REKLAMA

Szef Ryanaira rozwścieczył pasażerów na dobre. Ja bym toczył pianę jak wściekły pies

Michael O'Leary zabrał głos w sprawie niewyjściowej sytuacji, w jakiej znalazł się Ryanair, ale tysiące pasażerów czekających na jakikolwiek kontakt ze strony Irlandczyków w sprawie zwrotu pieniędzy za odwołane loty raczej nie takiego wystąpienia się spodziewało. Szef przewoźnika pochwalił się zapasami gotówki i zapowiedział, że obetnie sobie i pracownikom pensję o połowę. Jak myślicie, co powiedział o pasażerach szturmujących infolinię?

Ryanair uziemiony przez koronawirusa. Michael O'Leary wkurza pasażerów
REKLAMA

Tysiące pasażerów z całej Europy nie mogły doprosić się Ryanaira zwrotu pieniędzy za odwołane loty, ba, jakiejkolwiek reakcji na podjęte próby kontaktu. Tymczasem szef lowcostowca w wywiadzie dla „Financial Timesa” stwierdził, że priorytetem dla jego firmy jest teraz zachowanie jak największej ilości gotówki, tak by przetrwać dwanaście miesięcy bez realizowania lotów.

REKLAMA

Jak siebie znam, gdybym akurat próbował wydobyć od Irlandczyków pieniądze za odwołane loty, toczyłbym pianę jak wściekły pies albo właśnie schodził na atak apopleksji. Naprawdę.

Ryanair ma kasy jak lodu, a na pasażerów

To, co czytamy w internecie, to już nie są zwykłe prośby o jakąkolwiek reakcję na korespondencję wysyłaną pocztą elektroniczną, SMS-ami czy pocztą głosową do biura obsługi klienta. Część pasażerów jest wyraźnie wystraszona, inni nie na żarty wkurzeni. Pozostawieni na lodzie zwołują się w necie, chcą składać pozwy, piszą petycje, nie brakuje dramatycznych apeli, ale sypią się też pogróżki i przekleństwa.

To oczywiste. Nic tak nie wyprowadza ludzi z równowagi, jak brak kontaktu ze strony firmy, której są klientami. Wystarczy poczytać komentarze na Allegro. Wielu poniekąd słusznie odczytuje to jako jednoznaczny sygnał: mamy was w… głębokim poważaniu.

Tymczasem Ryanair zamiast uspokoić atmosferę, dolewa oliwy do ognia. Bo jak inaczej potraktować wystąpienie O’Leary’ego? Firma ewidentnie ma problem, a tu jeszcze wychodzi szef firmy mówi: mamy góry gotówki, dzięki której przetrwamy dwu-, trzymiesięczny kryzys, ale musimy mieć więcej, bo możemy nie latać nawet przez rok.
Co sobie myślicie?

O'Leary: będę musiał wziąć kredyt? Jak to?

Informacje o tym, że Ryanair anuluje loty, a wkrótce (od 24.03) może całkowicie zawiesić działalność, pojawiły w nocy z 17 na 18 marca, o czym w Bizblog.pl informował Adam Sieńko:

W efekcie pasażerowie skasowanych połączeń rzucili się do komputerów, próbując odzyskać pieniądze, a Irlandczycy przestali wyrabiać z obsługą reklamacji, którymi zostali – jak sami przyznają – przytłoczeni. Jakby tego było mało, zdecydowali się na najgorszy chyba ruch z możliwych, odmawiając wszelkich komentarzy na ten temat.

Trudno się dziwić, że w tej sytuacji słowa szefa Ryanaira lotem błyskawicy obiegły europejskie media. Sęk w tym, że Michale O’Leary słowem nie zająknął się o problemach z obsługą klientów. Za to szeroko rozwodził się o tym, że podobnie jak inni przewoźnicy ma poważny problem, ale jednocześnie jego firma ma zapasy pieniędzy, które na pewno pozwolą jej przetrwać.

W połowie marca Ryanair posiadał ponad 4 miliardów euro, dodatkowo ma niewykorzystane linie kredytowe i blisko 300 samolotów wartych nawet 10 mld dol.

Nie spodziewałem się, że w takiej sytuacji będę musiał się zadłużać

– przyznał O’Leary.

Niech Bruksela pilnuje LOT-u i innych

Na początku ubiegłego tygodnia pojawiły się szacunki, z których wynika, że przemysł lotniczy będzie potrzebował pomocy w wysokości do 200 miliardów dolarów wsparcia. O'Leary uprzedził, że UE musi uważać na to, w jaki sposób kraje członkowskie będą udzielać pomocy publicznej krajowym przewoźnikom.

Rządy muszą uważać, aby ratując linie lotnicze, nie doprowadzili do masowych zakłóceń na rynku, gdy dobrze zarządzane linie lotnicze (czytaj Ryanair – przyp. red.) będą musiały zmagać się z konkurencją znacjonalizowanych i dotowanych przez państwo przewoźników.

– przestrzegł szef Ryanaira.

Nieważne, że jednocześnie przyznał, że sam spodziewa się, że otrzyma pomoc od rządów Zjednoczonego Królestwa i Irlandii na ratowanie miejsc pracy.

REKLAMA

A tak swoją drogą, mówiąc o nacjonalizowaniu i dotowaniu linii lotniczych, miał na myśli PLL LOT?

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA