REKLAMA

Koniec rosyjskiego lotnictwa? Najpierw dojdzie do kanibalizmu. Samoloty zaczną zjadać się nawzajem

Sankcje nałożone przez Zachód na rosyjskie linie lotnicze wychodzą daleko poza zakaz przekraczania granic. Właściwie istnieje spora szansa, że w ciągu najbliższych tygodni branża zostanie rozłożona na łopatki. Linie zaczną bankrutować, naprawa samolotu będzie wymagała zniszczenia jego kolegi z płyty lotniskowej, a ruch nad rosyjskim niebem niemal obumrze.

Koniec rosyjskiej lotnictwa? Najpierw dojdzie do kanibalizmu. Samoloty zaczną zjadać się nawzajem
REKLAMA

Rosyjskie lotnictwo jest w trudnej sytuacji, ale nie beznadziejnej. Przypomina nieco początek pandemii, gdy samoloty zostały uziemione, a lotniska zaczęły świecić pustkami. Sytuacja nie jest jednak aż tak krytyczna, bo Aerofłot czy S7 Arlines wciąż mogą bez przeszkód latać nad terytorium swojego kraju. Nawet jeżeli – jak w przypadku Kaliningradu – wiąże się to z oblatywaniem państw bałtyckich przez Zatokę Fińską. Krajowymi liniami można dostać się też na wakacje m.in. do Stambułu, tajskiego Phuket czy kirgiskiego Biszkeku. Szału nie ma.

REKLAMA

Chwilowo w Moskwie lądują maszyny wiozące turystów z Dominikany, Kuby i Meksyku. Są to jednak loty w jedną stronę, bo Rosjanie zawiesili podróże turystyczne na Karaiby. Trudno im się zresztą dziwić – przez sankcje czas podróży wydłużył się średnio o kilka godzin. Na Karaibach może obecnie przebywać nawet kilkanaście tysięcy rosyjskich turystów.

Sankcje biją w rosyjskie linie

Co czeka ich po powrocie? Otóż nic ciekawego. Państwa UE, Kanada i USA (żeby wymienić tylko największych) zakazały rosyjskim liniom latania po swoim niebie. Kreml odpowiedział tym samym i na jego liście zakazów znajduje się około 40 państw.

Wyjątki? Serbia, Białoruś i Turcja. Z rosyjskich pieniędzy nie zrezygnowały także Emirates i Quatar Airways. Dla pasażerów to jednak niewielka pociecha. Połączeń jest niewiele, loty często wiążą się z przesiadkami, a ich ceny idą w tysiące złotych. Wyboru jednak zbytnio nie ma, bo rodzimi przewoźnicy idą właśnie na dno.

Branża lotnicza w Rosji pogrąży się w najbliższych tygodniach w całkowitym kryzysie, a gwoździem do trumny, wbrew pozorom, może okazać się nie tyle zakaz lotów, ile ograniczenia nałożone na przewoźników przez producentów samolotów. Boeing i Airbus nie będą już dostarczały do Moskwy części zamiennych. Oznacza to, że w przypadku awarii czy serwisu maszyn taki Aerofłot będzie musiał sobie radzić na własną rękę.

Jest to oczywiście możliwe, choć wymaga czasu. Nie wiadomo też do końca, w jaki sposób producenci mogą zareagować na wkładanie do ich maszyn rosyjskich zamienników. Ale to już pytanie, z którym Rosjanie będą musieli zmierzyć.   

Samoloty obu producentów stanowią prawie dwie trzecie rosyjskiej floty. Rosyjskie linie korzystają z 332 samolotów Boeinga i 304 Airbusa.

Samolotowy kanibalizm

Oleg Panteleev, szef rosyjskiej agencji analitycznej AviaPort powiedział Reutersowi, że w międzyczasie Rosjanie zdecydują się prawdopodobnie na swoisty kanibalizm. Naprawa jednego samolotu będzie wymagała wyjęcia części z innego. Panteleev uważa, że nie powinno to stanowić wielkiego problemu, bo zapotrzebowanie na latanie i tak drastycznie spadnie.

Z drugiej strony rosyjskie linie zostaną niebawem mocno przetrzebione. Sporą część ich flot stanowią samoloty, które są leasingowane. Sankcje nakładają tymczasem na europejskie firmy leasingowe obowiązek zerwania powiązań finansowych z Rosją w ciągu 30 dni.

Tylko w przypadku AerCap, która jest największą na świecie firmą leasingującą samoloty - mówimy o 152 maszynach. Przewoźnicy stracą łącznie setki maszyn. Należącą do Aerofłotu Pobeda potwierdziła już, że zażądano od niej wydania samolotów.

Pobeda nie może natychmiast zastąpić samolotów, o które ją poproszono, innymi samolotami, ale nie planuje zawiesić swoich operacji

– podał Interfax.

Nawet gdyby sankcje się nie pojawiły, przewoźnicy i tak mieliby problemy z regulowaniem zobowiązań. Po 12 marca wiele banków zostanie wyłączonych z systemu SWIFT.

REKLAMA

Jaki los czeka rosyjskie linie lotnicze?

Kreml nie pozwoli raczej upaść państwowemu gigantowi - Aerofłotowi - ale drugi co do wielkości S7 Arlines znajdzie się w tarapatach. John Gradek, ekspert lotniczy z kanadyjskiego Uniwersytecie McGill w rozmowie z Euronews daje mu od 45 do 60 dni życia.

Resztę czeka wegetacja. Tak samo zresztą jak całą rosyjską gospodarkę.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA