REKLAMA

Rosjanie chcą zwrócić samoloty w leasingu. Bardziej boją się utraty twarzy niż gniewu Putina

No i mamy wyłom. Monolit, jakim wydawało się stanowisko rosyjskich linii lotniczych w sprawie zwrotu samolotów leasingodawcom z zagranicy, zaczyna się kruszyć, bo prywatni przewoźnicy są coraz bardziej przerażeni długofalowymi konsekwencjami decyzji o przywłaszczeniu leasingowanych maszyn. Część z nich zamierza prawdopodobnie olać Putina, dogadać się z Zachodem i liczyć na szybki koniec wojny.

Linie lotnicze w Rosji. Prywatni przewoźnicy chcą oddać leasingowane samoloty
REKLAMA

Kilka dni temu prezydent Rosji podpisał ustawę, która pozwala przewoźnikom rejestrować samoloty należące do zagranicznych leasingodawców jako swoje. To odwet za sankcje nałożone przez Unię Europejską na rosyjski przemysł lotniczy. UE nakazała firmom zerwanie umów z liniami lotniczymi.

REKLAMA

Przewoźnicy powinni zwrócić sprzęt do 28 marca. Robią jednak wszystko, by tego uniknąć, bo Putin nie może im zaoferować rosyjskich zamienników w takich ilościach i takiej klasy, jak samoloty produkowane przez Boeinga i Airbusa.

Świat biznesu odebrał więc ustawę jednoznacznie: to przyzwolenie i zachęta do kradzieży.

Państwowe linie lotnicze jak Aerofłot czy należący do niego lowcost Pobieda wyboru za bardzo nie mają. Putin powiedział, że nie oddawać, to nie oddawać. Reszta komercyjnych przewoźników, wśród których znajduje się m.in. S7 Airlines i Nordwind nie musi jednak iść ślepo tą ścieżką. I wygląda na to, że nie zamierza.

Oficjalnie jest na ten temat cicho. Dyrektor generalny Air Lease Corp John Plueger przyznał jednak, że widzi po stronie rosyjskich linii lotniczych dużo dobrej woli. Szef spółki leasingowej mówił, że przewoźnicy zdają sobie sprawę z tego, że kryzys w końcu się skończy

Jak na razie odzyskiwanie należności idzie dzierżawiącym nad wyraz topornie. Firmom udaje się odzyskiwać pojedyncze maszyny, które zabłąkały się na jednym z lotnisk poza Rosją. Zazwyczaj dzięki dobremu refleksowi, zanim jeszcze samolot zdąży zatankować i zabrać pasażerów z powrotem do Moskwy. Większość linii poza granice już jednak nie lata, co właściwie uniemożliwia zarekwirowanie im samolotów.

Wielu ekspertów twierdziło nawet, że należy postawić krzyżyk na ok. 500 maszynach, jakie rosyjskie linie leasingują od spółek spoza kraju. Z danych Cirium wynika, że do tej pory leasingodawcy odzyskali łącznie 79 samolotów.

Jeżeli prywatni przewoźnicy zdecydowaliby się na zwrot samolotów, muszą być przygotowani, że błyskawicznie znajdą się na cenzurowanym. Przez Putina, który ostatnio podkręca antyzachodnią retorykę, może to zostać odebrane wręcz jako zdrada.

Z drugiej strony szefowie linii mają świadomość, że obecny prezydent nie jest wieczny, a konfiskata zachodniego majątku na długie lata odetnie je od możliwości współpracy z leasingodawcami. Bo w końcu kto chciałby robić interesy z firmami, które w biały dzień okradają kontrahentów.

Rosyjskich przewoźników czeka więc balansowanie na cienkiej linie. Jakiej decyzji nie podejmą, z pewnością się komuś narażą. Pytanie, co w tej chwili jest dla nich lepsze: spolegliwość wobec Putina czy pielęgnowanie stosunków z Zachodem.

REKLAMA

Szefowie państwowych spółek - Aerofłotu i Pobedy - rozwiązali ten dylemat zapadając się po prostu pod ziemię. Nikt nie wie, gdzie są ani co robią. Być może boją się odpowiedzialności karnej, bo ostatecznie ciężar decyzji spadnie przecież na ich barki. No ale jeśli wszyscy prezesi z branży zachowaliby się w analogiczny sposób, to z rosyjskiego lotnictwa za moment nie byłoby co zbierać.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA