAP Portugal zachowuje się jak pies ogrodnika – ma wolne sloty, brakuje mu maszyn, by je obsłużyć, ale oddać ich nie ma zamiaru.
O'Leary zapowiedział, że nie puści tego płazem i wezwał rząd Portugalii wraz z Komisją Europejską do interwencji.
Sam TAP Portugal nazywa natomiast linią-zombie, w którą rząd wpakował 3 mld euro.
Ryanair na wojennej ścieżce
Takie bitwy będą miały pewnie miejsce w całej Europie. Na trasie Londyn Stanstead – Lublana lowcost zarezerwował sobie sloty, gdy tylko stało się jasne, że EasyJet z niej rezygnuje. Żeby było śmieszniej, Irlandczycy latali już wcześniej do Słowenii (a konkretnie do Mariboru). Sprzedaż szła świetnie, ale obie strony pokłóciły się o "opłatę reklamową", jaką Ryanair lubi pobrać od samorządów w zamian za latanie z ich portów.
Spójrzmy dalej. W Holandii O'Leary snuł teorie o celowym opóźnianiu prac na lotnisku, które miałoby być alternatywą dla totalnie zakorkowanego Amsterdam Schipol. Zdaniem szefa Ryanaira Holendrzy nie chcą oddać do użytku portu Lelystad, bo lądujące na nim lowcosty stworzą konkurencję dla KLM. Nie jest to z pewnością do końca prawda – rząd spiera się przede wszystkim nad klimatycznymi skutkami tej decyzji.
W wakacje oberwało się portom w Mediolanie i Rzymie. Tu Ryanair miał z kolei problem z bankrutującą Alitalią i wzywał Komisję Europejską do przymusowego zlicytowania slotów. Sęk w tym, że Włosi, jak wszyscy, uznali za stosowane chronić swój rynek, przetrzymując pozwolenia na lądowanie dla następcy Alitalii – ITA Airways.
Do starcia doszło też na lotnisku Orly pod Paryżem. Air France wraz z przyjęciem pieniążków od francuskiego rządu musiał zgodzić się na zwolnienie pozwoleń na lądowanie. Chętni ustawili się w kolejce. Ostatecznie trafiły one do Vuelling. Hiszpański lowcost pokonał m.in Wizzaira i Ryanaira.
O'Leary jednak nie odpuszcza. Wie, że lotniska nie są z gumy, a jego firma wychodzi z pandemii w najlepszej kondycji w Europie. I choć kolejne państwa (jak Belgia, która wprowadziła właśnie podatek od krótkich podróży samolotami) i Komisja Europejska uderzają w rynek lotniczy nowymi regulacjami, latanie przez najbliższe lata wciąż może przynosić niemałe zyski.