Władimir Putin podpisał w poniedziałek ustawę o wsparciu lotnictwa cywilnego, która w praktyce oznacza przywłaszczenie sobie przez rosyjskie linie lotnicze setek samolotów, które leasingowały na Zachodzie. Broniąc się przed sankcjami poprzez kradzież majątku zachodnich firm, Rosja pali kolejne mosty z cywilizowanym światem. Powrót Rosji do grona państw, z którymi można prowadzić normalne interesy, może zająć długie lata.
Jak napisano w uzasadnieniu ustawy, która już została opublikowana na rosyjskim odpowiedniku naszego Dziennika Ustaw, chodzi o utrzymanie floty zagranicznych samolotów u rosyjskich operatorów, by zachować sprawne funkcjonowanie lotnictwa cywilnego w ramach środków antysankcyjnych. Ustawa pozwala też nadać nową certyfikację samolotom przez rosyjskie ośrodki.
Rosyjski rząd różnymi sposobami próbuje ratować twarz, ale fakty są takie, że tamtejsza branża lotnicza w błyskawicznym tempie idzie na dno. Przewoźnicy boją się wylecieć z kraju, samoloty straciły certyfikację i w teorii nie powinny podrywać się w powietrze. Prezesi dwóch głównych linii lotniczych nie wytrzymali ciśnienia i uciekli. Gdzie? Tego nikt nie wie. Ale Rosjanie próbują utrzymać się na powierzchni, jak mogą...
Bermudy topią rosyjskie samoloty
Lista sankcji, problemów i ośmieszających rosyjskie lotnictwo doniesień rośnie z każdym dniem. Gdyby Władimir Putin mógł przed wybuchem wojny założyć, że świat w odwecie uderzy w linie lotnicze finansowane przez Kreml, sam nie wymyśliłby chyba tak negatywnego scenariusza.
Eksperci twierdzili, że w wyniku sankcji rosyjscy przewoźnicy cofną się do lat 90. Dzisiaj wygląda to na mocno optymistyczne założenie. Aerofłot i reszta nie mają gdzie latać, a za chwilę nie będą mieli też czym latać. Cała zachodnia półkula tylko czeka, aż samoloty rosyjskich linii pojawią się na lotnisku, by móc je zaaresztować. I wiecie co? To chyba płonne nadzieje, bo w niedzielę maszyny używane przez Rosjan zostały uznane za niezdatne do użytku. I w zasadzie w ogóle nie powinny ruszyć się z parkingu.
Stało się tak w wyniku decyzji urzędu lotnictwa cywilnego Bermudów. Archipelag słynie w świecie biznesu ze swojego statusu raju podatkowego. Linie lotnicze, także z Rosji, chętnie korzystają tam z przywilejów podatkowych i masowo rejestrują swoje samoloty.
No i teraz te Bermudy uznały, że biorąc pod uwagę skalę sankcji, nie mogą już gwarantować, że samoloty latające dla rosyjskich przewoźników są bezpieczne. Nie wiadomo, czy będą one właściwie serwisowane, a urząd nie będzie rozdawał certyfikatów w ciemno i kropka. Koniec z legalnym lataniem.
Od teraz samoloty z flagą Rosji są jak samochody bez przeglądu
Niby nie znaczy to, że są niesprawne, ale nikt nie da głowy, że dolecimy nimi na miejsce. Taka ruletka. Branżowy analityk Alex Macheras pisze, że na Bermudach zarejestrowana jest połowa rosyjskiej floty – chodzi o 745 samolotów.
Ekspert dzieli się zresztą dość ciekawą obserwacją w sprawie tego, jak przewoźnicy radzą sobie z presją ze strony leasingodawców. Pisałem niedawno, że rosyjski rząd zmienił zdanie i zamiast nacjonalizować samoloty, próbuje udawać, że wszystko działa po staremu. Po prostu, zamiast płacić za dzierżawę w dolarach, chce opłacać należności w rublach. Żadna różnica, prawda?
Leasingodawcy chyba tak nie myślą, tym bardziej że w świetle sankcji Unii Europejskiej nie mogą prowadzić z przewoźnikami z Rosji żadnych interesów. Macheras donosi tymczasem, że wróbelki tu i tam ćwierkają o grzejących się telefonach w siedzibach rosyjskich linii lotniczych. Wszyscy chcą wiedzieć, jak odzyskać samoloty i to do 28 marca, bo taki termin narzuciła im UE.
Jak odpowiadają Rosjanie?
Nasi sąsiedzi przez chwilę próbowali jeszcze szukać ratunku w Chinach. Bezskutecznie. Rosyjskie agencje prasowe piszą, że Pekin odmówił dostarczania części do samolotów po tym, jak bojkot Rosji ogłosił Airbus i Boeing. Coraz bardziej realny jest więc scenariusz, w którym rosyjskie maszyny będą musiały się kanibalizować.
Mówił o tym na przykład dyrektor Ural Airlines Igor Poddubny. Daje on swojej flocie dwa-trzy miesiące w miarę normalnego funkcjonowania. Potem, dodaje, trzeba będzie zachować się jak wandal i popsuć jedne samoloty, by ratować drugie.
Podsumujmy może pokrótce: rząd zabronił rosyjskim przewoźnikom latać za granicę, bo firmy, które pożyczyły im samoloty, chcą ich zwrotu. Większość maszyn stoi bezużyteczna na płytach lotnisk i pewnie za chwile zostanie rozebrana na części. Gdy te się skończą, trzeba będzie szukać alternatyw, bo Rosja to ogromny kraj, a odłączenie europejskiej części od Syberii będzie mieć dodatkowe skutki dla gospodarki.
A na koniec najlepsze
Prominentne branżowe persony chyba czuły pismo nosem, bo zawinęły się przed kulminacją tego dramatu. Prezes Aerofłotu Michaił Połubojarinow zniknął i nikt nie wie, gdzie jest. Jego zastępca Andriej Panov napisał na Facebooku, że wyjechał z Rosji i nie pracuje już w firmie.
Po ziemię zapadł się też szef należących do Aerofłoty tanich linii Pobieda Andrij Kałmykow. Najwięksi przewoźnicy w kraju nie mają dzisiaj nikogo u swoich sterów. Czy można znaleźć lepszą puentę do obecnej kondycji rosyjskiego lotnictwa?