3000 zł na węgiel doprowadzi was do szału. Poważny błąd rozwali system i nerwy milionów Polaków
Wypełniłem wniosek o 3 tys. zł dopłaty do węgla, a pieniędzy nie dostałem – podobne frazy mogą już za kilka miesięcy robić furorę w wyszukiwarkach internetowych. W czym tkwi problem? Urzędnicy, którzy dostaną wnioski w formie papierowej mają aż sześć miesięcy na wprowadzenie ich do systemu. Odległy termin nie dziwi, bo roboty jest cała masa, ale co z pieniędzmi wnioskodawców? Nawet jeżeli przelewy wpłyną na ich konta, na kupno węgla może być już za późno.
Analizując terminy, jakie ustawodawca wyznaczył osobom starającym się o 3000 dopłaty do węgla i te dotyczące ram czasowych dla urzędników w oczy od razu rzuca się pewna niekonsekwencja.
Przyjrzymy się dokładnie. Wniosek do gminy o dofinansowanie należy złożyć do 30 listopada 2022 r. Składający dokumenty powinien otrzymać obiecane przez rząd 3 tys. zł w terminie maksymalnie 30 dni kalendarzowych. Wszystko jasne, prawda?
Polacy palą czarne złoto
To patrzcie teraz. Zachęta w postaci dopłat zmotywowała Polaków do zmiany zdania. Przepisy nakazywały zadeklarowanie źródeł ciepła do 30 czerwca 2022 r. Teraz mamy wysyp wniosków, w których nasi rodacy twierdzą, że fatalnie się pomylili. Węglem palę, panie władzo, oczywiście, że węglem – twierdzą. Nie da się jednak zmienić wcześniejszych deklaracji. Należy złożyć nowe, co też wnioskodawcy chętnie czynią. W tym samym położeniu są też osoby, które się zagapiły i w ogóle nie złożyły obowiązkowych deklaracji do 30 czerwca.
Pół biedy, jeżeli wniosek złożymy przez internet. Problem pojawia się dopiero przy papierowych wnioskach składanych osobiście na ręce urzędnika lub za pośrednictwem poczty. W takich przypadkach, pisze Główny Urząd Nadzoru Budowlanego, na rozpatrzenie jest sześć miesięcy od dnia ich złożenia! Wyjątkiem są nowo powstałe budynki, w których źródło ciepła zostało uruchomione po 1 lipca 2022 r.
Co to oznacza? Może się okazać, że zgodnie z przepisami urzędnik wprowadzi wniosek grubo po 30 dniach od jego złożenia i, co za tym idzie, o otrzymaniu kasy w ustawowym terminie będzie można zapomnieć.
Z najnowszych danych dot. deklaracji źródeł ciepła wynika, że papierowa wersja cieszy się dużo większą popularnością niż online. Na 6,8 mln deklaracji typu A (budynki mieszkalne) fizyczną formę wybrało ponad 5 mln wnioskodawców. W przypadku formularza typu B (budynki niemieszkalne) z pomocy urzędnika skorzystało 340 tys. na 580 tys. wnioskujących.
Gminy nie wyrabiają z pracą
Można rzecz jasna założyć, że pracownicy gmin uwiną się jednak z wklepywaniem danych do systemu i dopłaty na węgiel nie wylądują na kontach Polaków w środku sezonu grzewczego. To jednak chyba zbyt optymistyczna prognoza.
Już przy pierwszy podejściu urzędy zakorkowały się bowiem na amen. W połowie czerwca GUNB zapytał urzędników, jak idzie im żmudna papierkowa robota. Wyszło na to, że w wielu miejscach potworzyły się zatory, bo samorządom zwyczajnie brakowało rąk do pracy. Najgorzej było w gminie Olszanica, gdzie tysiąc deklaracji przerabiała... jedna osoba. W rozmowie z PAP Jakub Paleczny z Referatu Rozwoju szacował, że jest ona w stanie wprowadzić do systemu 50 wniosków dziennie. Teraz zabawa zaczyna się od nowa, bo odkąd Polacy usłyszeli w telewizji, że na węgiel można wyrwać od państwa 3 tys. zł w siedzibach gmin rozdzwoniły się telefony.
W tym kontekście decyzja, by nie rozliczać wnioskodawców z tego, na co wydali pieniądze jest całkiem rozsądna. Bo jeżeli otrzymają oni pieniądze w środku sezonu grzewczego to na węgiel raczej się już nie zdecydują.