REKLAMA

Polski Ład jeszcze długo będzie jak Cyberpunk. Nikt w rządzie nie wie, skąd się wzięła kwota 12 800 zł

12 800 zł. Taką kwotę premier Morawiecki rzucił na konferencji prasowej, by uspokoić krzyki, że wszyscy na Polskim Ładzie tracą. Problem polega na tym, że nikt w rządzie nie wie, skąd ona się wzięła. Ponieważ konferencja prasowa i pokazywane na niej slajdy to już od pewnego czasu źródło prawa, więc teraz trzeba więc cały system podatkowy skalibrować pod słowa premiera. Ale nikt nie wie, jak to zrobić, jest więc jeszcze większy chaos.

Polski Ład długo będzie bublem. Nawet w rządzie nikt nie wie, o co chodzi z kwotą 12 800 zł
REKLAMA

Wiemy, że kolejne łaty w Polskim Ładzie nie przyjdą szybko. I dobrze, szybko już było i wyszło fatalnie. Na razie wiadomo jedynie, że łatanie Polskiego Ładu zlikwiduje idiotyczny obowiązek płacenia składki zdrowotnej od sprzedaży firmowego majątku i ulży trochę rodzicom.

REKLAMA

Pośpiech w naprawianiu gigantycznego chaosu w reformie podatkowej nie jest już mile widziany w resorcie finansów. Nareszcie ktoś poszedł po rozum do głowy!

Plan jest taki, żeby przygotować najpierw najbardziej oczywiste łatki, które naprawią największe absurdy i są stosunkowo łatwe do opracowania, a na większe zmóżdżenie się trzeba dać sobie czas - pisze „Dziennik Gazeta Prawna” na podstawie rozmów z politykami zaangażowanymi w przygotowanie reformy.

I dobrze. To znaczy, dobrze moim zdaniem i tak już nie będzie, bo pierwotnie zaplanowana w Polskim Ładzie większą progresja podatkowa, która była istotą zmiany, już dawno została pogrzebana.

Ale dobrze, że politycy w końcu zrezygnują ze szkodliwego pośpiechu, próbując przynajmniej jakoś poukładać te porozrzucane klocki, które w dodatku są każdy z innego kompletu.

A to nie jest łatwe, bo premier, z powodów wizerunkowych, zapowiedział rozszerzenie ulgi dla klasy średniej na kolejne grupy podatników, nie tylko tych pracujących na etacie, ale również emerytów, pracujących na umowach cywilnoprawnych czy umowach autorskich.

W dodatku rzucił jedną nieźle brzmiąca kwotę, która ma być progiem zysku/straty dla wszystkich, a przecież różne formy zatrudnienia mają różne zasady rozliczeń podatkowych, więc stworzenie przepisów, które dadzą każdemu ten sam efekt to karkołomne zadanie.

A to nie jest łatwe, bo premier, z powodów wizerunkowych, zapowiedział rozszerzenie ulgi dla klasy średniej na kolejne grupy podatników, nie tylko tych pracujących na etacie, ale również emerytów, pracujących na umowach cywilnoprawnych czy umowach autorskich.

W dodatku rzucił jedną nieźle brzmiąca kwotę, która ma być progiem zysku/straty dla wszystkich, a przecież różne formy zatrudnienia mają różne zasady rozliczeń podatkowych, więc stworzenie przepisów, które dadzą każdemu ten sam efekt to karkołomne zadanie.

No ale decyzja polityczna zapadła, więc Ministerstwo Finansów musi jakoś sprostać. Szczerze urzędnikom teraz współczuję, bo właściwie nie ma tu dobrego i prostego rozwiązania.

Albo wymyślą nową ulgę dla klasy średniej dla wszystkich poza etatowcami, która bebechy będzie miała zupełnie inne, ale efekt da podobny co ta pierwsza: albo trzeba będzie przygotowywać rozliczenia w dwóch systemach jednocześnie: po staremu i po nowemu, a na koniec ewentualny ubytek w kieszeni podatnika zwracać w rozliczeniu rocznym. Koszmar.

Trzymajcie więc kciuki, żeby MF próbując ratować sytuację, jeszcze bardziej jej nie zagmatwał.

Długo nikt się nie odważy na reformy, więc z tym, co teraz wymyśli MF zostaniemy na lata

Najgorsze w tym wszystkim jest to, że doszliśmy do takiej oto sytuacji, że z powodów politycznych naobiecywano Polakom różnych rzeczy i przy każdej kolejnej obietnicy nikt nie fatygował się już nawet, by skalkulować, ile to będzie kosztowało. To jest dopiero koszmar!

To rzucanie obietnicami na stęknięcie tej czy innej grupy interesu spowodowało, że reforma, która miała system uczynić bardziej sprawiedliwym, stała się niemal powszechną obniżką podatków dla wszystkich, która nie wiadomo, ile będzie (nas wszystkich) kosztować. To taka gra w ciemno. 17 mld zł? 20 mld zł? Więcej? I już nawet nie chodzi o to, ile, ale że nikt nie wie, ile.

A najśmieszniejsze jest to, że mimo iż rządowi rzeczywiście może z tego wyjść powszechna obniżka podatków, to suweren i tak tego nie doceni, przeciwnie, już i tak wszyscy są wściekli. 

Wiecie, co to oznacza? Że z tym potworkiem, który ostatecznie rządowi wyjdzie - lepszym lub gorszym - będziemy żyć bardzo długo, bo żadna kolejna władza nie zdecyduje się zaryzykować złości wyborców. Potknięcie PiS zabetonuje nas system podatkowy na lata.

Na razie ratunek dla rodzin wielodzietnych i firm z zapchanymi magazynami

Tymczasem do naprawy są oczywiste błędy i tymi urzędnicy zajmą się natychmiast, bez zbędnego dumania. Co zostanie naprawione w pierwszej kolejności? Nowy wiceminister finansów Artur Soboń, oddelegowany do naprawy Polskiego Ładu z resortu rozwoju zapowiedział już kilka zmian.

Po pierwsze zmiana sposobu naliczania składki zdrowotnej od majątku firmowego, samochodu czy nieruchomości, bo ta liczna była na gorszych zasadach niż sam podatek i rodziło to gigantyczny absurd.

Po drugie, przedsiębiorcy rozliczający się na księdze przychodów i rozchodów nie będą musieli płacić składki zdrowotnej od towarów, które po 2021 r. zostały im w magazynach, a więc będą mogli uwzględnić różnice remanentowe.

REKLAMA

Ulga przyjdzie również dla rodziców posiadających czworo i więcej dzieci. Polski Ład bowiem wprowadzał limit w wysokości 3089 zł dochodu, powyżej którego zarobki pełnoletniego dziecka odbierają rodzicowi ulgę podatkową „zwolnienie 4+”. Limit ten ma zostać podniesiony, by nie pozbawiać rodziców ulgi, a młodych ludzi w rodzinach wielodzietnych szansy na zarobienie zaskórniaków choćby podczas wakacji.

I to tylko szczegóły - tu nic nie może nie wyjść w projektowaniu tych łat. Trochę się jednak boję o tę nowelizację, która ma dostosować system do granicy 12 800 zł. Przecież to tak naprawdę pisanie Polskiego Ładu od początku!

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA